Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
Polskie Radio
migrator migrator 04.11.2008

Podzielona Ameryka

"Obama będzie niebezpiecznym prezydentem, nie tylko dla Ameryki, ale i dla Europy."

Kilkanaście godzin dzieli nas od ostatecznego wyboru Amerykanów. W środę około piątej rano będą ogłoszone pierwsze, nieoficjalne wyniki wyborów.

Zwycięstwo Obamy może odbudować w Stanach Zjednoczonych podziały rasowe – uważa amerykanista prof. Zbigniew Lewicki. - Jeśli bowiem teraz czarni mówią otwarcie, że popierają Obamę tylko dlatego, że „jest jednym z nich”, potem ci, którzy nie są rasistami i głosują merytorycznie, podczas kolejnych wyborów będą patrzyli tylko na kolor skóry kandydatów – uważa ekspert.

- Nikt o tym głośno nie mówi, ale ta kampania różni się od innych właśnie podtekstem rasowym. Wszyscy udają, że nie ma takiej sytuacji. Obama bardzo dobrze rozgrywa sprawę swojego pochodzenia. Nie mówi – jestem czarny, więc niech wszyscy czarni na mnie głosują – to by było niedopuszczalne. Jednak wszystkie jego deklaracje są kierowane właśnie do nich – podkreśla Lewicki.

Prof. Lewicki uważa, że Barack Obama nie jest przygotowany do pełnienia funkcji prezydenta. Kandydat Demokratów przez kilka lat działał w organizacji pozarządowej. Potem udało mu się dostać do Senatu. Zdaniem amerykanisty to „żadne” doświadczanie. – John McCain ma o co walczyć, ale nie można przesadzać z jego szansami. Nie znam nikogo, z polskich czy amerykańskich politologów, kto postawiłby większe pieniądze na jednego czy drugiego kandydata. Trudno bowiem przewidzieć, czy deklaracje Amerykanów będą jednoznaczne z tym, na kogo w rzeczywistości zagłosują. Moje serce i rozum są za McCainem, ponieważ uważam, że Obama będzie niebezpiecznym prezydentem, nie tylko dla Ameryki, ale i dla Europy – podkreśla prof. Lewicki. – Wszyscy myślimy, że jeżeli tu w Europie tak go kochamy, to on odwdzięczy się amerykańską hojnością. Tak nie będzie. Dodatkowo Obama mówił o tym, że oczekuje od Europy większego zaangażowania militarnego i finansowego we wspólne działania NATO – zauważa prof. Lewicki.

Piotr Garbyel, zastępca redaktora naczelnego „Rzeczpospolitej”, podkreśla, że McCain jest w trudnej sytuacji, ponieważ kandyduje po ośmiu latach rządów Republikanów. – To był bardzo trudny czas. Georg Bush został de facto zmuszony do prowadzenia wojny z terroryzmem. Ta wojna kosztowała życie wielu ludzi i doprowadziła do jeszcze większego zadłużenia Stanów Zjednoczonych. Większość obietnic McCaina w tym świetle brzmi dużo mniej wiarygodnie, od tego co mówi Obama. Warto dodać, że w zasadzie Obama nie mówi nic – podkreślił w poranku Trójki publicysta.

Prof. Lewicki: Moje serce i rozum są za McCainem, ponieważ uważam, że Obama będzie niebezpiecznym prezydentem, nie tylko dla Ameryki, ale i dla Europy. Wszyscy myślimy, że jeżeli tu w Europie tak go kochamy, to on odwdzięczy się amerykańską hojnością. Tak nie będzie.

Mariusz Ziomecki, publicysta, zauważa, że nie wiadomo jak zachowa się elektorat. - 4 listopada dowiemy się czy w USA istnieje ukryty rasizm. W elektoracie jest spora grupa ludzi, którzy entuzjastycznie popierali Obamę na początku jego kampanii, ale teraz nabrali ogromnych wątpliwości – mówi publicysta, gość poranka Trójki.

Tomasz Terlikowski z tygodnika „Wprost”, który był gościem „Jedynki”, zaznacza, że McCain jest najsłabszym z kandydatów, których nominowała partia Republikańska. – On był wybierany na inne czasy. Nikt nie spodziewał się kryzysu ekonomicznego. Rudolph Giuliani, Mitt Romney czy Mike Huckabee mieliby teraz większe szanse na wygranie z Obamą – podkreśla Terlikowski. Dodaje, że sztandarowe hasło Obamy, „Zmiana”, nigdy nie zostało przez kandydata sprecyzowane. – Obama robił wszystko, żeby nie powiedzieć, na czym ta zmiana miałaby polegać. Powtarzał tylko, że jego Ameryka będzie inna niż za czasów Busha. Co to ma jednak konkretnie oznaczać? Obama starannie unikał odpowiedzi na to pytanie – zaznacza Terlikowski.

Publicysta „Wprost” przyznaje, że w tych wyborach, podobnie jak w poprzednich będzie się liczyło poparcie dla kandydata w 5-7 kluczowych stanach. – Liczy się poparcie elektorów, a nie wyborców. Może się tak zdarzyć, że kandydat, który otrzyma więcej głosów w całych Stanach Zjednoczonych, przegra wybory – zauważa Terlikowski.

Poszczególne stany mają różną liczbę elektorów, która waha się, w zależności od wielkości stanu, od 3 do 55 (w Kalifornii). Wygrana kandydata w danym stanie oznacza, że otrzymuje on liczbę głosów równą liczbie elektorów. Bezpośrednie głosowanie elektorów odbędzie się 15 grudnia.

Opr. Rafał Kowalczyk