Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
PolskieRadio24.pl
Paweł Bączek 18.07.2020

Trzaskowski obywatelski, czyli dlaczego nowy ruch raczej nie wypali

Za każdym razem kiedy słyszę, że pojawia się koncepcja założenia kolejnego ruchu obywatelskiego, zaczynam się śmiać. Ruchy obywatelskie w III Rzeczpospolitej zazwyczaj albo przekształcają się w partie, albo rozpływają w politycznym niebycie. I niezależnie od tego, ile razy Rafał Trzaskowski wspomni o swoich 10 milionach głosów zebranych w II turze, w tym przypadku będzie tak samo - pisze w swoim felietonie Magdalena Złotnicka.
trzaskowski - gdynia - pap 1200.jpg
Trzaskowski w Gdyni: podejmuję się stworzenia ruchu obywatelskiego

12 lipca Polacy głosowali w II turze wyborów prezydenckich. Ostateczny wynik - reelekcja Andrzeja Dudy na II kadencję - znany był dzień później. Rafał Trzaskowski, kandydat Koalicji Obywatelskiej, zarazem prezydent Warszawy, przegrał. Wydawało się więc, że wróci do polityki samorządowej. Tymczasem wśród polityków KO rozległy się głosy, że powinien wykorzystać zebrany kapitał społeczny, być takim prezydentem "na pół etatu".

Czytaj także:

17 lipca Rafał Trzaskowski, zamiast pilnować Warszawy, ogłasza w Gdyni, że podejmuje się stworzyć nowy ruch obywatelski. - Partie nie wystarczą. Zapisujcie się masowo. Chodźmy razem, stwórzmy ruch obywatelski, który stworzy podstawy, by bronić społeczeństwa obywatelskiego - zachęca zgromadzonych. Zapowiada do tego, że pierwsze planowane działania ruchu to zbieranie podpisów pod obywatelskimi projektami ustaw, m.in. dotyczącymi praw kobiet i osiągnięcia neutralności klimatycznej. Przeciwnicy PiS-u zacierają ręce z radości, bo na pierwszy rzut oka inicjatywa wygląda dobrze: nowa siła, nowe twarze, nowy duch. Diabeł jednak jak zwykle tkwi w szczegółach. A największym przegranym może się tu okazać sam Trzaskowski.

W Warszawie czeka nas kampania?

Kto miałby tworzyć ów ruch obywatelski? Nieoficjalnie mówi się, że chodzi o przyciągnięcie samorządowców, nie tylko tych znanych z tego, że twardo stoją przy Koalicji Obywatelskiej, ale także tych z mniejszych miejscowości, nieznanych prasie ogólnopolskiej, do tego przedstawicieli NGO-sów i zwykłych ludzi. Jeśli poważnie myśli się o zebraniu takiego kapitału ludzkiego, trzeba spotykać się z ewentualnie zainteresowanymi. Nie wystarczy raz czy drugi pojechać do Gdyni, Łodzi lub Krakowa, tylko należy odwiedzać wsie, małe miasteczka. A skoro to Rafał Trzaskowski ma być kołem zamachowym nowej inicjatywy, to rozmawiać powinien osobiście. Tymczasem już jego powyborcza wyprawa do Gdyni wywołała negatywne oceny. - Rafał Trzaskowski, jak widać, rozsmakował się w podróżach po Polsce i już w pierwszym powyborczym tygodniu wybiera się w dzień roboczy do Gdyni. (…) Niestety, ale potwierdza to, że stanowisko prezydenta Warszawy jest dla Rafała Trzaskowskiego jedynie odskocznią do kolejnych stanowisk i realizacji jego ambicji - stwierdził w rozmowie z portalem DoRzeczy.pl radny Warszawy Wiktor Klimiuk (PiS).

trzaskowski_1200 (11).jpg
Rafał Trzaskowski w ogniu krytyki. "Niech zrezygnuje z funkcji prezydenta Warszawy"

Widać więc wyraźnie, że jeśli podróży Trzaskowskiego byłoby więcej, to sama stołeczna PO straciłaby na tym wizerunkowo, i to u warszawiaków, stanowiących w przeważającej części żelazny elektorat tej partii. Nie mówię już o sytuacji, w której w stolicy miałby miejsce kryzys porównywalny do awarii Czajki, a Rafał Trzaskowski przebywałby np. we Wrocławiu na spotkaniu z lokalnym samorządem.

Rozwiązaniem, które mogłoby ocalić Trzaskowskiego przed podobnymi zarzutami, byłaby rezygnacja z mandatu. Natalia Karcz-Kaczkowska na łamach "Gazety Polskiej Codziennie" wspomina, że w stolicy mówi się o takiej możliwości. - Jak ćwierkają stołeczne wróbelki, Rafał ma twardy orzech do zgryzienia. O co chodzi? Podobno może zdarzyć się tak, że już na jesieni Trzaskowski złoży dymisję z pełnionej funkcji - pisze.

Taki krok to jednak pozornie dobry ruch. Po pierwsze, warszawiacy mogą odnieść przykre wrażenie, że zaufali Trzaskowskiemu, a on ich "oddaje", bo marzy mu się wypłynięcie na szerokie wody. Wówczas nowy kandydat Koalicji Obywatelskiej w wyborach prezydenta Warszawy miałby utrudniony start. Część elektoratu mogłaby zwrócić swoją sympatię ku kandydatowi Lewicy lub np. Szymonowi Hołowni, jeśli ten zdecydowałby się wejść do gry. Gdyby zaś okazało się, że KO przegrała Warszawę, miasto bastion i miasto symbol, strata wizerunkowa byłaby trudna do odrobienia przez długie lata. Nie mówiąc już o tym, że zdecydowanie trudniej byłoby wmawiać opinii publicznej, że Platforma samorządem stoi.

