Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
IAR / PAP
Artur Jaryczewski 24.01.2015

"Frankowicze" wyszli na ulice. "Banki to rosyjska ruletka w państwie bezprawia"

"Nabici we franka nie damy się bankom" i "banksterom stop" - pod takimi hasłami w kilku miastach Polski protestowały osoby, które zaciągnęły kredyty we frankach szwajcarskich.
Protest w KrakowieProtest w KrakowiePaweł Pawlica/IAR

Ponad 100 osób, posiadaczy kredytów hipotecznych we frankach szwajcarskich demonstrowało w sobotę na Rynku Głównym w Krakowie. Mieli ze sobą transparent "Banksterom Stop" i domagali się od rządu i banków przyjęcia rozwiązań, które zneutralizują skokowy wzrost wartości szwajcarskiej waluty. - Jesteśmy tutaj, żeby pokazać się, że jesteśmy normalnymi ludźmi, że chcemy trochę sprawiedliwości, że chcemy trochę zmienić układ sił na linii bank-klient - zaznaczył Tomasz Sadlik, założyciel Stowarzyszenia Obrony Poszkodowanych przez Banki Pro Futuris. Powstało ono pod koniec 2013 r. Zrzesza tych, którzy czują się oszukani przez banki udzielające kredytów mieszkaniowych we frankach szwajcarskich.

Jak tłumaczyli zebrani, przychodząc na krakowski Rynek chcieli też pokazać, że są zwykłymi ludźmi, którzy ciężko pracują, żeby spłacać kredyt na mieszkanie. - Boli nas mit, że "frankowicze" to majętne osoby, które z pełną świadomością godziły się na ryzyko wahań kursowych. Tymczasem odmawiamy sobie podstawowych rzeczy, żeby tylko spłacać kolejne, rosnące raty kredytu - mówili.

Niedaleko szczecińskiego magistratu zebrało się w sobotę po południu około 50 osób. Jedna z kobiet, która przyjechała z pobliskiego Stargardu Szczecińskiego, mówiła dziennikarzom, że jest w "dramatycznej sytuacji"; po sześciu latach spłacania kredytu ma 100 proc. więcej do zapłaty. Jak dodała, jest w takim wieku, że nie spłaci kredytu nawet na emeryturze i zostawi go dzieciom. Mężczyzna, który wziął kredyt we frankach na 20 lat, wypowiadał się w podobnym tonie, nazywając tę sytuację "skandalem". Jak mówił, kiedy brał kredyt, frank był wart 2,2 zł, a teraz sięga prawie 4,4 zł.

Szczecińskiego spotkania nie zgłoszono w urzędzie miejskim. Policja wylegitymowała jednego z uczestników i poinformowała o konieczności rejestracji większych zgromadzeń. Osoby biorące udział w spotkaniu rozeszły się po ponad godzinie - poinformowała zachodniopomorska policja.

"Banki to rosyjska ruletka w państwie bezprawia"

Pod hasłami m.in. "Nabici we franka nie damy się bankom", "Banki to rosyjska ruletka w państwie bezprawia", "Tysiące pozwów to kwestia czasu" kilkadziesiąt osób zadłużonych we frankach pikietowało w pasażu Schillera w Łodzi. Podkreślali, że czują się oszukani; ich zdaniem rząd wiedział, co się dzieje i nie informował klientów banków o zagrożeniu, a obecnie nic nie robi, żeby pomóc ludziom.

- My - jako "frankowicze" - nie oczekujemy litości, oczekujemy sprawiedliwości. W innych krajach np. na Węgrzech, w Chorwacji ten problem dostrzeżono, u nas rząd nie bardzo chce to dostrzec. Rząd powinien zająć jasne stanowisko, jeżeli chodzi o rolę, miejsce, charakter, w jakim występowały banki w tym procederze, bo to proceder na granicy prawa - mówił dziennikarzom jeden z organizatorów pikiety Dariusz Piechulski.

Jedna z pikietujących kobiet mówiła, że gdy brała kredyt kilka lat temu, jego rata wynosiła 2,6 tys. zł, obecnie jest to już ponad 4 tys. zł. Michał Owczarski, który także kilka lat temu wziął kredyt we frankach podkreślał, że ani jego "doradca", ani bank nie weryfikowali ryzyka, czy jego dochodów. - Mój doradca powiedział w banku, że jestem ok, mam trójkę dzieci, prowadzę działalność i na pewno sobie poradzę. Mógłbym mieć jeszcze jedno dziecko, ale spłacam kredyt i nie będę go miał. To są koszty społeczne - powiedział łodzianin.

Źródło: TVN24/x-news

W Warszawie przed Pałacem Prezydenckim "spacerowało" kilkaset osób. Rozżaleni, mówili, że w takiej sytuacji, która nie jest zawiniona przez kredytobiorców, powinno pomóc państwo, regulując przepisy dot. spłat kredytów. - Chcielibyśmy, by rząd zaczął prowadzić dialog z nami, a KNF zaczął robić swoją pracę - mówił Maciej Janiszewski, jeden z uczestników "spaceru". Jak mówił, banki udzielały kredytów zbyt łatwo; on, jako 22 letni człowiek dostał półmilionowy kredyt. Wcześniej rata spłaty wynosiła ok. 2 tys. zł, obecnie to już ponad 4 tys. zł miesięcznie.

Przed tygodniem szwajcarski bank centralny (SNB), ogłaszając nieoczekiwanie, że uwalnia kurs swojej waluty, spowodował panikę na rynku. Dotychczas SNB utrzymywał sztywny kurs, co oznaczało, że euro nie mogło kosztować mniej niż 1,20 franka. Decyzja SNB sprawiła, iż frank mocno zyskał na wartości, w tym wobec złotego. W miniony czwartek za franka trzeba było zapłacić rekordowe 5,19 zł, choć dzień wcześniej płacono za niego 3,57 zł. Tak istotny wzrost notowań franka to problem dla ok. 550 tys. polskich kredytobiorców zadłużonych w tej walucie.

PAP/IAR/aj