Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
Polskie Radio
Sylwia Mróz 30.09.2010

Klich: więcej winy po naszej stronie

Kłopoty we współpracy ze stroną rosyjską zaczęły się po publikacji w Polsce zapisu rozmów z kokpitu Tu-154 - powiedział Edmund Klich.
Edmund Klich, akredytowany przedstawiciel Polski przy MAK badającym katastrofę smoleńską zaprezentował swoją książkę Bezpieczeństwo lotów w transporcie lotniczym, napisaną we współpracy z płk. pilotem Jerzym Szczygłem.Edmund Klich, akredytowany przedstawiciel Polski przy MAK badającym katastrofę smoleńską zaprezentował swoją książkę "Bezpieczeństwo lotów w transporcie lotniczym", napisaną we współpracy z płk. pilotem Jerzym Szczygłem.Fot.PAP/Leszek Szymański

- Problem generalnie się rozpoczął, gdy Polska opublikowała zapisy rozmów w kokpicie - powiedział w środę wieczorem w TVN24 akredytowany strony polskiej przy MAK - rosyjskim Międzypaństwowym Komitecie Lotniczym Klich, były pilot wojskowy, szef Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych przy Ministerstwie Infrastruktury.

Jak dodał, w dniu, kiedy w Polsce opublikowano zapisy z kabiny, miał otrzymać odpisy rozmów z wieży kontrolnej - korespondencji radiowej, rozmów telefonicznych i nagrań tła.

Wbrew konwencji chicagowskiej

- Na drugi dzień powiadomiono mnie, że w związku z tym, że upubliczniono w Polsce, niezgodnie z załącznikiem 13. (do Konwencji chicagowskiej) rozmowy w kabinie pilotów, nie otrzymam tego. Mogę tylko pracować na dokumencie w języku rosyjskim, w gabinecie bez możliwości kopiowania - mówił Klich.

Dodał, że tłumaczenie tych dokumentów na język polski uzyskał po monitach dopiero w połowie sierpnia. Przypomniał, że on sam zawsze był przeciwny publikacji rozmów z kokpitu: "Zgodnie z załącznikiem 13., z konwencją, nie powinno się publikować całości, bo są tam dane wrażliwe, ale - opublikowano; ja o tym nie decydowałem".

Powiedział, że strona polska wciąż nie ma kompletnej dokumentacji dotyczącej lotniska Siewiernyj i procedur na nim obowiązujących, a dokumenty, które uzyskał, dostał dopiero po monitach.

Na pytanie, czy lot był cywilny czy wojskowy, Klich powtórzył, że - według jego wiedzy - "pewien odcinek lotu, szczególnie ten ostatni, był wojskowy". Dodał, że problem charakteru lotu powinna rozwiązać grupa ekspertów.

Na uwagę prowadzącego, że minister spraw wewnętrznych mówił, że lot miał charakter cywilny, Klich odparł: - Wnioskowałem, żeby zabrać do Moskwy dwóch specjalistów od tych przepisów. Niestety, nie udało mi się ich zabrać do Moskwy. Pan minister Miller powiedział, że są mu potrzebni w kraju. Wtedy pan minister Miller określił, że to jest lot wojskowy, a o tym, że mówi, że to lot cywilny, dowiedziałem się z mediów. Na pytanie, czy Miller zmienił zdanie, Klich odpowiedział: "Według mojej oceny - tak".

Uchybienia po obu stronach

Pytany, czy potwierdza przytaczaną przez media jego opinię, iż większość uchybień przy organizacji lotu popełniła strona polska, Klich odparł: "zdecydowanie tak", zastrzegając, że do dyskusji jest jeszcze "kwestia skali" dysproporcji uchybień popełnionych przez obie strony.

Powtórzył, że o ile wie, loty 7 kwietnia z premierem i 10 kwietnia z prezydentem były organizowane według tych samych zasad. Przypomniał, że w momencie startu było wiadomo, że warunki w Smoleńsku są poniżej minimów dopuszczających lądowanie. Wyraził przekonanie, że należało sprawdzić, czy lotnisko nadaje się do przyjęcia samolotu z prezydencką delegacją i przyjąć podwyższone wymagania minimalne.

Odnosząc się do słów rzecznika rządu Pawła Grasia, który zarzucił mu, że swoimi wypowiedziami sieje "chaos i zamęt", Klich powiedział: "Ja bym zapytał pana rzecznika, jaka jest polityka informacyjna rządu w tej sprawie". Zdaniem Klicha brak regularnych informacji o postępach prac przy wyjaśnianiu katastrofy sprzyja powstawaniu teorii spiskowych. Stanowczo odrzucił tezę o zamachu.

Brak pieczołowitości w zabezpieczeniu wraku tłumaczył rutynowym podejściem Rosjan, którzy mają w Federacji Rosyjskiej wiele wypadków. Zaznaczył, że pewne agregaty i przyrządy samolotu są zabezpieczone i przechowywane w zamkniętych pomieszczeniach.

Nasza wina

Jak twierdzi płk. Klich, ani MAK, ani polscy eksperci nie są jednak "od tego", by orzekać o winie. - Komisja badająca, ani MAK, ani my - nie decydujemy o winie. My określamy przyczyny. Ale żeby określić, po czyjej stronie są przyczyny, musimy mieć wszelkie dane na ten temat. A my ich nie mamy. W moje ocenie jednak, jeśli byśmy jakoś procentowo określali przyczyny i okoliczności wypadku, to w większość wina jest po stronie polskiej. Myślę, że jest jest dysproporcja między zaniechaniami polskiej i rosyjskiej strony, jednak jak duża, określi się to dopiero po poznaniu wszystkich przyczyn - stwierdził.

- Czyli więcej przyczyn było po stronie polskiej? - spytał Bogdan Rymanowski.

- Tak - orzekł Klich.


sm, PAP, TVN24