Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
PolskieRadio24.pl
Aneta Hołówek 04.04.2021

Napastnicy reprezentacji w Wielkanoc nie próżnowali. Frankowski strzelał w Warszawie, a Szarmach...na Haiti

Po eliminacyjnym maratonie reprezentanci Polski będą mogli odpocząć w święta od gry w drużynie narodowej. Nie zawsze jednak Wielkanoc była dla piłkarzy czasem wolnym. Zdarzało się, że musieli rozgrywać trudne mecze, nawet na innym kontynencie.

Do maja wolne

Aż do lat 70-tych kadra sporadycznie wykorzystywała terminy wcześniejsze niż majowe. Wpływ na to miały pogoda, zawirowania polityczne i związane z tym problemy ze znalezieniem rywala.  Polska grała za to mnóstwo nieoficjalnych spotkań, np. z reprezentacją Rzeszowa, Pomorza czy... Kairu.

górski serwis grafika 1200 .jpg
SERWIS SPECJALNY - KAZIMIERZ GÓRSKI

Wygrana z Włochami o krok

Nieoficjalny status miał też pierwszy w naszej historii mecz zaplanowany na Wielki Poniedziałek. Było to dokładnie 18 kwietnia 1960 roku. Wygraliśmy 3:1 z Republiką Federalną Niemiec, która przysłała reprezentację złożoną z amatorów. Grano w ramach eliminacji igrzysk olimpijskich, na które najmocniejsze składy wysyłały tylko kraje socjalistyczne. My zatem wystawiliśmy najmocniejsze zestawienie, a gole strzelali Edmund Zientara (dwa) i Roman Lentner.

Za to całkiem oficjalnie w 1965 roku zmierzyliśmy się w Niedzielę Wielkanocną z Włochami. Mecz rozgrywano w ramach eliminacji do mistrzostw świata. W składzie mieliśmy m.in. Lucjana Brychczego czy Jana Banasia, zabrakło za to Włodzimierza Lubańskiego.

Choć przed spotkaniem remis bralibyśmy w ciemno, po końcowym gwizdku i bezbramkowym rezultacie pozostały mieszane uczucia. Włosi przez większość meczu przeważali, ale w ostatniej minucie to Banaś zmarnował doskonałą okazję. Ponad 30 tys. widzów, którzy Wielkanoc zdecydowali się spędzić na Stadionie Dziesięciolecia w Warszawie, opuszczało go z niedosytem.

Wielkanoc na Karaibach

W nietypowy sposób przygotowywała się reprezentacja Polski do pamiętnych Mistrzostw Świata 1974 w RFN.

Tradycyjnie do kwietnia nie grano w ogóle. Tym trudniej wytłumaczyć z jakiego powodu trzymeczowy maraton wyznaczono naszym na okres Wielkanocny właśnie. A jeszcze trudniej zrozumieć, że kadra musiała się udać wtedy aż do Ameryki Środkowej. Przynajmniej ta oficjalna, bo kolejnym paradoksem jest, że na Karaiby poleciała de facto reprezentacja olimpijska.

Pierwsza bowiem, choć nieoficjalnie, w Wielką Sobotę rozegrała w Niemczech sparing z VFB Stuttgart, zakończony klęską 1:4. Za dwa miesiące na tym samym stadionie grać będziemy najważniejsze mecze grupowe Mundialu – z Włochami i Argentyną. Tym daje się wytłumaczyć świąteczna eskapada, choć jej sportowy rezultat nie napawał optymizmem.

Tego samego dnia reprezentacja olimpijska, za to w meczu o oficjalnym charakterze, uległa w Port au Prince Haiti 1:2. Gola dla Polaków strzelił Andrzej Szarmach, a wystąpili też m.in. Władysław Żmuda czy Kazimierz Kmiecik.

Mało tego, za dwa dni – czyli w Wielkanocny Poniedziałek – obie drużyny rozegrały rewanż. Tym razem górą byli nasi – 3:1. Dwukrotnie trafił Szarmach, raz Marek Kusto. Dla późniejszego króla strzelców igrzysk olimpijskich karaibski epizod stał się wstępem do wielkiej kariery.

