Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
PolskieRadio 24
Damian Nejman 27.09.2020

Przyszłość Nord Stream 2. Wiech: USA są bardzo zdeterminowane, by pogrzebać ten projekt

- Amerykańskie sankcje są jedyną nadzieją dla przeciwników Nord Stream 2 i tylko one mogą pogrzebać ten projekt - powiedział w rozmowie z portalem PolskieRadio24.pl Jakub Wiech, zastępca redaktora naczelnego portalu Energetyka24.com. 

Ursula von der Leyen 1200.jpg
"To projekt polityczny". Szefowa Komisji Europejskiej o Nord Streamie 2

Warty 10 miliardów euro rurociąg Nord Stream 2 jest bliski ukończenia. Ten kontrowersyjny projekt ma podwoić dostawy rosyjskiego gazu ziemnego do Niemiec. W konsorcjum, poza rosyjskim Gazpromem i niemieckimi Wintershall i Uniper, także znajdują się holendersko-brytyjski Shell, francuski Engie i austriacki OMV.

Damian Nejman, PolskieRadio24.pl: Próba otrucia Aleksieja Nawalnego odbiła się szerokim echem w Niemczech, także w kontekście Nord Stream 2. Niemieckie media m.in. Handelsblatt, Frankfurter Allgemeine Zeitung ostro skrytykowały próbę dokończenia tego gazociągu. Mamy do czynienia ze zmianą nastrojów, także politycznych, w Niemczech ws. tego projektu?

Jakub Wiech: Te komentarze w Niemczech, jakie pojawiły się po próbie otrucia Nawalnego, były ostre jeśli chodzi o środki ukarania Rosji, ale nie oznaczają one przewektorowania nastrojów. Świadczą bardziej o pewnym wzmocnieniu frakcji, która domaga się zaprzestania budowy Nord Stream 2 - mowa przede wszystkim o partii Zielonych, części chadeków. Teraz do tego grona dołączyła grupa socjaldemokratów, co jest ewenementem, ponieważ zazwyczaj ta partia opowiadała się prorosyjsko i broniła tego gazociągu.

Wzmocnienie przeciwników gazociągu w Niemczech ma realnie przełożenie na działania Berlina?

Politycznie rzecz biorąc Niemcy stoją tam gdzie stali i dalej wyrażają chęć dokończenia tego projektu. Ze strony rządu Niemiec nie padła żadna deklaracja ws. sankcji czy nawet zawieszenia prac, tak jak sugerował Friedrich Merz (polityk CDU). Mamy do czynienia z klasyczną już zagrywką, jeżeli chodzi o kryzysy związane z Nord Stream 2 - Niemcy wzięli na przeczekanie całą sytuację, pozwolili sprawie rozejść się po kościach, przetrzymali burzę w debacie publicznej, rzucając różne komentarze i deklaracje, ale nic konkretnego z nich nie wyniknęło. Berlin nie skorzystał z szansy jaka wystąpiła po sprawie Nawalnego i nie odstąpił od tego projektu. Działania RFN opierają się na kalkulacji ekonomiczno-biznesowo-politycznej. Niemcy bardzo dużo zainwestowały w ten projekt, zwłaszcza pod względem kapitału politycznego, broniąc Nord Stream 2 przed znacznie poważniejszymi kryzysami jak podczas Anschlussu Krymu czy zestrzelenia lotu MH17. Sama sprawa Nawalnego nie miała szans na diametralną zmianę podejścia Berlina - choć Niemcy napotykają teraz coraz większe trudności, takie jak sprzeciw firm zajmujących się ubezpieczaniem budowy takich projektów, to źródło tych trudności tkwi w zagrożeniu sankcjami ze strony USA. To kolejne cegiełki, które składają się na olbrzymi już stos problemów dotyczący tego gazociągu.

Krytyczny stosunek do Nord Stream 2 widzimy także w samej UE. Ursula von der Leyen w wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" skrytykowała ten projekt, przyznając, że jest on stricte polityczny. Czy UE ma instrumenty na zablokowanie tego gazociągu, nawet wobec oporu kanclerz Merkel i samych Niemiec?

Unia miała swoje szanse, aby zablokować lub ograniczać Nord Stream 2. Jedną z nich była nowelizacja dyrektywy gazowej, jednak w skutek politycznej gry Francji i Niemiec to ustawodawstwo ma znacznie łagodniejszy kształt względem oryginalnych propozycji KE. UE bardzo zachowawczo działała wobec tego gazociągu. Jednomyślności pod względem podejścia do Nord Stream 2 tam nie ma i nie należy się jej spodziewać, zwłaszcza, że Niemcy, czyli najsilniejszy kraj w Europie pod względem gospodarczym i politycznym nie wycofał się z tego przedsięwzięcia. Cała nadzieja jest w Stanach Zjednoczonych i efekcie amerykańskich sankcji.

pompeo free 1200
Bild: USA zawiążą koalicję na rzecz blokady Nord Stream 2

Ten światowy hegemon popiera powstrzymanie budowy gazociągu, zatem wprowadzenie amerykańskich sankcji jest na tyle dużym kalibrem, a może jedynym, który jest w stanie skutecznie zatopić ten projekt?

