Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
PAP
Sylwia Mróz 03.01.2011

Pikieta w Wałbrzychu: "Czyste ręce"

Ok. 30 osób wzięło udział w pikiecie pod hasłem "Czyste ręce" przed Urzędem Miejskim w Wałbrzychu.
Pikieta w Wałbrzychu: Czyste ręce(fot. PAP/Grzegorz Jakubowski)

Pikietujący w białych rękawiczkach domagali się ukarania winnych rzekomej korupcji wyborczej w Wałbrzychu. Trzymali plakat "Wałbrzych to nie Białoruś".

Jak poinformował Patryk Wild, współorganizator pikiety, kandydat na prezydenta Wałbrzycha w minionych wyborach samorządowych, manifestanci przyszli w białych rękawiczkach, aby zamanifestować "niezgodę na nieczystą grę" podczas wyborów samorządowych. - Nie chcemy tutaj drugiej Białorusi. Dlatego też domagamy się ukarania winnych korupcji wyborczej - mówił Wild.

Dodał, że nie może tak być w demokratycznym kraju, że wygrywa ten, kto ma więcej pieniędzy. - Jeśli winni nie zostaną ukarani, to wkrótce takich Wałbrzychów będziemy mieli w całym kraju wiele - mówił.

Protest wyborczy

Wild tuż po II turze wyborów w Wałbrzychu złożył do sądu protest wyborczy, w którym domaga się powtórzenia wyborów do rady miasta, powiatu oraz prezydenckich.

4 stycznia w Sądzie Okręgowym w Świdnicy rozpocznie się proces w sprawie wniosku o ponowne przeliczenie głosów w wyborach prezydenta miasta i ewentualnego rozpisania powtórnych wyborów. W tym terminie sąd rozpatrzy wniosek tylko jednego z przegranych kandydatów na prezydenta Wałbrzycha - Wilda (niezrzeszony).

Natomiast protest drugiego kandydata na prezydenta Mirosława Lubińskiego (niezrzeszony) został zawieszony do czasu, aż sąd rozpatrzy protest Wilda. - Zobaczymy jak się potoczy sprawa pierwszego protestu. Decyzja sądu w sprawie jednego protestu będzie prawdopodobnie obowiązująca dla drugiego - powiedział Tomasz Białek, rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Świdnicy.

Białek przyznał, że nie potrafi powiedzieć, jak długo sąd będzie zajmować się tym protestem i badać okoliczności zgłoszone przez kandydata na prezydenta. Sam Wild przyznał, że zgromadzony przez niego materiał dowodowy jest dość obszerny. - Zgłosiliśmy wraz z prawnikiem do sądu listę kilkunastu świadków, których sąd będzie przesłuchiwać - mówił Wild.

Wybory pod nadzorem

Tymczasem z oświadczenia przesłanego PAP przez Lubińskiego w ubiegłym tygodniu wynika, że będzie on zabiegać, aby ponowne wybory w Wałbrzychu odbyły się pod nadzorem Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.

- Wszystko wskazuje na to, że jestem kandydatem, który najbardziej ucierpiał wskutek procederu kupowania głosów (niezrzeszony Lubiński wygrał w I turze z kandydatem PO Piotrem Kruczkowskim, który z kolei wygrał w II turze) na rzecz kandydata z PO, a także manipulacji kartami wyborczymi, pozwalającymi podejrzewać fałszerstwa wyników głosowania (...) Przygotowałem już prośbę do Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, by rozważyła potrzebę obserwacji wyborów w Wałbrzychu, jeśli sąd, do którego wystąpiłem z pozwem w tej sprawie, uzna konieczność ich powtórzenia - czytamy w oświadczeniu Lubińskiego.

W Wałbrzychu do II tury wyborów przeszli: wieloletni prezydent miasta Piotr Kruczkowski (PO), który ostatecznie wygrał tegoroczne wybory 325 głosami oraz Mirosław Lubiński (niezależny).

Kruczkowski zdobył 50,59 proc. (13 880 głosów), a Lubiński 49,41 proc. (13 555 głosów). Natomiast w I turze na Kruczkowskiego głosowało 24,70 proc., a na Lubińskiego 26,80 proc. W trakcie II tury wyborów w Wałbrzychu oddanych zostało w sumie 28 077 głosów, w tym głosów ważnych było 27 435, głosów nieważnych było więc 642.

Według Lubińskiego, po dokładnym przeanalizowaniu wyników z wałbrzyskich komisji wyborczych okazało się, że 332 głosy zostały unieważnione, ponieważ na kartach do głosowania postawione zostały krzyżyki przy nazwiskach obu kandydatów.

Wałbrzyska Watergate

Z kolei poniedziałkowa "Gazeta Wyborcza" w artykule "Wałbrzyska Watergate" informuje, że dotarła do nagrań rozmowy Roberta S., który ujawnił aferę kupowania głosów w Wałbrzychu, z prezesem Wałbrzyskiego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji (WPWiK) Stefanosem Ewangielu, kandydatem PO na radnego miejskiego. S. sam miał kupować głosy w zamian za obiecaną wcześniej pracę w WPWiK. Gdy pracy nie dostał - zaczął "sypać".

Z nagrań wynika - informuje GW - że Ewangielu rozmawiał z S. o obiecanym zatrudnieniu w przedsiębiorstwie; także "spekulując jakie będą efekty powyborczego skandalu". Po rozmowie w wodociągach Robert S. spotkał się z kolei ze znajomą Agnieszką, która wciągnęła go w akcję kupowania głosów.

Z relacji GW wynika, że Agnieszka dobrze zna się z Ewangielu i że jej obiecał umorzenie długów za mieszkanie. "Agnieszka opowiada Robertowi S., że 500 zł za kupowanie głosów miał jej zapłacić również prezes innej wodociągowej spółki Piotr Głąb, kandydat PO do rady powiatu" - pisze Wyborcza.

GW przytaczając rozmowę Roberta S. z Agnieszką pisze: "A ty myślisz, że Głąb to co? Przecież on mi też dał pięć stów. A czemu Głąb przeszedł, jak przecież nikt go nie zna? Bo przecież jest Stefan (Ewangielu)! I ci, co głosowali na Stefana, głosowali od razu na Głąba i na Kruczkowskiego" (Piotra, prezydenta Wałbrzycha).

Korupcja w Wałbrzychu

Z kolei Prokuratura Okręgowa w Świdnicy wszczęła 10 grudnia śledztwo w sprawie korupcji wyborczej w Wałbrzychu przed I i II turą wyborów samorządowych. Za tego typu przestępstwo grozi do 5 lat więzienia. Śledztwo wszczęte zostało na podstawie materiałów przekazanych przez Centralne Biuro Antykorupcyjne we Wrocławiu.

Śledztwem został objęty okres od początku listopada 2010 r. do 5 grudnia 2010 r. w Wałbrzychu. Rzeczniczka prokuratury przyznała, że pieniądze i alkohol były oferowane wałbrzyszanom głównie przez sympatyków jednego z komitetów wyborczych, ale pojawiali się też sympatycy drugiego komitetu, którzy namawiali ludzi do głosowania na ich kandydata.

sm