Dopełnieniem tego maratonu był towarzyski mecz z Belgami w Brukseli dwa dni później. Na szczęście udali się tam ci, którzy mieli bliżej, czyli pierwsza reprezentacja prosto z Niemiec. Po bramce Kazimierza Deyny zremisowaliśmy 1:1.

Kadra oraz jej zaplecze cały okres Wielkanocny 1974 spędziła z dala od kraju. Czy piłkarze byli z tego zadowoleni? Oficjalnie na pewno tak. Trzeba też pamiętać, że mówimy o czasach, gdy okazje do zagranicznych wyjazdów należały do rzadkości. Zwłaszcza na Karaiby.

Z pewnością świąteczne wojaże nie zaszkodziły naszym od strony sportowej, bo na niemieckie mistrzostwa dwa miesiące później Kazimierz Górski zabrał zarówno tych, którzy w Wielką Sobotę grali z Haiti jak i tych, którzy mierzyli się z VFB Stuttgart.

Wielkanocny rekord

Na wiele następnych lat porzucono ideę oficjalnych meczów w Wielkanoc. Powrót do niej, przynajmniej sportowo, okazał się strzałem w dziesiątkę.

W 2005 roku kadra Pawła Janasa w Warszawie rozbiła 8:0 Azerbejdżan. Działo się to 26 marca, czyli dokładnie w Wielką Sobotę. Do 10:0 z San Marino za czasów Leo Beenhakkera pozostanie to najwyższa wygrana Polaków w meczu o punkty. Hat-trickiem popisał się Tomasz Frankowski – nasz najlepszy strzelec w tych eliminacjach. Trafił w nich nawet na Old Trafford w meczu z Anglią, mimo to mistrzostwa, podobnie jak np. Jerzy Dudek, obejrzał w telewizji.

Nie wyjeżdżając z Warszawy Polacy wygrali jeszcze cztery dni później z Irlandią Północną. Komplet punktów bez straty bramki – świąteczny czas nie zaszkodził wówczas kadrowiczom. Może dlatego, że spędzili go w stolicy Polski, a nie Haiti.

Lewandowski odpoczywał, strzelali zmiennicy

Ostatnia jak dotąd okazja do grania w Wielką Sobotę nadarzyła się w 2016 roku. Prowadzeni przez Adama Nawałkę biało-czerwoni również nie zawiedli i rozgromili 5:0 Finlandię we Wrocławiu. Po dwa gole strzelili Kamil Grosicki i Paweł Wszołek, jednego dołożył Filip Starzyński. Wynik tym cenniejszy, że na ławce zaczęli Robert Lewandowski, Piotr Zieliński czy Jakub Błaszczykowski. Oni trzy dni wcześniej wygrali 1:0 z Serbią.

Zmiennicy również wykorzystali swoje szanse i kilku z nich pojechało w czerwcu na udane mistrzostwa Europy.

sousa 1200 (5).jpg
El. MŚ 2022: Sousa w potrzasku, czyli co wiemy po trzech meczach biało- czerwonych

Ciężki żywot ligowca

W dużo mniej komfortowej sytuacji są polscy ligowcy. Tradycją jest w Ekstraklasie granie w Wielką Sobotę, a od kilku sezonów świąteczna kolejka dzieli się między sobotę a Wielki Poniedziałek. Często w systemie środa – sobota – środa piłkarze muszą trzy razy wyjść na boisko. Przedświąteczne zaangażowanie piłkarzy w domowe przygotowania do Świat raczej nie wchodzi w tym przypadku w grę.

Forma poczeka?

Jeśli reprezentacja Polski grała w okresie Wielkanocnym, zwykle były to bardzo udane występy – wysokie zwycięstwa lub zapowiedź późniejszych sukcesów. Mimo to piłkarz też człowiek – święta powinien spędzać z rodziną, a i kibice nie obrażą się na eksplozję formy w nieco późniejszym terminie.

MK

Czytaj także: