Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
PAP
Klaudia Dadura 18.12.2018

Rozprawa przeciwko twórcom niemieckiego serialu. Wiemy kiedy zapadnie wyrok

Podczas wtorkowej rozprawy przed Sądem Okręgowym w Krakowie wygłoszono mowy końcowe w procesie cywilnym, który twórcom niemieckiego serialu "Nasze matki, nasi ojcowie" wytoczyli żołnierze AK. Uważają oni, że produkcja narusza ich dobra osobiste. Wyrok w sprawie zapadnie 28 grudnia. 

Proces wytoczył 94-letni żołnierz Armii Krajowej Zbigniew Radłowski oraz Światowy Związek Żołnierzy AK. Wystąpili oni przeciwko producentom trzyczęściowego serialu "Nasze matki, nasi ojcowie" wyemitpwamym w niemieckiej telewizji ZDF. Chodzi o naruszenie dóbr osobistych rozumianych. 

Według powodów w serialu znalazły się sceny, które mają dowodzić, że AK rzekomo była współwinna zbrodni na osobach narodowości żydowskiej, Niemcy zaś są przedstawieni jako ofiary II wojny światowej. 

W złożonym pozwie powodowie domagają się przeprosin we wszystkich telewizjach, w których film był emitowany, lub poprzedzenia pierwszej emisji w pozostałych telewizjach, do których go sprzedano, informacją historyczną ze stwierdzeniem, że jedynymi winnymi Holocaustu byli Niemcy.

Podobny komunikat miałby też się znaleźć na stronie internetowej twórców. Powodowie chcą także usunięcia z filmu znaku graficznego AK na biało-czerwonych opaskach noszonych przez aktorów (według powodów w AK nie było takiego zwyczaju) i zapłaty 25 tys. zł.

Byli żołnierze AK chcą również, żeby przed każdorazową emisją serialu – gdziekolwiek by się ona odbyła – zostały zaprezentowane fakty historyczne m.in. na temat działalności "Żegoty" oraz te dotyczące AK, a także wprowadzenie, w którym zawarta zostanie informacja o tym, że wszystkie postaci występujące w produkcji są fikcyjne. Prokuratura poparła żądania powodów, jednak kwestię przeproszenia i usunięcia znaku AK z opasek noszonych przez bohaterów filmu uznała za kluczowe. 

Kolejna rozprawa

Podczas kolejnej, wtorkowej rozprawy w trwającym od 2016 r. procesie cywilnym sąd wysłuchał mów końcowych. Jak argumentowała reprezentująca powodów mec. Monika Brzozowska-Pasieka, w produkcji nastąpiło naruszenie ich dóbr, a przedstawienie żołnierzy AK w biało-czerwonych opaskach nie było przypadkiem, lecz celową intencją, a wśród przedstawicieli tej formacji nie występuje ani jedna pozytywna postać.

Odniosła się również do najszerzej komentowanej w polskich mediach sceny, w której żołnierze AK pozwalają Żydom – zamkniętym w wagonie – odjechać na pewną śmierć, co – w jej opinii – wskazywać ma, że to Polacy winni są Holokaustu. 

Argumenty te jednoznacznie odpierał pełnomocnik twórców mec. Piotr Niezgódka. W jego opinii cała produkcja jest wyważona, a ingerencja w wolność artystyczną – niedopuszczalna. Podkreślił, że wartości takie, jak m.in. duma z własnej tożsamości i bycia Polakiem nie mogą być traktowane jako dobra osobiste. Zaapelował również o nieuleganie emocjom, które towarzyszą całej sprawie. 

W rozprawie wziął udział również kpt. Zbigniew Radłowski, który w rozmowie z dziennikarzami mówił, że to, co najbardziej zabolało go w filmie, "to przedstawienie Armii Krajowej jako bandytów, a szczególnie (przedstawienie) jej negatywnego stosunku do Żydów". - Wiadomo, że AK była formacją rządu polskiego, a rząd polski również stworzył "Żegotę" jako specjalną organizację, która by pomagała Żydom, więc AK nie była antyżydowska. A z tego filmu wynika, że była – mówił. 

kad