Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
PolskieRadio24.pl
Paweł Słójkowski 02.11.2020

Liga Mistrzów: Legia - Real. Ronaldo, Bale i Benzema przyjechali do Warszawy na spacerek, Radović i spółka ich zaskoczyli

2 listopada 2016 roku do Warszawy na mecz Ligi Mistrzów ze stołeczną Legią przyjechał wielki Real Madryt. Skazywani na pożarcie mistrzowie Polski postawili Hiszpanom poprzeczkę bardzo wysoko, zaskakująco remisując 3:3.

Niestety, spotkania w Warszawie nie było dane zobaczyć kibicom. Po burdach na stadionie podczas starcia z Borussią Dortmund UEFA nie wpuściła sympatyków stołecznego zespołu na trybuny. Brak dopingu prowadzonego przez tysiące gardeł nie przeszkodził jednak gospodarzom.

Skazani na pożarcie

Niecałe dwa tygodnie wcześniej piłkarze Jacka Magiery musieli przyjąć niemiłą lekcję na Santiago Bernabeu - przegrali wówczas 1:5, nie mając właściwie żadnych argumentów w spotkaniu z "Królewskimi", którzy bez wątpienia byli jedną z najlepszych drużyn na świecie.

Real rozpoczął spotkanie w Warszawie idealnie - już w pierwszej akcji meczu piłkę w siatce Arkadiusza Malarza pięknym strzałem w okienko umieścił Gareth Bale.

Była 57. sekunda spotkania i wydawało się, że "Królewskich" czeka spacerek. Będący w świetnej dyspozycji Bale nie chciał się zatrzymywać. Rozgrywał koncertowe zawody, w 35. minucie dograł do Karima Benzemy, a Francuz podwyższył prowadzenie gości. 

Legia jednak zdołała się podnieść, z minuty na minutę wyglądając coraz lepiej i stwarzając coraz większe zagrożenie pod bramką Keylora Navasa. Jeszcze przed przerwą kontaktowego gola zdołał strzelić Vadis Odjidja-Ofoe.

Belg, będący wówczas najlepszym graczem Legii, przeprowadził indywidualną akcję, którą wykończył idealnym uderzeniem lewą nogą, nie dając golkiperowi najmniejszych szans. To był gol klasy światowej.

Gole światowej klasy

Na drugą połowę legioniści wyszli z nową energią, grając z Realem jak równy z równym. W obronie akcje przeciwników kasował Michał Pazdan, dobrze bronił Malarz, rozkręcał się Guilherme, coraz aktywniejszy był Nemacja Nikolić, który czekał na swoje trafienie w pojedynku z tak uznanym rywalem.

Wyrównał jednak ten, który zdobył honorowego gola na Santiago Bernabeu - Miroslav Radović. Serb uciekł obrońcom i popędził w kierunku bramki. Kiedy był blisko szesnastki, nie kalkulował i zdecydował się na uderzenie zewnętrzną częścią stopy. Tak, Navas mógł interweniować lepiej, przepuścił piłkę pod ręką, był spóźniony i wyraźnie zaskoczony.

Legia jednak miała wyrównanie. Ale nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa. Podrażniony Real próbował wyjść na prowadzenie, ale pokonać Malarza nie zdołali ani Morata, ani Ronaldo. W 83. minucie w szybkim kontrataku Odjidja-Ofoe zagrał piłkę w pole karne do wprowadzonego na boisko Aleksandara Prijovicia. Napastnik zachował przytomność umysłu i wystawił futbolówkę nadbiegającemu Thibault Moulinowi. Francuz przymierzył idealnie, piłka odbiła się od słupka i wpadła do siatki. Legia prowadziła na kilka minut przed końcem.

Real zagrał jednak do końca i trzy minuty później odpowiedział wyrównał po uderzeniu Kovacicia. "Królewscy" mogli nawet wygrać rzutem na taśmę, ale strzał Vasqueza zatrzymał się na poprzeczce.

Mecz, który przeszedł do historii

Piłkarze mogli jednak być z siebie dumni, a wynik poszedł w świat. Odrobili dwubramkową stratę, po raz pierwszy za kadencji Zidane'a rywale zdołali strzelić jego drużynie trzy bramki - bez wątpienia to historia, która w ostatnich latach polskiej klubowej piłki jest jedną z najbardziej zaskakujących. Przez wielu Legia była wyszydzana po wstydliwych porażkach w pierwszych meczach Ligi Mistrzów, nikt nie dawał jej właściwie żadnych szans na korzystny rezultat w starciu z tak uznanym rywalem.

Był to pierwszy punkt w grupowej rywalizacji i stało się jasne, że Legia może marzyć o czymś więcej, a Sporting Lizbona, czyli najsłabszy rywal tej fazy rozgrywek, wcale nie musi być poza zasięgiem piłkarzy Jacka Magiery. I rzeczywiście, w decydującym meczu mistrz Polski zdołał pokonać Portugalczyków 1:0 i zajął trzecie, premiowane grą w Lidze Europy miejsce w grupie.

To jednak spotkanie z Realem jest tym, do którego z największą radością wracają kibice Legii i jej ówcześni piłkarze. W obecnym zespole nie ma już nikogo z tych, którzy wówczas zapisali się w historii, a losy zawodników potoczyły się różnie - większość z nich jednak nie miała już później żadnej okazji, by zmierzyć się z tak uznanym przeciwnikiem w najbardziej prestiżowych klubowych rozgrywkach piłkarskich świata. Podobnie zresztą jak Legia, w której przez te cztery lata zmieniło się właściwie wszystko. I jeśli chodzi o wyniki w Europie, nie była to zmiana na lepsze.

Od 2017 roku Legia przegrywała w europejskich pucharach kolejno z Astaną (Kazachstan), Sheriffem Tyraspol (Mołdawia), Spartakiem Trnawa (Słowacja), Dudelange (Luksemburg) i Glasgow Rangers (Szkocja). Cypryjska Omonia Nikozja dopełnia listę, na której za jedyny poważny zespół można uznać "The Gers".

Wielu kibiców stołecznego klubu przypomina sobie czasy, w których twarzą stołecznej ekipy był Bogusław Leśnodorski. Wtedy Legia biła się z nieporównywalnie lepszymi rywalami. I, jak w przypadku spotkania z Realem, potrafił dostarczać kapitalnych emocji.

Legia Warszawa - Real Madryt 3:3 (1:2)

Bramki: Gareth Bale (1), Karim Benzema (35), Mateo Kovacic (86) - Vadis Odjidja-Ofoe (40), Miroslav Radović (58), Thibault Moulin (83)

Legia Warszawa: Arkadiusz Malarz - Bartosz Bereszyński, Jakub Rzeźniczak, Michał Pazdan, Adam Hlousek - Michał Kopczyński, Thibault Moulin, Guilherme, Vadis Odjidja-Ofoe (86. Tomasz Jodłowiec), Miroslav Radović (69. Michał Kucharczyk) - Nemanja Nikolić (77. Aleksandar Prijović).

Real Madryt: Keylor Navas - Dani Carvajal, Raphael Varane, Nacho, Fabio Coentrao (77. Marco Asensio) - Alvaro Morata (85. Mariano Diaz), Toni Kroos, Mateo Kovacić - Gareth Bale, Karim Benzema (64. Lucas Vazquez), Cristiano Ronaldo.

ps