Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
IAR
Sylwia Mróz 16.12.2010

Koniec przesłuchań do rad nadzorczych

Zakończyły się przesłuchania kandydatów do rad nadzorczych Polskiego Radia i Telewizji Polskiej.
Koniec przesłuchań do rad nadzorczych

W trzecim etapie konkursów rywalizowało ponad 30 osób, w tym niektórzy członkowie obecnych władz obu spółek. Do obsadzenia jest po pięć miejsc w każdej z rad. Znowelizowana ustawa medialna przewiduje wybór rad nadzorczych w drodze konkursów.

To będą pierwsze takie rady w historii mediów publicznych. Mają liczyć po siedmiu członków. Miejsc konkursowych jest mniej, bo jedno miejsce obsadzi minister skarbu i jedno - minister kultury. Rady nadzorcze w spółkach regionalnych będą pięcioosobowe. Czterej członkowie każdej z nich to przyszli zwycięzcy procedur konkursowych. Po jednym członku rady wskażą, we wzajemnym porozumieniu, szefowie obu zainteresowanych resortów.

Zgodnie z ustawą, kandydatów zgłosiły wyższe uczelnie. Przed wejściem w życie nowelizacji, Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji sama decydowała o składzie tych gremiów, bez kontroli społecznej. Teraz dziennikarze mogli być przy przesłuchaniach, choć bez prawa do rejestracji dźwięku i obrazu. Robiła to za nich sama Krajowa Rada. Stenogramy będą ogólnie dostępne, a być może też nagrania.
Pytania do kandydatów

W ustawie czytamy, że osoby aplikujące do rad mają "posiadać kompetencje w dziedzinie prawa, finansów, kultury oraz mediów", i to sprawdzano. Podczas kilkudniowych przesłuchań kandydatów, z których niektórzy starali się równolegle o wybór do władz i radia i telewizji, najczęściej pytano o "misję", konkurowanie ze stacjami komercyjnymi, finansowanie i upolitycznienie mediów publicznych.

Najbardziej zaskakujące odpowiedzi dotyczyły tej ostatniej kwestii. Wielu kandydatów w ogóle nie dostrzegało problemu. Nie widziało wpływów politycznych, przekładania się nacisków partyjnych na zawartość programu i relacjonowanie wydarzeń, także tych najbardziej kontrowersyjnych. Zastrzeżenia Krajowej Rady dotyczyły w tym przypadku programów emitowanych w telewizji publicznej.

Powstał nawet raport dotyczący tej sprawy, co nie do końca przekonywało niektórych kandydatów. Pośród zdecydowanych zaprzeczeń co do istnienia "kontraktu politycznego przy podziale anten telewizyjnych" - a o taki kontrakt pytano - pojawiła się też odpowiedź członka obecnych władz: "nie jestem stroną kontraktu, ale nie bądźmy naiwni". Inny kandydat, mówiąc tym razem o politycznej "zawierusze" wokół radiowej Trójki uznał, że wyszła programowi na zdrowie, bo wprawdzie protesty słuchaczy zapchały mu skrzynkę mailową, ale słupki słuchalności skoczyły.

Finansowanie mediów

Przy pytaniach dotyczących finansowania mediów publicznych wszyscy byli zgodni, że to fundamentalna kwestia. Padały postulaty ustawowych zmian dotyczących abonamentu, który miałby być na przykład opłatą cywilno-prawną nieprzechodzącą przez budżet państwa. Podnoszono też kwestię restrukturyzacji obu spółek i koniecznych zwolnień grupowych, które mają nastąpić w przyszłym roku.

Zaprezentowano projekt połączenia radia, telewizji i spółek regionalnych, tak by zlikwidować wielość zarządów, rad nadzorczych, kierownictw oraz sekretariatów i tym sposobem, przynajmniej częściowo, uzdrowić finanse, zracjonalizować też zarządzanie. Choć wiele mówiono o pieniądzach, to często niewiele o nich wiedziano, szczególnie pierwszego dnia przesłuchań do rady TVP.

Żaden z kandydatów nie wiedział, jaki jest budżet spółki, do władz której chce wejść. Jedyny, który zdecydował się "strzelać" pomylił się o trzydzieści sześć razy. Nie wiedziano, jaki procent abonamentu jest ściągany, ani jakim wynikiem finansowym TVP zamknęła ubiegły rok. A była to rekordowa strata, która szerokim echem odbiła się nie tylko w mediach, ale i w rządzie, i w parlamencie: ponad 200 milionów na minusie. W tym roku TVP przewiduje zysk. Polskie Radio także.

sm