Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
PolskieRadio24.pl
Michał Błaszczyk 31.08.2019

Bush zapłacił za obojętność wobec skutków Katriny. Trump nie chce popełnić tego błędu

Donald Trump przełożył swój przylot do Polski, nie będzie w Warszawie na obchodach rocznicy wybuchu II wojny światowej. Wszystko przez potencjalnie katastrofalny w skutkach huragan, jaki zbliża się do wybrzeży Florydy. Ignorowanie takich zjawisk jest niebezpieczne w amerykańskiej polityce, a Trump nie może pozwolić sobie na błąd.

Amerykański prezydent poinformował, że sytuacje będzie śledził ze swojej rezydencji Camp David. Wbrew temu, co sądzą jego przeciwnicy, decyzja o pozostaniu w Stanach to polityka, a pobyt w Camp David to nie wakacje. Nie jest też tak, że amerykański prezydent użył huraganu jako pretekstu, by nie przylatywać do Polski. W sytuacji, gdy do Florydy zbliża się huragan 4. kategorii, Trump nie mógł postąpić inaczej.

floryda dorian sklep 1200.jpg
Dorian przybiera na sile. Mieszkańcy Florydy wykupują wodę i żywność

W amerykańskim systemie politycznym, prezydent jest przywódcą i tak musi być odbierany przez opinię publiczną. Amerykanie chcą widzieć w szefie rządu silnego lidera.

Polityczny błąd Busha

Trump musi pamiętać wyłom, jaki w reputacji jego republikańskiego poprzednika, George'a W. Busha, zostawiła spóźniona reakcja na katastrofalny huragan Katrina. Żywioł spustoszył Luizjanę w 2005 roku. W czasie, gdy stolica stanu przeżywała kataklizm, ówczesny szef amerykańskiego rządu przebywał na swoim ranczu w Teksasie, oddalonym od Nowego Orleanu o niespełna 3,5 godziny lotu.

>>> [CZYTAJ TAKŻE] "Debata PR24". Jarosław Guzy: Donald Trump ma obowiązki wobec swoich obywateli

Decyzję o skróceniu pobytu na ranczu i powrocie do Waszyngtonu, George W. Bush podjął w dwa dni po katastrofalnym huraganie. W czasie lotu, Air Force One obniżył pułap nad Nowym Orleanem, a prezydent, z ponurą miną, przyglądał się z okna maszyny zdewastowanemu miastu. Wtedy zostało zrobione zdjęcie, które po latach Bush junior nazwie "wielką pomyłką". - Wyglądałem na odizolowanego i nieprzejętego - powie George W. Bush w wywiadzie udzielonym stacji NBC w 2010 roku.

Sondażowe tąpnięcie po Katrinie

Do feralnego zdjęcia doszedł brak szybkiej decyzji o zaangażowaniu się w akcję w Nowym Orleanie. Bush nie chciał przeszkadzać służbom, ale Amerykanie odczytali to inaczej. Sondaże, które opublikowano niedługo później, pokazały spadek pozytywnych ocen pracy George'a W. Busha do 42 procent - wówczas najniższej w historii jego prezydentury. 57 procent badanych oceniło pracę Busha negatywnie. Wskaźnik zaufania do prezydenta w sytuacji kryzysowej wyniósł 49 procent - spadł o 11 punktów procentowych.

Donald Trump musi więc mieć świadomość, że jego wizyta w Polsce, zamiast pozostania w Stanach w obliczu huraganu Dorian, mogłaby w podobny sposób zachwiać amerykańską opinią publiczną, w szczególności, że liberalne media są mu nieprzychylne.

mid-epa07803056.jpg
Trump zostaje w USA w obliczu zagrożenia huraganowego. Trwa kampania, a to Floryda najczęściej "decyduje" o prezydenturze

Camp David to ważne politycznie miejsce

Donald Trump nie może też pozwolić na to, by sytuacja żywiołu szalejącego na południu kraju choćby na chwilę wymknęła mu się spod kontroli. Wbrew temu, czego chcieliby przeciwnicy Trumpa i jego polskich sojuszników, Camp David, położone przy granicy stanów Maryland i Pensylwanii, to nie tylko prezydencki ośrodek wypoczynkowy. To miejsce uprawiania polityki, w którym Bill Clinton podejmował premiera Izraela Ehuda Baraka i lidera Autonomii Palestyńskiej Yassera Arafata, Ronald Reagan gościł Margaret Thatcher, a Barack Obama zorganizował szczyt G-8 w 2012 roku.

>>> [CZYTAJ TAKŻE] W przyszłym tygodniu nowa data wizyty Donalda Trumpa w Polsce

Camp David to także miejsce naszpikowane nowoczesną technologią - położone blisko Orange One, pomyślanego jako jedno z miejsc dowodzenia amerykańskiego rządu w czasach kryzysu. Z Camp David niedaleko także do kompleksu Raven Rock - zwanego podziemnym Pentagonem - jednego z awaryjnych centrów operacyjnych sił zbrojnych Stanów Zjednoczonych.

Donald Trump napisał na Twitterze, że "monitoruje rozwój sytuacji i jest na bieżąco informowany o jej rozwoju". "Ważne, by słuchać wskazówek udzielanych przez stanowe i lokalne władze. To bardzo niebezpieczny sztorm, proszę, bądźcie bezpieczni" - napisał Trump.

Wreszcie, czego niektórzy zdają się nie dostrzegać, z Camp David do Orlando na Florydzie leci się około dwóch godzin. Z Warszawy - ponad 13. W sytuacji kryzysowej, jaka może wystąpić na Florydzie, szybkość reakcji będzie miała duże znaczenie.

Wybory w tzw. swing-state

Warto też pamiętać, że w Stanach Zjednoczonych zbliżają się wybory, a Floryda to tzw. swing-state. Jak informowaliśmy na portalu PolskieRadio24.pl, statystycznie, w ostatnich 20 wyborach, większość prezydentów zapewniła sobie głosy wyborców z Florydy, zanim zasiadła w Gabinecie Owalnym. Donald Trump nie chce więc pozwolić sobie na łatwe oddanie pola demokratom w tym stanie.


PolskieRadio24.pl, www.usnews.com/ mbl