Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
IAR / PAP
Klaudia Hatała 17.03.2015

Te wybory mogą całkowicie zmienić scenę polityczną w Izraelu. Szewach Weiss: możliwy precedens, jak wybór Obamy na prezydenta USA

Trwają wybory do izraelskiego parlamentu, Knesetu. Są one postrzegane jako plebiscyt w sprawie dalszego przywództwa lidera prawicowego Likudu i obecnego premiera Benjamina Netanjahu
Posłuchaj
  • Wybory parlamentarne w Izraelu. Relacja Jarosława Kociszewskiego (IAR)
  • Znawca Izraela i dziennikarz Radiowej Trójki Marcin Gutowsk o niespodziewanym zwrocie w Izraelu (IAR)

Przed wyborami, które rozstrzygną, czy Benjamin Netanjahu, rządzący nieprzerwanie od siedmiu lat, stanie na czele rządu po raz czwarty, popularność jego bloku spadała, a przewagę utrzymywał centrolewicowy Blok Syjonistyczny Isaaka Herzoga i Cipi Liwni.

Jednak w Izraelu prezydent powierza misję formowania rządu niekoniecznie zwycięzcy wyborów, lecz temu, kto spośród 120 deputowanych Knesetu jest w stanie stworzyć większościową koalicję.

Na trzecim miejscu w sondażach znalazła się Zjednoczona Lista Arabska, blok wyborczy społeczności arabskiej, skupiający na swoich listach zarówno muzułmanów, jak i chrześcijan, żydów i druzów.

Wyniki w czwartek

W kampanii kwestia zakończenia konfliktu izraelsko-palestyńskiego nie miała wielkiego znaczenia. Opozycja skoncentrowała się na krytykowaniu rządu Netanjahu za bezczynność lub bezradność w kwestii stale rosnących cen mieszkań, korupcji na wysokich szczeblach władzy oraz za starcie dyplomatyczne z Waszyngtonem na tle irańskiego programu nuklearnego.

Uprawnionych do głosowania jest prawie 5,9 mln wyborców, którzy będą mogli oddać głos w godz. 6-21 czasu polskiego. Pierwsze wyniki exit poll są oczekiwane natychmiast po zamknięciu lokali wyborczych. Natomiast rezultaty ostateczne powinny zostać ogłoszone w czwartek po południu - podała izraelska komisja wyborcza.

Obserwatorzy zastrzegają, że ze względu na wyborczą arytmetykę zapewne kilka tygodni trzeba będzie czekać na nazwisko nowego szefa rządu. W weekend Netanjahu i Herzog wykluczyli utworzenie po wyborach rządu jedności narodowej.

Mnogość małych partii wchodzących do parlamentu sprawia, że proces tworzenia rządu jest skomplikowany, a koalicje chronicznie niestabilne. We wtorkowych wyborach o głosy wyborców walczą kandydaci z 25 list; według sondaży 11 z nich może być reprezentowanych w parlamencie.

Zdaniem izraelskich komentatorów to Netanjahu, pomimo gorszej pozycji Likudu w sondażach, ma większe szanse na stworzenie koalicji przy wsparciu partii centrowych i religijno-ortodoksyjnych. Większe problemy ze zbudowaniem sojuszu może mieć Herzog, gdyż lewicowych partii, których główną cechą jest łagodniejsze podejście do kwestii palestyńskiej, na izraelskiej scenie politycznej jest niewiele.

"Możliwe wydarzenie bez precedensu"

- Po raz pierwszy od wielu lat nikt nie wie, kto będzie nowym premierem Izraela. Możliwy jest rząd z partiami arabskimi, co byłoby wydarzeniem bez precedensu, porównywalnym z wyborem Baracka Obamy na prezydenta USA - ocenił Szewach Weiss.

Były ambasador Izraela w Polsce podkreślił, że aby zrozumieć obecną sytuację polityczną w Izraelu, trzeba uświadomić sobie, jaka kultura polityczna panuje w tym kraju. - Nigdy w Izraelu, a są to już dwudzieste wyboru do Knesetu, nie ujawniła się partia, mająca samodzielnie większość. Zawsze istniały duże partie, które miały poparcie na poziomie 40 proc. Przez wiele lat była to Partia Pracy, a później mający wielką siłę na prawicy Likud. Każda z nich do stworzenia większościowej koalicji potrzebowała mniejszego ugrupowanie, którym przeważnie była jedna z partii religijnych - powiedział Weiss.

Zaznaczył, że ostatnia dekada, która przyniosła podziały wewnątrz największych partii, doprowadziła do sytuacji, w której zarówno rządząca obecnie prawica premiera Benjamina Netanjahu, jak i lewicowa opozycja w postaci Bloku Syjonistycznego, mogą liczyć jedynie na około 20 proc. wszystkich głosów.

- Blok Syjonistyczny, składający się z Partii Pracy Isaaka Herzoga i kierowanego przez Cipi Liwni ugrupowania Ruch, powstałego na gruzach Kadimy Ariela Szarona, ma obecnie przewagę jedynie 3-4 mandatów, co w ogólnym rozrachunku niewiele znaczy - uważa Weiss.

