Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
PAP
Izabela Tomaszewska 11.11.2020

Bąkiewicz odcina się od chuligańskich incydentów na Marszu Niepodległości. Wskazał winnych zamieszek

- Policja celowo doprowadziła do eskalacji napięcia. My staraliśmy się zabezpieczyć teren na ile mogliśmy - stwierdził prezes Marszu Niepodległości Robert Bąkiewicz. Przyznał, że nie czuje odpowiedzialności za incydenty, do których doszło na manifestacji i zrzucił odpowiedzialność na prezydenta stolicy.

Bąkiewicz pytany, czy incydenty, które miały miejsce m.in. na rondzie De Gaulle'a nie kładą się cieniem na Marsz Niepodległości i jego organizatorów. - Byłem świadkiem wydarzeń na rondzie De Gaulle'a. Z dachu budynku leciały petardy na przechodzących ulicą, natomiast na dole stała policja i nie reagowała na to i to wywołało zamieszki czy starcia z policją - powiedział.

policja marsz niedpodległości pap 1200.jpg
"Prowokacyjna postawa policji i działania tzw. Antify". Rzecznik Marszu Niepodległości o zamieszkach

Jak podkreślił, "na błoniach Stadionu Narodowego policja ewidentnie prowokowała, ganiała ludzi, którzy odpalili race i używali środków, które nie były konieczne i pojawiły się uzbrojone oddziały policji". - Ewidentnie starali się doprowadzić do jakichś starć, co im się z resztą udało - dodał.

Prezes Marszu Niepodległości ocenił, że "policja celowo doprowadziła do eskalacji napięcia". Zaznaczył przy tym, że przy atakach na kościoły Strajku Kobiet, których on m.in. bronił, nie było takich reakcji ze strony policji. - Nie ma żadnej symetrii w podejmowanych działaniach - zaznaczył.

Na uwagę, że to na jego stowarzyszenie spada odpowiedzialność za incydenty, do których doszło, stanowczo zaprzeczył. - Nie, na pana Trzaskowskiego, bo w sytuacji, kiedy to zgromadzenie było legalne od 2015 roku nie było żadnych problemów, natomiast w tym roku ludzie przyszli się przespacerować - odpowiedział. - My apelowaliśmy do tego, żeby ludzie przyjechali samochodami. O dziwo przez parę godzin policja nie chciała tych ludzi puścić, tylko trzymała przez 2-3 godziny w samochodach zamkniętych - podkreślił.


- My się odcinamy od prowokacji. Ewidentnie, w naszej ocenie, policja dążyła do tego, żeby takie zajścia miały miejsce - dodał Bąkiewicz. Jak dodał, "policja wchodziła w tłum, używa środków przymusu bezpośredniego, zaczyna gwałtownie ludzi legitymować, biegać za ludźmi i potem wprowadzać oddziały zwarte do działania".

Marsz Niepodległości 1200 PAP.jpg
Organizatorzy rozwiązali Marsz Niepodległości. Grupy chuliganów zaatakowały policjantów

Stołeczna policja odpowiedziała na zarzuty Bąkiewicza i jego środowiska ws. eskalacji i prowokacji. "Zachowanie przedstawicieli Marszu Niepodległości mówiących o "policyjnych prowokacjach" to przykład skrajnego fałszu i nieodpowiedzialności. Takie wystąpienia służą wyłącznie zaognianiu konfliktowych sytuacji i podburzaniu chuliganów atakujących funkcjonariuszy" - napisała KSP na Twitterze.


Bąkiewicz zapytany, jaką rolę w marszu odgrywała jego straż, odpowiedział: "my to, co mogliśmy w tych warunkach, to zrobiliśmy. Staraliśmy się zabezpieczyć ten teren na ile mogliśmy, ale my nie jesteśmy policją".

Na pytanie, na ile zmieniłaby się sytuacja, gdyby Marsz Niepodległości miał wymagane pozwolenia. - Moglibyśmy wymagać i ustalać z policją i prosić policję o takie działania, jakie były podejmowane w poprzednich latach - odpowiedział.

Czytaj także: 

- Pewna eskalacja takiej anarchii w życiu publicznym to jest wina policji. Przez ostatnie trzy tygodnie policja nie podejmowała działań w stosunku do protestujących aktywistów lewicowych. Lała się krew, były rzucane kamienie, a policja ustępowała drogi np. w sytuacji, w której ja brałem udział, kiedy kilka tysięcy ludzi napierało na kilkadziesiąt ludzi broniących kościoła i to musi budzić w społeczeństwie pewną niechęć, niezrozumienie i wzrost emocji i dzisiaj na takie podłoże - w mojej ocenie - policja rzuca zapałkę i dochodzi do takich sytuacji - stwierdził prezes Marszu Niepodległości.


Posłuchaj
00:30 policja marsz.mp3 Rzecznik Komendy Stołecznej Policji: organizator Marszu Niepodległości nie zapewnił bezpieczeństwa (IAR)

 

W związku z zamieszkami przy stacji Warszawa Stadion policja otoczyła demonstrantów. Z torów w kierunku funkcjonariuszy rzucano kamieniami i racami. Część uczestników manifestacji weszła wtedy na stację Warszawa Stadion, skąd policji udało się ich usunąć.

W odniesieniu do tych zajść stołeczna policja przekazała, że funkcjonariusze musieli tak zareagować. - W pobliżu Stadionu Narodowego, w którym działa szpital tymczasowy dla chorych na COVID-19, policjanci musieli działać zdecydowanie, aby udrażniać blokowane przez chuliganów drogi przejazdu dla karetek pogotowia i aut zaopatrzenia wiozących respiratory - poinformowała KSP.

itom