Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
PolskieRadio24.pl
Katarzyna Pyssa 03.12.2021

Lempart i przyjaciele na wojnie z polskością. Felieton Miłosza Manasterskiego

Podczas niedawnej proaborcyjnej manifestacji pod Sejmem Marta Lempart obraziła haniebnie polskich mundurowych broniących granic ubliżając im od morderców dzieci. Czy to efekt zjawiska znanego w psychologii projekcją, czyli przypisywania innym własnych intencji? - pisze w swoim felietonie Miłosz Manasterski.

Kim jest Marta Lempart? Sama siebie lubi określać jako aktywistkę, ale w rzeczywistości jest politykiem. Aktywizm da się odróżnić od uprawiania polityki jako takiej, pod warunkiem, że nie jest on podporządkowany promocji własnej osoby. W przypadku Marty Lempart nie ma wątpliwości, że stara się ona zogniskować na sobie uwagę mediów, otacza się politykami, intensywnie zabiega o kolejne nagłówki swoimi kontrowersyjnymi zachowaniami. Jest jasne, że to, co robi, ma jej zapewnić w przyszłości udział we władzy i mocną pozycję. I nie ma wątpliwości, że gdyby wybory miały odbyć się za kilka dni, Koalicja Obywatelska z przyjemnością powierzyłaby jej wysokie miejsce na swoich listach. Konkurencyjną ofertę zapewne gotowi są złożyć Szymon Hołownia i Lewica.

Dlaczego Lempart dzisiaj może być pewna atrakcyjnego miejsca na opozycyjnych listach? Przede wszystkim z powodu uniwersalności swojego politycznego przekazu. Lempart poszła dalej niż przedstawiciele totalnej opozycji sięgając po powszechnie zrozumiały wulgaryzm. W tym jednym, niemożliwym do cytowania słowie, Lempart zawarła poglądy polityczne kilku środowisk. Jej emocje, kiedy krzyczy słynne słowo na "w" są rodzajem terapii zbiorowej elit III RP, które z jej agresją w pełni się identyfikują. Owo słowo na "w" to w rzeczywistości kompletny program polityczny totalnej opozycji. Lempart wyraża dosadnie i celnie wszystko to, na co Donald Tusk, Borys Budka czy Szymon Hołownia potrzebują dziesiątek bardziej uładzonych zdań. Przekaz Lempart to czysta nienawiść kierowana do wszystkich, którzy odebrali elitom III RP z rąk władzę nad państwem.

Przez lata wypominano Platformie Obywatelskiej, że nie ma programu politycznego. Kiedy stery w największej opozycyjnej partii przejął na powrót Donald Tusk, liczono na to, że coś się zmieni. Wiele osób nie zauważyło, że program opozycji sformułowała już wcześniej Marta Lempart. I więcej już nie będzie, co potwierdził zresztą Donald Tusk, mówiąc, że za program wystarczy samo odsunięcie PiS od władzy. Elity i ich polityczni reprezentanci nie potrafią rządzić, nie mają żadnego pomysłu na konstruktywne zmiany, nie potrafią przekonać do siebie większości wyborców, którzy na ich nieudolności się już poznali. Jednocześnie czują, że władza im się należy, że są do niej jedynymi uprawnionymi, że "ten kraj" jest ich dziedzictwem a wyborcy mają obowiązek ich popierać. A ponieważ wyborcy się zbuntowali i w kilku kolejnych demokratycznych wyborach elitom nie udało się odzyskać "swojej własności", pozostaje im przejąć władzę siłą. Stąd ciągłe dopingowanie KOD-u, Obywateli RP i najskuteczniejszej ostatnio "rewolucjonistki" Marty Lempart, by wyprowadzać ludzi na ulicę.

Tyle, że słowo na "w" nawet Marcie Lempart nie wystarczy jako cały przekaz. Lempart chce mówić więcej, a to co mówi, jest ze sobą sprzeczne, jednak sprzeczności te przykrywa nadmiar emocji. W końcu od kogoś, kto przemawia językiem rynsztoka nie należy spodziewać się głębokich przemyśleń. Konsekwencji brakuje na każdym kroku. Lempart i jej koleżanki odwołując się do feminizmu, jednocześnie traktują podle inne kobiety, jak choćby dziennikarki TVP czy sprzątaczkę z Nowogrodzkiej. Na manifestacjach OSK pojawiają się transparenty z napisem "Aborcja to życie", co jest równie prawdziwe jak stwierdzenie, że czarne to białe. Lempart która twierdzi, że nienarodzone dziecko można zabić w każdych okolicznościach, jednocześnie pozuje na czułą matkę wobec małych Irakijczyków przyprowadzonych przez swoich rodziców na białoruską granicę.