Były ambasador podkreślił, że dużą rolę w tworzeniu nowego rządu ma prezydent Izraela Reuwen Riwlin, który po wyborach powierza misję sformowania nowego gabinetu niekoniecznie zwycięzcy wyborów, lecz temu, kto spośród 120 deputowanych Knesetu jest w stanie stworzyć koalicję, zapewniając sobie poparcie innych ugrupowań.

Kilka możliwych scenariuszy

W ocenie Weissa ta sytuacja tworzy kilka możliwych powyborczych scenariuszy - Bardzo prawdopodobne jest, że Benjamin Netanjahu po tylu latach pełnienia urzędu premiera nie będzie mógł stworzyć koalicji. To dlatego te wybory są tak personalne i bardzo ostre, bo pierwszy raz od 14 lat, kiedy to premierem był polityk lewicy Ehud Barak, premierem Izraela nie zostałby polityk prawicowy - podkreślił.

Jego zdaniem, jeśli wybory wygra Blok Syjonistyczny, to sam Herzog także nie będzie w stanie zbudować większości w Knesecie. - Lider Partii Pracy będzie miał problem, aby znaleźć koalicjanta, który da mu większość. Wśród pozostałych partii jest tylko jedno ugrupowanie lewicowe tj. partia komunistyczna, która jednak nie zagwarantuje Herzogowi większości. Pozostali potencjalni przyszli koalicjanci to albo partie religijne, jak trzeci w sondażach sojusz partii arabskich, który może zdobyć 13-14 proc., albo też ugrupowania o znacznie przeciwnych od Partii Pracy poglądach - zaznaczył.

- Ważne jest rozumieć, co to znaczy być dzisiaj lewicą w Izraelu. Ci, co mają politykę kompromisową względem relacji z Palestyną, nazywani są lewicą, a ci, co ostrzej podchodzą do tego konfliktu, to jest dzisiaj prawica. Sprawy socjalne i gospodarcze to są tylko hasła, Żydzi i Arabowie w Izraelu są w stanie się w tych kwestiach porozumieć i czasami w tych tematach to prawica jest bardziej lewicowa i odwrotnie, podobnie jak to ma miejsce w Polsce - podkreśla Weiss.

W jego ocenie, nawet jeśli Herzog będzie pierwszy w wyborach, to do samego końca trudno przewidzieć, czy stworzy on większościową koalicję. Natomiast kluczem do powyborczej układanki mogą być partie centrowe: Jest Przyszłość, My Wszyscy i partia imigrantów z byłego ZSRR Awigdora Liebermana.

- Dość dużo w ostatnich dniach w Izraelu mówi się o tym, że te trzy partie centrowe mogą stworzyć blok parlamentarny centrum i wtedy będą mieli więcej posłów niż Herzog i Liwni osobno i Netanjahu osobno. Oni mogą mieć szanse stworzyć koalicję zarówno z Herzogiem, jak i z Netanjahu, a to by oznaczało, że jeden z liderów centrowych zostanie wówczas premierem - uważa Weiss.

Inny wariant, który także jest mocno obecny w kampanii to zdaniem byłego ambasadora taki, w którym dojdzie do koalicji Netanjahu z Herzogiem i powołania wspólnego narodowego rządu. Choć - jak dodał Weiss - obecnie obaj politycy taki scenariusz wykluczają.

Zdaniem Weissa istnieje jeszcze jeden możliwy scenariusz, o którym coraz głośniej w Izraelu. Zakłada on stworzenie koalicji lewicy z partiami arabskimi. - Byłby to precedens w historii państwa izraelskiego porównywalny z wyborem pierwszego czarnoskórego prezydenta Stanów Zjednoczonych Baracka Obamy. Pytanie tylko, czy obecna klasa polityczna i naród izraelski są na taką niespodziankę gotowi - powiedział.

"Izraelczycy poszukują bezpieczeństwa"

Znawca Izraela i dziennikarz Radiowej Trójki Marcin Gutowski podkreśla, że powodem tak niespodziewanego zwrotu w Izraelu jest m.in. rosnący kryzys gospodarczy w Izraelu, w tym drożyzna. - Izraelczycy poszukują bezpieczeństwa w kwestiach socjalnych. Problemy na rynku mieszkaniowym są gigantyczne. Ceny mieszkań i wynajmu są horrendalne. Koszty utrzymania i życia są bardzo wysokie i to uwiera Izraelczyków. Oni nie chcą już słyszeć o zagrożeniu ze strony Iranu, ale chcą żyć spokojnie, wynajmować taniej mieszkania, płacić mniej za jedzenie i benzynę - mówi Marcin Gutowski.

Dziennikarz Trójki i autor wydawanej właśnie książki „Święta Ziemia. Opowieści z Izraela i Palestyny” dodaje, że obecny premier Benjamin Netanjahu od wielu lat koncentrował się głównie na zagrożeniu ze strony Iranu czy Palestyńczyków. Ale jak mówi Marcin Gutowski, spora część Izraelczyków przestała już reagować na takie straszenie.

- Wydaje mi się, że Benjamin Netanjahu przeszarżował. To straszenie zagrożeniem zewnętrznym, które do tej pory odnosiło skutek i zapewnianie bezpieczeństwa przed spadającymi z Gazy rakietami, przestało Izraelczykom wystarczać. Oni chcą spokojnego życia za mniejsze pieniądze - mówi Gutowski.

IAR,PAP,kh