Na łasce kolegów partyjnych?

Rafał Trzaskowski, rezygnując z prezydentury w Warszawie, ryzykowałby bardzo dużo. Nawet jeśli zakładany przez niego ruch obywatelski odniósłby sukces, to owoce zwycięstwa można byłoby konsumować dopiero za trzy lata, podczas wyborów parlamentarnych. Do tego jednak czasu obecny prezydent Warszawy byłby frontmanem ruchu, ale… nikim więcej. Pomijam już aspekt pragmatyczny, czyli pytanie o to, z czego wówczas żyłby niedawny kandydat KO na prezydenta, bo mógłby nawet wykładać na jakiejś uczelni. Warto jednak zwrócić uwagę, że polityk niesprawujący funkcji publicznej ma znacznie mniejszą siłę oddziaływania niż osoba pełniąca mandat poselski. I nie chodzi tu o odzew u obywateli, ale przede wszystkim o hierarchię w partii. Rezygnując z mandatu prezydenta stolicy, zdałby się na łaskę Borysa Budki i Grzegorza Schetyny.

EN_czarzasty1200.jpg
"Może powiecie swoim głupawym wyznawcom, żeby przestali opluwać Biedronia i Lewicę". Czarzasty do PO

Chyba że Trzaskowskiego cechuje dalekowzroczność, o którą go jednak nie podejrzewam - zakłada, że z ruchu obywatelskiego wyrośnie partia, która zajmie miejsce KO na polskiej scenie politycznej, a on sam będzie naturalnym kandydatem na jej prezesa. Ten scenariusz jest jednak mało prawdopodobny. Nie tylko dlatego, że musiałby wówczas konkurować z kolegami z Platformy, ale także dlatego, że jeśli ów nowy ruch miałby mieć rzeczywisty potencjał polityczny, musiałyby zasilić go środowiska, które niekoniecznie zgadzają się z Platformą, chociaż nie lubią PiS-u. Prawdziwie nowe twarze, jeśli takie uda się pozyskać dla tej inicjatywy, mogą mieć własne ambicje, własne pomysły. I paradoksalnie szybko "zdetronizować" Rafała Trzaskowskiego.

I wreszcie pytanie, czy prezydent Warszawy rzeczywiście ma tak wielki potencjał mobilizacyjny, jak sam twierdzi. Politycy KO do znudzenia opowiadają o 10 milionach głosów zdobytych przez Trzaskowskiego w II turze. Czy jednak były to głosy za kandydatem KO? Czy też może głosy tych, którzy uznali, że po prostu jest mniejszym złem? Jeśli spojrzymy na wyniki I tury, można zakładać, że poprawna jest ta druga odpowiedź. Zatem spora część z owych 10 milionów w przypadku wyborów parlamentarnych rozpłynęłaby się między Lewicą, PSL-em, Konfederacją i pomniejszymi partyjkami. A reszta? Wyborca zazwyczaj jednak jest leniwy. Głosować to jedno, a uczestniczyć w ruchu, angażować się, to drugie.

To co z tym Marszem?

Czy Trzaskowski rzeczywiście może zdecydować się na porzucenie stolicy? Pewien polityk Koalicji Obywatelskiej, z którym rozmawiałam, przyznaje, że trudno jednoznacznie stwierdzić. Zarazem dodaje jednak, że sprawa powinna wyjaśnić się do listopada. Dlaczego akurat ten miesiąc ma stanowić ograniczenie czasowe? Powód jest prosty: w czasie kampanii wyborczej Trzaskowski deklarował udział w Marszu Niepodległości. Owszem, obwarowywał to tym, że musiałby mieć przekonanie, iż uroczystość nie będzie wykorzystywana politycznie, niemniej jednak słowa padły. Trzaskowski będzie z nich rozliczony. I właściwie cokolwiek zrobi, to źle. Pójdzie - liberalno-lewicowa część Warszawy będzie mu wypominać, że brata się z "faszystami". Poza tym istnieje ryzyko, że sami uczestnicy zwyczajnie go wygwiżdżą. Nie pójdzie - Polacy zobaczą, że jest niewiarygodny, a bardziej konserwatywna część jego elektoratu będzie miała pewność, że uśmiechy były tylko na potrzebę kampanii. Opuszczenie stanowiska prezydenta Warszawy zdejmowałoby ten dylemat z barków Trzaskowskiego. Czy jednak się zdecyduje? Ostatecznie stanowisko w stolicy ma zapewnione do roku 2023.

Pytanie też, jak ułoży się sytuacja w samej PO. Grzegorz Schetyna znów zaczął udzielać się w mediach, chodzą pogłoski, że chce zostać co najmniej szefem Klubu Parlamentarnego KO. O Borysie Budce mówi się, że chociaż jest przewodniczącym niesamodzielnym, to "obudowanym" silnymi graczami, np. posłem Marcinem Kierwińskim. Walka - o ile faktycznie do niej dojdzie - będzie więc wyrównana. A Rafał Trzaskowski i budowany wokół niego ruch mają wszelkie predyspozycje do tego, by w starciu Budki ze Schetyną być nie partnerem, ale narzędziem.

Magdalena Złotnicka