"W polityce głupota nie stanowi przeszkody" - twierdził Napoleon Bonaparte. Wydaje się jednak, że ten brak konsekwencji jest podyktowanym czymś poważniejszym niż intelektualnym ubóstwem. Czy jest możliwe, że przez Martę Lempart, Władysława Frasyniuka, Barbarę Kurdej-Szatan i im podobnych przemawia frustracja, której klinicznym obrazem staje żywa nienawiść wobec rodaków i jednoczesny zachwyt nad obcym, kimkolwiek by on nie był?

Czytaj także:

Jest taka piosenka zespołu Mikromusic, regularnie grana w mediach komercyjnych, w której powtarza się refren, będący błaganiem, by los artystce dał "chłopaka nie Polaka, nie pijaka, nie cwaniaka, nie pajaca". Imponująca lista cech negatywnych przypisanych polskim mężczyznom w tym feministycznym hymnie tłumaczy bardzo wiele. Z tej perspektywy aborcja dla dzieci z ojców Polaków i otwieranie drzwi dla przybyszów z Afryki i Bliskiego Wschodu stają się zupełnie spójne. Poddanie się działaniom reżimu Łukaszenki zdecydowanie zwiększa szansę na "chłopaka - nie-Polaka".

Władze stolicy właśnie oblepiły miasto plakatami, które na pierwszy rzut oka możemy uznać za bożonarodzeniowe. Jednak, kiedy się im dokładniej przyjrzymy, nie tylko znajdzie się na nich śladu po jakiekolwiek symbolice religijnej, ale nawet sygnału, że chodzi w ogóle o jakieś święta. Choć katolików, a także innych chrześcijan, jest w Warszawie zdecydowana większość, Rafał Trzaskowski ich ignoruje, celebrując po prostu… pory roku i życząc "każdemu, bez wyjątków, wszystkiego dobrego". To idzie dalej niż zalecenia komunikacyjne Komisji Europejskiej, która jeszcze pozwala mówić o okresie świątecznym, byle nie wspominać, że chodzi o Boże Narodzenie. Warszawa Trzaskowskiego jest bardziej postępowa niż Bruksela. W swoim marszu ku nowoczesności znalazła się już na orbicie, gotowa na przyjęcie "chłopaków nie-Polaków" z całego kosmosu.

Nie powinno nas to dziwić. Podczas Campus Polska Przyszłości zaproszeni przez Rafała Trzaskowskiego paneliści zupełnie serio stwierdzali, że życie w państwie tak jednolitym etniczne jak obecnie Polska jest dla ich po prostu nie do wytrzymania i trzeba to natychmiast zmienić. Sugerowano nawet, że "ten kraj" powinien się inaczej nazywać, żeby zatrzeć związek z tą okropną polskością w nazwie. Przecież duchowy patron i główna gwiazda Campusu, Donald Tusk, już przed laty twierdził, że "polskość to nienormalność". Idąc im wszystkim w sukurs Aleksander Łukaszenka przygotował transport na granice "tego kraju" tysięcy nie-Polaków, głównie chłopaków przed trzydziestką.

Nie ma w tym przypadku, że teraz ofiarami najbardziej brutalnej nagonki prowadzonej przez przedstawicieli elit III RP padają właśnie polscy żołnierze, policjanci, funkcjonariusze straży granicznej. Polska, wbrew marzeniom Trzaskowskiego i Lempart jest wciąż państwem narodowym. Nic tak nie uosabia polskiej państwowości jak polski mundurowy z orzełkiem na czapce i biało-czerwoną flagą na ramieniu. Służba dla państwa jest najwyższym wyrazem patriotyzmu. Polskie wojsko, polska Straż Graniczna i polska policja są najbardziej wyraźnym znakiem naszej niepodległości. Skoro więc od lat wyzywani od faszystów są zwykli ludzie, którzy wychodzą z flagami na ulicę 11 listopada, to dlaczego mamy się dziwić agresji wobec polskich mundurowych? Tych, którzy przysięgali, że granic tego znienawidzonego przez elity państwa narodowego będą bronić nawet za cenę własnego życia?

Zamiast przyzwolić na autodestrukcję państwa, nami mundurowi bronią Polski z całą determinacją i niemałym społecznym poparciem. Bo na nasze szczęście, elity, których emanacją są Lempart, Frasyniuk czy Kurdej-Szatan, to tylko mniejszość. Mniejszość wzajemnie się wspierająca, ustosunkowana, wpływowa, zamożna, krzykliwa i agresywna. Jednak swoimi działaniami sprawiająca, że zwykli ludzie zaczynają się opierać się przed jej wpływem prawie tak stanowczo, jak polskie służby bronią naszych granic przed nielegalnymi migrantami.

Miłosz Manasterski