- Grecja nie opuści strefy euro, ponieważ taka porażka byłaby bardzo poważna dla Europy - ocenił były przewodniczący Komisji Europejskiej Romano Prodi, przestrzegając przed tym, by Ateny nie stały się "naszym Sarajewem".
- Historia może płatać figle, pierwsza wojna światowa wybuchła również na skutek małego incydentu, ale mam nadzieję, że Ateny nie będą naszym Sarajewem - powiedział Prodi.
Nikt się nie odważy
Prodi, który stał również na czele włoskiego rządu, ocenił, że porozumienie Grecji z międzynarodowymi kredytodawcami zostanie znalezione, gdyż ani kanclerz Niemiec Angela Merkel, ani obecny szef KE Jean-Claude Juncker, ani szefowa Międzynarodowego Funduszu Walutowego Christine Lagarde nie wezmą odpowiedzialności za wyjście Grecji ze strefy euro.
Brak kompromisu miedzy Grecją i jej wierzycielami "jest czymś nie do pomyślenia" - powtórzył Prodi, który chce wierzyć w porozumienie, gdyż - jak to ujął - porażka byłaby dotkliwa. - Nieszczęście polega na tym, że instytucje europejskie są "jak chleb upieczony w połowie". To dlatego "nie są w stanie zmierzyć się z bieżącym kryzysem, ani potwierdzić swej pozycji w świecie" - ocenił.
Jego zdaniem brakuje faktycznych władz europejskich, których nie chcą państwa - "zakładnicy swych wewnętrznych problemów politycznych". - Gdyby takie władze istniały, Grecja prawdopodobnie wcale nie weszłaby do strefy euro - zauważył Prodi.
- Jeśli Europa chce się z tego wydostać (z kryzysu), musi natychmiast reagować poprzez ustanowienie prawdziwej władzy federalnej - powiedział były przewodniczący Komisji 1999-2004.
Grecy mają głos
Grecja jako pierwszy kraj w historii nie był w stanie spłacić raty zadłużenia wobec Międzynarodowego Funduszu Walutowego w wysokości 1,6 mld euro, co w praktyce uważane jest za niewypłacalność.
00:32 mimok.mp3 Mimo kryzysu, życie w Grecji toczy się w miarę normalnie. Korespondencja Włodzimierza Paca (IAR)
W niedzielę Grecy mają wypowiedzieć się w referendum, czy akceptują warunki kontynuacji międzynarodowego wsparcia, czyli dalsze oszczędności i reformy. Jeśli powiedzą "tak", może to otworzyć drogę do negocjacji nad nowym programem pomocowym. Grecki premier Aleksis Cipras w środę po raz kolejny wezwał rodaków, aby zagłosowali na "nie".
Za dużo emocji
Były premier Grecji Jeorjos Papandreu powiedział w wywiadzie dla tureckiego dziennika "Hurriyet", że nie może czynić żadnych prognoz na temat rezultatu referendum. - Zbyt wiele panuje obecnie w Grecji emocji, włączając w to dumę narodową - uznał polityk.
Papandreu wyraził ocenę, że obecny premier Aleksis Cipras powinien w referendum albo zagłosować za propozycjami wierzycieli Grecji, albo też odroczyć plebiscyt i przygotować bardziej szczegółową propozycję wsparcia finansowego dla Grecji.
źródło: CNN Newsource/x-news
Cipras popełnił pewne błędy, ale i międzynarodowi kredytodawcy Aten zrobili błąd, podchodząc do problemu tylko pod kątem oszczędności - mówił Papandreu w wywiadzie. - Grecja ma wielkie problemy. Przede wszystkim zbyt rozrośnięty jest sektor publiczny. Mamy też problemy w wymiarze sprawiedliwości, które zniechęcają inwestorów zagranicznych. Trzeba uregulować system podatkowy i rozwinąć nową strategię wzrostu gospodarczego - ocenił były premier.
Dodał, że w razie odrzucenia przez Greków propozycji kredytodawców kluczową sprawą będzie zapanowanie nad sytuacją, która grozi chaosem. - Mam nadzieję, że nie będzie chaosu, ale można oczekiwać problemów. Co na przykład stanie się z euro? - mówił Papandreu dodając, że rząd w Atenach "będzie musiał zapewne coś wydrukować"
IAR/PAP/fc