Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
PolskieRadio24.pl
Paweł Kurek 14.09.2021

Dlaczego medycy nie protestują pod Kancelarią Senatu? Felieton Miłosza Manasterskiego

Protest medyków odbywa się przed siedzibą premiera Mateusza Morawieckiego, którego rząd podniósł znacznie płace w branży i w ramach Polskiego Ładu zwiększa finansowanie opieki zdrowotnej. Tymczasem medycy powinni iść pod Kancelarię Senatu, którego marszałek Tomasz Grodzki zaproponował likwidację większości szpitali w Polsce - pisze w swoim nowym felietonie Miłosz Manasterski.

Protest Medyków 1200 PAP.jpg
"Podnoszenie pensji nie przyniesie poprawy jakości obsługi chorych". Potocki o proteście medyków

Każdy protest, niezależnie od formy i treści ma charakter polityczny. Taki jest również obecny protest medyków, a jego antyrządowe nastawienie „widać, słychać i czuć” – tak jak w piosence Kuby Sienkiewicza.

Po co organizuje się protesty? Najkrócej mówiąc, żeby zwrócić uwagę społeczeństwa na jakiś problem, pozyskać poparcie dla swoich postulatów i postawić rząd pod presją. Jeśli protest jest skuteczny, społeczna większość uznaje jego postulaty za słuszne i oczekuje od rządu ich spełnienia.

Jak to wygląda w przypadku protestu medyków? Oczy Polaków od dawna, za sprawą trwającej pandemii, skupione są na sprawach zdrowia. Tymczasem protest skupiony jest tylko na płacach w tej grupie zawodowej. Hasło protestów "Zabrać politykom, dać medykom" jest nie tylko chybione, ale i absurdalne, ponieważ politycy w Polsce nie zarabiają relatywnie dużych pieniędzy, branża medyczna w okresie rządów PiS cieszyła się zaś naprawdę sporymi podwyżkami. Jak wylicza portal tvp.info, z danych Ministerstwa Zdrowia wynika, że lekarz z II stopniem specjalizacji w marcu 2015 r. otrzymywał łączne wynagrodzenie brutto w wysokości 8015 zł, w styczniu 2020 r. było to już 13 643 zł. Cieszył się więc w ostatnich latach z 5628 zł brutto podwyżki.

Dla porównania wysokość uposażenia poselskiego (bez dodatków) to 9892,30 brutto. Zabieranie politykom, żeby dać medykom to wątpliwa operacja, zwłaszcza że niejeden lekarz specjalista z doświadczeniem i renomą zarabia więcej (czasem kilka razy więcej) niż minister, premier, a nawet głowa państwa.

PAP protest medyków 1200.jpg
"Uznali iż to ostatni dzwonek, by zawalczyć o podwyżki". Dr Machalica o proteście pracowników medycznych

Przykładów znacznych podwyżek jest więcej. Jak czytamy na portalu tvp.info: "Lekarz bez specjalizacji (bez stażystów i rezydentów) w 2015 r. zarabiał łącznie brutto 5228 zł, w 2020 r. – 8620 zł (3392 zł różnicy). Pielęgniarki i położne ze specjalizacją zarabiały średnio przed sześcioma laty 4314 brutto, przed rokiem – 6574 zł. Pozostałe pielęgniarki i położne przez pięć lat zarabiały średnio brutto w sumie o 2723 zł więcej (3406 vs. 6129 zł). Ratownik medyczny w marcu 2015 r. otrzymywał łączne wynagrodzenie brutto w wysokości 2902 brutto, zaś w styczniu 2020 r. – 5047 zł (2145 zł różnicy). Ratownicy medyczni skorzystali z podwyżki wynagrodzenia w formie dodatku z OWU dla ratowników w wysokości 1600 zł brutto na etat".

Protestujący trwonią wdzięczność i szacunek, jaki zyskali medycy w okresie walki z pandemią. I choć wszyscy wiedzą, że zdrowie jest bezcenne, to jednak wątpliwe, żeby żądania płacowe medyków na demolującą budżet państwa kwotę ponad 100 miliardów rocznie spotkały z uznaniem Polaków. Zwłaszcza że w samej sferze budżetowej wiele osób już dzisiaj z zazdrością patrzy na zarobki w branży medycznej.

