Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
PAP
migrator migrator 08.06.2010

"Dla mnie by nie pracował". Obama o winnych wycieku

Prezydent USA Barack Obama ostro skrytykował kierownictwo koncernu BP, winnego wycieku ropy naftowej w Zatoce Meksykańskiej. Odrzucił też krytykę pod swoim adresem w związku z kataklizmem, używając przy tym zaskakująco brutalnego języka.
Barack ObamaBarack Obamafot. East News

W wywiadzie dla telewizji NBC News prezydent powiedział, że zwolniłby ze stanowiska dyrektora BP Tony'ego Haywarda i bronił swej decyzji, że nie będzie z nim rozmawiał.

"Dla mnie by nie pracował"


Komentując słowa Haywarda, że wpływ katastrofy na środowisko naturalne będzie "skromny", Obama powiedział, że "po tych oświadczeniach (Hayward) już by dla mnie nie pracował".

"Nie rozmawiałem z nim bezpośrednio. Oto dlaczego: z mojego doświadczenia wiem, że kiedy się rozmawia z takim facetem jak szef BP, powie on mi wszelkie słuszne rzeczy. A ja nie jestem zainteresowany słowami, tylko działaniami" - oświadczył.

"Trzeba wiedzieć kogo kopnąć w tyłek"

Zapytany co ma do powiedzenia tym, którzy krytykowali sposób, w jaki podchodzi do kryzysu w zatoce, prezydent zareagował z irytacją i sugerował, że pragnie ukarać odpowiedzialnych za wyciek ropy.

Powiedział, że udał się na tereny katastrofy dużo wcześniej zanim "większość tych gadających głów zwracało na to uwagę". Oświadczył też, że stara się rozmawiać z ekspertami na temat wycieku, "ponieważ mają oni być może najlepsze odpowiedzi, tak żebym wiedział kogo kopnąć w tyłek".

Kataklizm oceniany gorzej niż Katrina


W poniedziałek sondaż "Washington Post" i telewizji ABC News wykazał, że Amerykanie oceniają reakcję administracji Obamy na katastrofę ekologiczną jeszcze gorzej, niż odpowiedź administracji byłego prezydenta George'a W. Busha na huragan Katrina i powódź w Nowym Orleanie w 2005 roku.

Ten ostatni kataklizm znacznie przyczynił się do spadku popularności Busha i porażki Republikanów w wyborach do Kongresu w 2006 roku.

Ekipa Obamy krytykowana jest za katastrofę w Zatoce Meksykańskiej z obu stron polityczno-ideologicznego spectrum w USA.

Były doradca prezydenta Billa Clintona James Carville powiedział w maju, że "wygląda na to, jakby (Obama) nie był w to zaangażowany". Chodziło mu o chłodny sposób wypowiedzi prezydenta na temat wycieku w owym czasie.

Wiercenia w szelfie


Lewica w Partii Demokratycznej ma pretensję do Obamy, że zezwolił na głębokie wiercenia naftowe w szelfach przybrzeżnych, mimo ostrzeżeń organizacji ochrony środowiska. Prezydent niedawno ogłosił zamrożenie wierceń i wstrzymanie wydawania licencji na nowe wiercenia.

W poniedziałek jednak oznajmił, że przyspieszy wydanie nowych, ostrzejszych przepisów bezpieczeństwa eksploatacji ropy i gazu, aby można było wznowić wiercenia na wodach płytkich. Ich technologia jest od dawna opanowana i awarie są szybko usuwane, nie powodując na ogół szkód ekologicznych.

Republikanie i przedstawiciele przemysłu naftowego ostrzegają, że moratorium na wiercenia powoduje utratę tysięcy miejsc pracy, co pogłębia stagnację gospodarki.

Biały Dom ogłosił także, że popiera zniesienie limitów na odszkodowania za zniszczenia ekologiczne od firm naftowych. Obecny limit to 75 milionów dolarów. Odszkodowania mogą być wyższe tylko wtedy, jeżeli wykaże się, iż koncern naftowy złamał prawo karne.

Wyciek ropy w Zatoce Meksykańskiej. Galeria zdjęć