Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
IAR / PAP
Katarzyna Karaś 20.02.2016

Dokumenty gen. Czesława Kiszczaka. Lech Wałęsa: zarzuty wobec mnie są obrzydliwe

- Te sprawy, które się toczą, są obrzydliwe, krótko mówiąc - powiedział były prezydent w rozmowie z Telewizją Polską.
Posłuchaj
  • Lech Wałęsa o zarzutach pod swoim adresem (IAR)
Czytaj także

Instytut Pamięci Narodowej poinformował, że w domu gen. Czesława Kiszczaka zabezpieczono dokumenty. Wśród nich jest teczka personalna i teczka pracy TW "Bolek" oraz odręcznie napisane zobowiązanie do współpracy, podpisane: Lech Wałęsa "Bolek".

Jak poinformował szef IPN Łukasz Kamiński pierwszy pakiet materiałów dotyczących zostanie udostępniony w przyszłym tygodniu. Według opinii uczestniczącego w badaniu dokumentów z domu generała eksperta archiwisty są one autentyczne.

"Te sprawy są obrzydliwe"

Lech Wałęsa w piątek wieczorem w rozmowie z Telewizją Polską stwierdził, że przypuszczał, iż Kiszczak jakieś dokumenty przechowywał, bo "skoro podrabiał, to przecież po coś to robił". - Natomiast nie przypuszczałem, że w taki sposób to wyłoży, że żona będzie chciała to sprzedać. No, nieładnie - dodał.

Jak wyjaśniła wcześniej rzeczniczka Instytutu Pamięci Narodowej Agnieszka Sopińska-Jaremczak, to wdowa po generalne - Maria Kiszczak - przyszła do IPN. Przedstawiła zapisaną obustronnie odręcznie kartkę "Informacja opracowania ze słów TW "Bolek" z odbytego spotkania w dniu 16 listopada 1974 roku" i powiedziała, że ma więcej tego typu dokumentów.

- Te sprawy, które się toczą, są obrzydliwe, krótko mówiąc - ocenił były prezydent. Dodał jednocześnie, że "sprawy te nie mają szans, one muszą być przegrane".

Czytaj więcej: AKTA KISZCZAKA>>>

"Nie powiem, dałem słowo"

W odpowiedzi na ujawnienie informacji o odnalezieniu dokumentów były prezydent napisał na swoim mikroblogu:

"Nie zostałem złamany w grudniu 1970 roku, nie współpracowałem z SB, nigdy nie brałem pieniędzy, żadnego ustnego, ani na piśmie nie złożyłem donosu".

"Popełniłem błąd, ale nie taki, dałem słowo, że go nie ujawnię na pewno nie teraz, jeszcze nie teraz. Chyba, że ujawnią go inni. Jeszcze żyje człowiek sprawca, który powinien ujawnić prawdę i na to liczę. Miałem miękkie serce. (...) Ja dotrzymuje danego słowa przyrzeczenia nawet przeciwnikom. Jeśli ten sprawca nie ujawni prawdy będzie kłopot, ale ja wierzę, że to zrobi. Wierzę, że prawda się obroni".

Zapytany w telewizji o ten wpis, Wałęsa oświadczył, że na razie nie może powiedzieć, o kogo chodzi. - Ja dałem słowo. Ja nawet przeciwnikom, słowa dotrzymuję (…) Liczę na to, że ci ludzie powiedzą, kto próbuje mnie w to wrobić - wskazał były prezydent.

W kolejnym wpisie na mikroblogu Wałęsa podkreślił, że "naprawdę nie dałem się złamać, naprawdę nie brałem żadnych pieniędzy, naprawdę nie doniosłem na nikogo ani ustnie, ani na piśmie".

"Jest i żyje sprawca tej sprawy. Liczę, że wyzna prawdę tej prowokacji jest sprawą, czy generał o tym wiedział a że zlecił podrabianie rozmowy z Bratem, rozmowy w Magdalence i innych papierów to oczywiste, ja mu wybaczam to była walka, kto kogo, ja ostatecznie wygrałem. Swoją niezależną taktyką".


"Tak postąpić wobec mnie nie wolno było"

Z kolei we wpisie opublikowanym w sobotę rano były prezydent zwrócił się do "panów, którzy podrabiali dokumenty na niego".

"Ja wam wybaczam i jestem przekonany, że robiliście często to z pobudek patriotycznych, dla dobra Polski. Głęboko wierząc (...) że nie mieliśmy najmniejszej szansy na urwanie się Sowietom i że dążenie takich ludzi jak ja zakończy się straszną tragedią".

