Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
PolskieRadio 24
Filip Ciszewski 25.07.2020

Chwała prokuraturze!

Z rzadka kogokolwiek chwalę, jednak Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga ma w moim prywatnym rankingu dużego plusa. Dzięki niej odzyskałam wiarę, że nie wszyscy w Polsce zakazili się wirusem politycznej poprawności. I za to jej chwała. Wyjątkowo piszę bez ironii czy sarkazmu - przyznaje w felietonie Magdalena Złotnicka

Zupełnie niespodziewany przypływ uczuć ciepłych wywołała u mnie informacja, że wspomniana prokuratura skierowała do sądu akt oskarżenia przeciwko kierowniczce ds. zarządzania zasobami ludzkimi pracującej w pewnej międzynarodowej firmie meblarskiej. Wspomnianej kobiecie prokuratura zarzuca, że popełniła występek polegający na ograniczaniu praw pracowniczych ze względu na wyznanie. O co dokładnie chodzi?

ikea-1200-pix.jpg
Stracił pracę w Ikei za cytowanie Biblii. Jest prokuratorski akt oskarżenia

Firma znana z mebli do samodzielnego złożenia w zeszłym roku z okazji Międzynarodowego Dnia Przeciw Homofobii, Bifobii i Transfobii obchodziła dzień solidarności z osobami LGBT. Jeden z pracowników nie chciał uczestniczyć w owym wydarzeniu, więc wziął urlop na żądanie. Następnego dnia wrócił do pracy, wszedł w zakładowy intranet i znalazł tam artykuł zatytułowany "Włączanie LGBT+ jest obowiązkiem każdego z nas". Zareagował. Wkleił w komentarzu cytaty z Pisma Świętego, m.in. że "biada temu, przez którego przychodzą zgorszenia". Został zwolniony.

Firma wydała oświadczenie, w którym podaje, że "nie poglądy stanowiły problem, ale sposób wyrażania swoich opinii, który wyklucza inne osoby". W mojej ocenie argumentacja przypominająca sen wariata, bo kierując się taką logiką, można by postawić postulat delegalizacji Biblii: przecież "wyklucza" nie tylko homoseksualistów, ale także: cudzołożników, kłamców, obżartuchów etc. Oczywiście jak ktoś by poczytał dzieła Ojców Kościoła, to załapałby szybko, że wiara katolicka potępia czyn, a nie czyniącego, ale nie czas i miejsce na wykłady teologiczne. Bardziej niepokojące jest co innego – zakład pracy stał się miejscem dyskusji ideologicznej.

Co mają kuchnie do homoseksualistów?

Mam znajomych homoseksualistów, nie "nawracam" ich. Oni wiedzą, że jestem katoliczką, ja znam ich orientację. Tolerujemy się nawzajem. Tolerować od łacińskiego tolerare czyli "znosić" (nawiasem mówiąc, PiS przywraca łacinę do podstawy programowej w szkołach, co – miejmy nadzieję – zaowocuje tym, że przyszłe pokolenia będą lepiej rozumiały znaczenie słów). Niemniej jednak, gdy w dyskusjach zejdzie na takie tematy jak np. Parada Równości, to każdy wypowiada swoje zdanie. I nie mamy z tym problemów, nawet jeśli czasem rozmowy przebiegają dość burzliwie. Tyle że my jesteśmy grupą towarzyską, która może sobie rozmawiać, o czym chce.

