Jako pierwsza przybyła do ambasady - punktualnie o godz. 6 rano (czasu lokalnego), kiedy otworzono lokal wyborczy - grupa Polaków z Karoliny Południowej. Jechali całą noc autokarem.
"Zawsze głosujemy"
Do godz. 11. zagłosowało około 200 osób. Po karty do głosowania ustawiają się kolejki. W Waszyngtonie do wyborów zarejestrowało się 757 osób - najwięcej od wielu lat.
Państwo Izabella i Dariusz Bogaccy przyjechali z Baltimore. W USA mieszkają od 10 lat. Nie opuszczają żadnych wyborów - głosowali we wszystkich, od kiedy są na emigracji .
- Byliśmy przygotowani na wybory w październiku, ale stało się to, co się stało, więc jesteśmy teraz. Zawsze głosujemy - mówi Bogacki, agent handlu nieruchomościami.
Tragedia w Smoleńsku bez znaczenia
Dodaje, że katastrofa w Smoleńsku i śmierć prezydenta Kaczyńskiego nie wpłynęła na jego preferencje wyborcze.
- My z racji naszych poglądów mamy już opinie ukształtowane i wiemy, na kogo będziemy głosować, niezależnie od tej tragedii - mówi.
Pani Anna Chrostek-Hasshof przyszła na głosowanie z mężem Niemcem. Przyjechali z odległego o dwie godziny jazdy samochodem Charlottesville w stanie Wirginia, gdzie oboje pracują jako naukowcy-biolodzy na Uniwersytecie Wirginia. Mieszkają w USA od trzech lat.
Pani Anna też głosuje w każdych polskich wyborach - podobnie jak przedtem w Niemczech, gdzie mieszkała 5 lat z mężem i gdzie oboje planują wrócić po pracy w USA.
- Każde wybory są ważne, jak są, to trzeba głosować. Rodzice mnie wychowali, że trzeba głosować - powiedziała.