Kto zapłaci za ślub Williama i Kate?

Skrzynki pocztowe gazet, BBC i innych nadawców pękają w szwach od uwag na ten temat z całego świata, ale nie zawsze entuzjastycznych. Również nie wszyscy politycy są tak zachwyceni jak premier David Cameron.

Na wieść o książęcych zaręczynach brytyjski premier przerwał posiedzenie gabinetu na Downing Street i wyszedł do dziennikarzy mówiąc, że raduje się wraz z całym narodem. Ale najwyraźniej nie cały kraj jest równie entuzjastyczny.

Nerys Evans - posłanka do walijskiego zgromadzenia narodowego z nacjonalistycznej partii Plaid Cymru - wyraziła w programie telewizji BBC wątpliwości, nagrodzone brawami przez znaczną część zasiadających w studiu widzów: - Nie jestem rojalistką, jestem republikanką i choć życzę im dobrze, uważam, że nie powinno się na ten ślub wydać ani pensa z kasy publicznej...

Sympatie republikańskie w Wielkiej Brytanii są nieporównywalnie mniej wyraźne niż w Australli, gdzie 70 procent mieszkańców chce republiki, czy w Szwecji, gdzie ten odsetek sięgnął w tym roku 45 procent. Niemniej Brytyjczycy coraz wyraźniej chcą mieć choćby wpływ na kształt monarchii. Stąd publiczna debata, jak i za ile urządzić ślub Williama i Kate.

Społeczeństwo w większości opowiada się też za pominięciem w sukcesji ojca Williama, księcia Karola, a parlament pracuje nad reformą konstytucji, która zrówna królewskich synów i córki w prawach do korony.

sm