1200_flaga_Polski_palenie_YT.jpg
Działacz LGBT spalił flagę Polski. Prokuratura wszczęła śledztwo

Czy zakład pracy jest miejscem właściwym do dyskusji na tematy światopoglądowe? Zdecydowanie nie. A jeżeli już jakaś firma decyduje się na tego typu akcje, powinna liczyć się z tym, że może spotkać się z krytyką. Bo cóż to znaczy, że "włączanie LGBT+ jest obowiązkiem każdego z nas"? Obowiązkiem sprzedawcy w sklepie jest sprzedawanie produktu, doradzanie klientowi, informowanie o sprzedawanym towarze. Obowiązkiem każdego człowieka jest traktować innych ludzi w sposób kulturalny, bez względu na ich wygląd, orientację seksualną, poglądy etc. Tu jednak nie mieliśmy do czynienia z sytuacją, w której sprzedawca pytał klientów o orientację seksualną, a następnie mówił: "Jest pan gejem, to pana nie obsługuję", tylko z sytuacją, w której firma weszła w sferę niezwiązaną z dziedziną, jaką się zajmuje. I trudno przyjąć tłumaczenie, że chodzi o walkę z dyskryminacją. Bo – powiedzmy sobie wprost – fakt, że coś mi się nie podoba, dyskryminacją nie jest. Zwłaszcza że wyrażenie dezaprobaty – bo tak chyba należy czytać zachowanie zwolnionego mężczyzny – wobec artykułu miało miejsce niejako po wywołaniu tematu przez firmę. 

Precz z przymusem lubienia!

Sprawa zwolnienia wspomnianego mężczyzny skłania mnie do szerszej refleksji nad tym, gdzie jest granica między dyskryminacją a prawem do opinii. Poprawność polityczna doprowadza nas w tym względzie do coraz większych absurdów. Pamiętam, że kiedy chodziłam do przedszkola, wychowawczyni rozwiązywała konflikty za pomocą polecenia: "A teraz pogódźcie się i idźcie się razem pobawić". Nasz świat zamienia się w jedno wielkie przedszkole. Tymczasem mamy prawo nie lubić. Mamy prawo nie chcieć się z kimś bawić. Wybieramy sobie znajomych, partnerów życiowych. Oczywiście, w społeczeństwie wielokrotnie jesteśmy w sytuacjach, w których np. pracujemy z osobami, które z jakichś przyczyn nam nie odpowiadają. Wówczas jesteśmy zobowiązani okazywać sobie szacunek i zachowywać się kulturalnie. Ale nadal – nie musimy się lubić. I czyjeś zachowania, poglądy etc. nie muszą nam się podobać.

felieton zlotnicka EN_01127240_0002 1200.jpg
Nie lubię "warszawki" w Warszawie

Tymczasem świat coraz częściej odbiera nam prawo do własnych sądów i każe afirmować wszystko niezależnie od tego, czy nam to pasuje czy nie. Oczywiste, że wykluczanie np. w zakładach pracy ze względu na poglądy, wygląd jest karygodne. Ale zarazem stańmy w prawdzie: sami często wykluczamy (używam tego słowa celowo) z prywatnego grona znajomych osoby, których poglądy radykalnie nam nie pasują. Czy mamy obowiązek się z nimi zadawać? Nie, bo jesteśmy wolni. Pilnujmy tych granic, bo za moment tę wolność stracimy i dojdziemy do paranoi.

Zwłaszcza że pod płaszczykiem równości i praktyk antydyskryminacyjnych bardzo często pojawia się właśnie dyskryminacja osób, które wyznają określone wartości. Z punktu widzenia religii katolickiej homoseksualizm jest grzechem. Tyle że jeśli katolik głośno powie, że uważa ten konkretny rodzaj aktu seksualnego za grzech, zaraz zostanie oskarżony o dyskryminację, chociaż atakuje czynność, nie człowieka. Zatem nie ma prawa wyznawać zasad swojej wiary, czy już – nie daj Boże! – przekazywać ich własnym dzieciom. Można by napisać powieść o czasach, w których nieliczne heteroseksualne pary opłotkami przemykają się na mszę świętą. Brzmi jak literatura fantasy? Na razie jeszcze tak. Ale jeśli nie będziemy pilnować naszego prawa do wolności, może stać się literaturą faktu.

Magdalena Złotnicka