Tak, amerykańskie sankcje są jedyną nadzieją dla przeciwników Nord Stream 2 i tylko one mogą pogrzebać ten projekt. Nie chodzi o samo nałożenie sankcji, bo te instrumenty, które zostały wdrożone do amerykańskiego systemu prawnego w grudniu 2019 roku, mowa o Protecting Europe's Energy Security, nie przyniosły na razie nałożenia konkretnych sankcji, lecz stworzyły możliwość ich nałożenia i sama ta groźba odstraszyła szwajcarską spółkę AllSeas od układaniu rur Nord Stream 2. To wystarcza, żeby odstraszać przed dołączaniem do tego projektu. Pokłosiem tego jest deklaracja firm ubezpieczeniowych, które uznały, że nie wezmą udziału w tym projekcie właśnie z obawy przed amerykańskimi sankcjami. Niemcy mogą próbować grać na czas i liczyć na to, że ten projekt ujdzie im płazem, a w USA nastąpi przetasowanie na scenie politycznej, ale nie spodziewam się, żeby ws. tego gazociągu doszło w Stanach Zjednoczonych do spektakularnej zmiany poglądów. Sprzeciw wobec tego projektu jest ponadpartyjny, zarówno Republikanie jak i Demokraci jednoznacznie deklarują, że jest on zagrożeniem dla Europy i będą z nim walczyć.

Nord Stream 2 ma także poważne problemy z rentownością, przypomnijmy, ze miał on powstać do końca 2019 roku. Czy dalsze opóźnienia mogą realnie zagrozić jego powstaniu, czy jednak jego siła polityczna, ten energetyczny lewar Niemiec i Rosji na Europę Środkowo-Wschodnią przeważy nad nieopłacalnością ekonomiczną?

Gdyby Nord Stream 2 miał być projektem rozpatrywanym wyłącznie w kategorii ekonomicznej, zysków i strat wyrażanych w twardej walucie, to ten projekt nigdy nie zostałby rozpoczęty. Jak wynika z analizy Sbierbanku, która przeciekła do mediów w maju 2018 roku Nord Stream 2 jest dla Rosji projektem o wątpliwych podstawach ekonomicznych. Rosjanom jest znacznie łatwiej, taniej i szybciej rozbudować infrastrukturę na lądzie i przesyłać gaz przez istniejące połączenia, jednak ze względów politycznych zdecydowali się na stworzenie magistrali podbałtyckiej. Chcieli przerzucić tranzyt gazu na Bałtyk, pozbawiając Ukrainę i Białoruś ważnego atutu geopolitycznego jakim jest status kraju tranzytowego. Trochę inaczej wygląda to w Niemczech, ponieważ tam faktycznie Berlin chciał być europejskim komisem dla rosyjskiego gazu i odsprzedawać błękitne paliwo do innych krajów Europy. Świadczy o tym infrastruktura towarzysząca do Czech i Austrii, która jest cały czas rozbudowywana. Prawdą jest również, że Berlin potrzebował Nord Stream 2, żeby realizować własną wewnętrzną politykę transformacji energetycznej, zatem dla Niemiec będzie to w pierwszej kolejności strata ekonomiczna, ale powinni sobie z nią poradzić. Niemniej, dla Berlina istotny jest wątek polityczny, bo wraz z handlem gazem rosną możliwości wpływu na kraje-odbiorców. Jeżeli Nord Stream 2 by przepadł jako projekt, to być może Rosjanie razem z Niemcami wrócą za jakiś czas do koncepcji zwiększenia przepustowości podbałtyckiej magistrali i pojawi się odrodzony Nord Stream 2.

Zatem jakie widzi pan najbardziej realne scenariusze, które stoją przed Berlinem ws. tego gazociągu?

Nawet jak Nord Stream 2 zostanie technicznie ukończony, tzn. zostaną ułożone te brakujące kilometry rur, to może stać pusty, ponieważ z racji amerykańskich sankcji żadna ze spółek nie odważy się kupować gazu toczonego przez to połączenie. Myślę, że Berlinowi pozostaje gra na czas i próby ratowania tego, co się uratować da, w nadziei, że Ameryka zajmie się własnymi problemami i groźba sankcji zniknie. Nie widzę jednak teraz zbyt dużych szans dla tego gazociągu. Determinacja USA, aby pogrzebać Nord Stream 2 jest bardzo duża i ten projekt może faktycznie zostać zniszczony. Liczę na deklarację ze strony USA, zwłaszcza w czasie kampanii prezydenckiej, gdzie wątki rosyjskie będą mocno akcentowane. Myślę, że do końca tego roku poznamy przyszłość tego niemiecko-rosyjskiego gazociągu.

Z Jakubem Wiechem rozmawiał Damian Nejman.