Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
PolskieRadio24.pl
Julia Borkowicz 13.09.2021

Wybory w Niemczech za dwa tygodnie. "Co drugi obywatel zagłosuje korespondencyjnie"

Wybory w Niemczech odbędą się 26 września i z szacunków wynika, że korespondencyjnie głos odda ponad 50 proc. uprawnionych obywateli. Jak tłumaczą Niemcy, głosowanie w ten sposób ma być bezpieczniejsze pod względem pandemii koronawirusa. Decyzje o takim sposobie głosowania krytykują jedynie radykalne ugrupowania, tj. eurosceptyczna Alternatywa dla Niemiec. Kiedy w ubiegłym roku wybory na tej zasadzie miały odbyć się w Polsce, opozycja straszyła i wywierała presję, by je odwołać.
shutterstock_ olaf scholz free 1200.jpg
Sondaż przed wyborami w Niemczech. Na prowadzeniu Olaf Scholz

Kiedy w 2020 roku przed wyborami prezydenckimi rząd zaproponował ich przeprowadzenie w formie korespondencyjnej, "opozycja chciała to zgłaszać międzynarodowym organom". "Marszałek Senatu z Platformy Obywatelskiej Tomasz Grodzki mówił nawet o »kopertach śmierci« i jako lekarz tłumaczył, że w czasach COVID-19 takie głosowanie jest nieodpowiedzialne. Dziś epidemia wciąż jest wokół nas, a liczba nowych zakażeń COVID-19 w Niemczech sięga nawet kilkunastu tysięcy dziennie" - podaje TVPInfo.pl.

Glosowanie w formie korespondencyjnej jest jednak w Niemczech możliwe od roku 1957 i z roku na rok ta opcja jest coraz bardziej popularna. Jak podają eksperci, za niespełna dwa tygodnie w ten właśnie sposób zagłosować może co drugi obywatel.

Politolog Daniel Hellmann podczas rozmowy z "Deutsche Welle", ocenił, że jest to "należycie zabezpieczone". - W praktyce bardzo trudno jest popełnić przy tej formie głosowania oszustwo wyborcze - zaznaczył i dodał, że "takie przypadki oczywiście się zdarzają, ale nie można powiedzieć, że przyjęły one charakter masowy".

Czytaj także:

Niemieckie media wskazują, że głównymi przeciwnikami głosowania w sposób korespondencyjny są przedstawiciele AfD (Alternatywy dla Niemiec). Mają się oni doszukiwać oszustw wyborczych, jednak jak określają media, "stanowią oni niewielką grupę". Jak dodają "ostro na temat takiej formy oddania głosu wypowiadał się m.in. Donald Trump, przez co część jego wyborców przesadnia unikała wsparcia swojego kandydata w ten sposób".

"Quakenbrueck w Dolnej Saksonii"

Zaznacza się, że manipulacji w tej formie oddawania głosu nie da się uniknąć, jednak ich procent jest bardzo niewielki i nie przekształca wyniku wyborów. Do pojedynczych incydentów jakie są przytaczane, zalicza się na przykład ten z 2016 roku z Quakenbrueck w Dolnej Saksonii.

"W części miasta zamieszkałej przez wielu imigrantów czwórka polityków z Lewicy nakłoniła wyborców o słabej znajomości języka niemieckiego do zgłoszenia zapotrzebowania na formularze do głosowania korespondencyjnego, po czym wypełnili za nich karty wyborcze i sfałszowali podpisy. Dwa lata później zostali za to skazani na karę więzienia w zawieszeniu od półtora roku do siedmiu lat" - dowiadujemy się.

ZDF komentuje, że wybory w Bundestagu, które odbędą się już 26 września "mogą być najbardziej wyrównanym wyścigiem od wielu lat".

Czytaj także:

Po raz pierwszy od 16 lat, czyli od momentu kiedy Angela Merkel (CDU) objęła urząd kanclerza, w wyścigu o fotel stoi troje kandydatów. Gdyby do wyborów doszło w tę niedzielę, głosy podzieliłyby się w następujący sposób: Olaf Scholz (SPD) - zdobyłby 48 proc. głosów, Armin Laschet (CDU) - 21 proc., Annalena Baerbock (Zieloni) - 16 proc.


Źródło TVPInfo.pl