Czas, jaki wybrano na protest, i polityczne okoliczności również nie sprzyjają społecznej akceptacji. Jesteśmy przed czwartą falą pandemii i protest przez wiele osób postrzegany jest jako próba szantażu rządu. Zwłaszcza że, na co zwracają uwagę obywatele, słowo "pacjent" w protestach w ogóle się nie przebija. My, obywatele pacjenci nie możemy liczyć, że w razie realizacji postulatów protestów nasza sytuacja zmieni się na lepsze. Wręcz przeciwnie.

1200 szpital shutter free.jpg
Podwyżki dla medyków. Dane Ministerstwa Zdrowia z ostatnich lat mówią wszystko

Nieco ponad sto miliardów wynosił planowany budżet NFZ na 2021 r. Protestujący żądają więc de facto, by cały budżet Narodowego Funduszu Zdrowia przeznaczyć na ich płace, tak jakby pozostałe koszty w systemie opieki zdrowotnej można było uciąć. Nie byłoby więc środków na utrzymanie obiektów medycznych takich jak szpitale, przychodnie czy sanatoria ani urządzeń w nich pracujących (o zakupie nowych nie wspomnę), na badania diagnostyczne, operacje, zabiegi czy refundację leków. Taktyka „żądamy więcej, żeby mieć jak ustąpić w negocjacjach” w przypadku tak zaporowych kwot raczej się nie sprawdzi. Bo na jakie ustępstwa chcą pójść protestujący? Zredukują oczekiwania o połowę? 50 miliardów to nadal kwota niewyobrażalna i niemożliwa do przyjęcia…

W dodatku protestujący atakują rząd (i część protestujących robi to wulgarnie, w stylu Strajku Kobiet!) który akurat o branżę medyczną stara się dbać i zwiększać środki na nią także w przyszłości. W ostatnich miesiącach rząd Mateusza Morawieckiego promuje Polski Ład, którego kluczowym elementem jest podniesienie standardów opieki medycznej w Polsce. A ponieważ póki co nie znaleźliśmy w naszym kraju dużych złóż ropy ani nie uruchomiliśmy żadnej kopalni złota czy diamentów, wychodzi na to, że na lepszą służbę zdrowia będą musieli się złożyć obywatele. Reforma podatkowa Polskiego Ładu obniża podatki większości Polaków, jednak najlepiej zarabiający będą musieli opłacać wyższą niż do tej pory składkę na NFZ bez możliwości odliczenia jej od podatku.

Ten pomysł wywołuje wiele negatywnych emocji, zwłaszcza wśród przedsiębiorców. Już dzisiaj ci, którzy mają płacić wyższą składkę zdrowotną w przyszłym roku, mówią, że branża medyczna to worek bez dna. Że ile by nie było pieniędzy, to i tak medycy będą żądali dla siebie więcej. Mniejsza z tym, ile jest w tym prawdy, obecny protest i żądania medyków składające się na dodatkowe 100 miliardów złotych rocznie dają mocne podstawy do takich obaw. Rząd znalazł się w sytuacji, w której z jednej strony musi negocjować z potężnymi roszczeniami branży medycznej, z drugiej – przekonywać społeczeństwo, że warto inwestować w zdrowie, a podwyższona składka medyczna nie pójdzie tylko na podwyżki dla lekarzy.
Gdyby protestujący mieli odrobinę wyczucia, to we własnym dobrze pojętym interesie wsparliby teraz rząd Prawa i Sprawiedliwości. Natomiast protestować poszliby pod Kancelarią Senatu, którego marszałek Tomasz Grodzki z Platformy Obywatelskiej niedawno proponował pozostawienie w Polsce zaledwie 130 z około tysiąca szpitali. Szkoda, że takie "uzdrawianie" polskiej służby zdrowia przez zwolnienia i likwidację jakoś nie budzą oburzenia wśród protestujących medyków.


Miłosz Manasterski