Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
PolskieRadio24.pl
Katarzyna Pyssa 29.12.2021

Opozycja galopuje na Pegasusie ku katastrofie. Felieton Miłosza Manasterskiego

Politycy opozycji twierdzą, że byli inwigilowani przez Pegasusa. Tylko po co podsłuchiwać kogoś, kto nie ma nic do powiedzenia? - pisze w felietonie dla PolskiegoRadia24.pl Miłosz Manasterski.

Pegasus to oprogramowanie szpiegujące opracowane i dystrybuowane przez izraelską firmę NSO Group. Jest ono przeznaczone do instalacji w smartfonach, które zainfekowane dają Pegasusowi (a raczej jego operatorowi) dostęp do wszystkich jego funkcji, w tym lokalizacji, aplikacji, haseł, SMS-ów czy prowadzonych rozmów. To narzędzie skuteczne, a zatem także praktycznie niewykrywalne. Ofiarą tego narzędzia miał paść nawet prezydent Francji Emmanuel Macron, którego miały podsłuchiwać marokańskie służby.

Ale przecież Pegasus nie jest jedynym programem, za pomocą którego można zhakować telefon czy podsłuchiwać rozmowy. Jest to jedno z wielu narzędzi, za pomocą których służby różnych krajów starają się kontrować zorganizowaną przestępczość, także terroryzm. Liczba udaremnionych zamachów pokazuje, że jest to społecznie korzystne.

Zawsze istnieje także ryzyko zastosowania podsłuchu przez wrogie służby, a nawet agresywną i nieetyczną konkurencję. Zdają sobie z tego sprawę biznesmeni, którzy starają się chronić tajemnice swoich korporacji, jak i doświadczeni politycy, którzy wchodzą w posiadanie niejawnych informacji. Są oni przygotowywani i szkoleni, by minimalizować skutki ewentualnego ataku.

Także w Polsce mieliśmy do czynienia z niejedną aferą podsłuchową. Skoro mówimy o służbach, to warto przypomnieć haniebną inwigilacją dziennikarzy w czasach rządów PO, kiedy jej celem stali się zarówno żurnaliści kojarzeni z prawicą, jak i z lewicą. Okazało się jednak, że nie uratowało to notowań PO ani nie przeszkodziło w zwycięstwie Zjednoczonej Prawicy.

Rwetes, jaki podnoszą dzisiaj politycy Platformy Obywatelskiej, jest śmieszny, jeśli nie wręcz żałosny. Mityczny Pegasus stał się w przekazie polityków PO magicznym środkiem, za pomocą którego Zjednoczona Prawica wygrywa wybory. W PO myślą, że to nie polityczna wiarygodność, dotrzymywanie obietnic, dobry program, stymulowanie rozwoju gospodarczego i rozwiązywanie problemów zwykłych obywateli pomagają zjednać wyborców.

Najbardziej bulwersują się ci, którzy mają problemy z prawem i z tego powodu trafili na celownik służb. Jakich środków przeciwko nim użyto, to sprawa drugorzędna wobec samego łamania prawa. Kto swoimi działaniami ściąga na siebie zainteresowanie policji czy Centralnego Biura Antykorupcyjnego, powinien winić za to tylko siebie. Idąc tym tokiem myślenia, Donald Tusk powinien zaprotestować przeciwko kontroli radarowej, która wykryła, że przekroczył prędkość w terenie zabudowanym o 57 km na godzinę.

Gdyby Platforma Obywatelska dla własnego dobra odsuwała od siebie ludzi, którzy są na bakier z prawem, to nie byłoby żadnych obaw, że w ręce służb przypadkiem wpadną jakiekolwiek informacje związane z ich działalnością polityczną. Minister Olga Semeniuk stwierdziła niedawno, że nie obawia się podsłuchów, bo sama nie ma niczego do ukrycia. Jednak zgodnie z doktryną Neumanna podejrzanych się w PO hołubi i bierze na listy wyborcze. Jeśli sam fakt prowadzenia jakiejkolwiek działalności politycznej miałby uniemożliwić prowadzenie wobec kogoś czynności przez prokuraturę, to jutro cały półświatek zapisałby się do partii. Łatwo domyślić się do której, bo jest ona szczególnie popularna w aresztach i zakładach karnych, gdzie z dużą przewagą wygrywa wszystkie wybory.