"Całkiem możliwe to było. No, ale zaryzykowaliśmy udało się, walka między nami zakończona. Wykorzystajmy razem szansę na podbudowanie Ojczyzny".

"Jednak w walce stosowane były nie zawsze czyste metody. Dziś kilku łajdaków, często wcześniej dezerterów, próbuje skorzystać z tych wtedy nieczystych metod walki i uruchamiać je jako prawdziwe i dobre na dzisiejszy inny czas. Proszę was nie pozwólmy im na to".

Bardzo zniszczyli moje imię, bardzo zniszczyli wspaniałe zwycięstwo Solidarności. Dziwię się ruchom zmarłego generała, w obu sytuacjach gdybym się znalazł, tak postąpić wobec mnie nie wolno było. Dlatego moim zdaniem powinniście czuć się zwolnieni z lojalności pozwolić i pomóc prawdzie zwyciężyć".

***
W 2000 roku Sąd Lustracyjny orzekł, że Lech Wałęsa złożył prawdziwe oświadczenie lustracyjne, iż nie był agentem służb PRL. Sąd uznał wówczas, że Służba Bezpieczeństwa fałszowała akta dotyczące byłego prezydenta i nie ma - oprócz wypisu z rejestru SB - jakiegokolwiek dowodu, który potwierdzałby fakt współpracy Wałęsy jako TW "Bolek".

W 2010 roku pion lustracyjny IPN uznał, że nie wystąpi o wznowienie procesu lustracyjnego Wałęsy, bo ocenił, że wydana przez Instytut słynna książka "SB a Lech Wałęsa. Przyczynek do biografii" autorstwa Sławomira Cenckiewicza i Piotra Gontarczyka "nie przynosi nowych faktów".

Książka stawiała tezę, że Wałęsa był agentem SB w początkach lat 70., a jego proces lustracyjny był nierzetelny.

W styczniu 2016 roku Lech Wałęsa poprosił Instytut Pamięci Narodowej o zorganizowanie spotkania z osobami, które zarzucają mu agenturalną przeszłość, jednak na początku lutego nie zgodził się na proponowane przez Instytut warunki debaty. IPN uznał, że w tej sytuacji do debaty nie dojdzie.

Dokumenty w domu generała

We wtorek, 16 lutego, do Instytutu Pamięci Narodowej przyszła wdowa po generale Czesławie Kiszczaku. Spotkanie było umówione, wcześniej Maria Kiszczak szukała kontaktu z prezesem placówki.

Wdowa przedstawiła zapisaną obustronnie odręcznie kartkę "Informacja opracowania ze słów TW "Bolek" z odbytego spotkania w dniu 16 listopada 1974 roku" i powiedziała, że ma więcej tego typu dokumentów. Według IPN chciała sprzedać te materiały za 90 tys. zł. Ona sama utrzymuje, że chciała je przekazać.


x-news.pl, TVN24

HISTORIA w portalu PolskieRadio.pl>>>

O sprawie bezzwłocznie powiadomiono naczelnika Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu.

We wtorek wieczorem prokurator Instytutu Pamięci Narodowej, w asyście funkcjonariuszy policji, "podjął w miejscu zamieszkania wdowy po Czesławie Kiszczaku czynności mające na celu zabezpieczenie dokumentów". Czynności te trwały od godz. 18 do godz. 22 i "przebiegły bez zakłóceń".


x-news.pl, TVN24

Następnego dnia prezes IPN Łukasz Kamiński przekazał, że zabezpieczona przez prokuratora dokumentacja - w sumie sześć obszernych pakietów, a wśród nich rękopisy, maszynopisy i fotografie - została przewieziona do siedziby Instytutu Pamięci Narodowej.

- Pierwszy pakiet materiałów dotyczących Lecha Wałęsy zostanie udostępniony w przyszłym tygodniu - poinformował w piątek Kamiński. Jak wytłumaczył, decyzja o ich szybkim udostępnieniu wynika z wagi sprawy. - Po zakończeniu spisywania każdego z tych pakietów te materiały będą digitalizowane i udostępniane - wskazał.

W 2015 roku pion śledczy Instytutu Pamięci Narodowej próbował zweryfikować, czy Czesław Kiszczak przechowuje dokumenty podlegające przekazaniu do IPN. Czynności te przerwała śmierć generała w listopadzie 2015 roku.

Przepisy karne ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej przewidują karę od sześciu miesięcy do ośmiu lat więzienia dla tego, kto "będąc w posiadaniu dokumentów podlegających przekazaniu Instytutowi, uchyla się od ich przekazania, utrudnia przekazanie lub je udaremnia".

IAR, PAP, TVP Info, kk