Wyobraźmy sobie jednak hipotetycznie, że ktoś podsłuchiwałby Krzysztofa Brejzę, co sam zainteresowany gorąco imputuje. Czy Brejza z tego tytułu odniósł straty? Żaden rzekomy podsłuch nie przeszkodził mu w zdobyciu mandatu w Senacie. A jakie podsłuchujący miałby osiągnąć korzyści? Poznałby program PO przed jego opublikowaniem? Zdobyłby nośne slogany wyborcze Koalicji Obywatelskiej? A może posiadłby wiedzę ekspercką na temat gospodarki?

Zaraz, zaraz! Przecież PO nie ma od lat żadnego programu, żadnego nośnego hasła ani cennych ekspertyz. To czego w ogóle dowiedziałby się podsłuchujący? Tego, gdzie sztab PO jedzie kleić plakaty? Po co komu taka wiedza?

Bez żartów. Nikt nie podsłuchiwał i nie inwigilował polityków PO Pegasusem, ponieważ byłaby to strata czasu i pieniędzy. Krzysztof Brejza to nie Emmanuel Macron, tak jak Inowrocław (choć to bardzo miłe miasto) nie jest Paryżem. Liderzy PO od lat potykają się o własne nogi, są koszmarnie nieudolni, a ich zdolności przywódcze nie pozwoliłyby im przejść rekrutacji na kierownika zmiany w supermarkecie. Tam naprawdę trzeba ciężko pracować i rozwiązywać od ręki dziesiątki problemów klientów i współpracowników.

Cała histeria PO związana z Pegasusem służy przede wszystkim tłumaczeniu własnym wyborcom swojej nieudolności – że nie potrafimy, że się nie znamy, że mamy kłopoty nawet z prostymi wystąpieniami. Że jedyne co możemy porwać, to projekt ustawy PiS na sejmowej mównicy. Że wszystkie nasze polityczne gwiazdy to te osiem, które pojawiają się nawet w życzeniach bożonarodzeniowych i na piernikach pieczonych przez nasze posłanki. Przyczyną klęski PO według PO jest teraz niewidzialny Pegasus. Gdyby nie Pegasus, to prezydentem byłaby teraz Małgorzata Kidawa-Błońska, a premierem Borys Budka…

Czy ktoś w to w ogóle uwierzy? Niestety ktoś może. A im dalej od polskiej sceny politycznej, tym uwierzyć łatwiej. Dlatego bajka o Pegasusie jest kolejnym szkodliwym działaniem PO na arenie międzynarodowej. W sytuacji, kiedy trwa hybrydowy atak ze Wschodu na polskie granice i dobre imię polskiego państwa, dokładanie drugiego frontu przez polityków PO jest czymś niegodnym. Polska powinna liczyć na lojalność swoich sojuszników w NATO i partnerów w Unii Europejskiej. Opisywanie Polski jako państwa, w którym opozycję się szpieguje, jest dążeniem do zrównania nas z Białorusią czy Rosją. Zresztą nie tak dawno Dariusz Rosati, europoseł KO, posunął się wręcz do takiego porównania.

Taka retoryka jest Kremlowi na rękę. Rosyjskie trolle od dawna wmawiają na anglojęzycznych forach, że język ukraiński niczym nie różni się od rosyjskiego. To przygotowanie do ewentualnej aneksji Ukrainy. Po co ma się Zachód trudzić, żeby bronić państwa, które według opowieści Kremla, jest tak naprawdę zbuntowaną prowincją Rosji?

Od pewnego czasu pojawiają się jednak także nowe "wrzutki". Teraz trolle Putina tworzą już przekaz, że język polski jest w zasadzie językiem rosyjskim, a różnica wynika tylko z zapisu alfabetem łacińskim. Według trolli polski pisany cyrylicą nie różniłby się od rosyjskiego! To groźne kłamstwo niezwykle niebezpiecznie łączy się z przekazem PO, która twierdzi, że w Polsce są rządy autorytarne. Jeśli świat uwierzy, że język polski jest taki sam jak rosyjski, Warszawa taka jak Moskwa, a demokracja kończy się na Niemczech, nasza przyszłość będzie się malowała w ciemnych barwach.

Miłosz Manasterski