Trwająca od ponad 100 dni wojna na Ukrainie jest pierwszą, w której obie strony konfliktu używają bezzałogowych statków powietrznych na tak dużą skalę. Już na początku wojny tureckie Bayraktary TB2 stały się ukraińskim symbolem walki i postrachem rosyjskich wojsk. Na ich cześć powstały nawet piosenki i nadawano ukraińskim dzieciom imiona.
Po stronie rosyjskiej intensywnie używane - i zestrzeliwane - są zwiadowcze Orlany-10 i uzbrojone Oriony. Obie strony, zwłaszcza Ukraina, mocno korzystają też z dronów komercyjnych, zarówno do rozpoznania, jak i zrzucania zaimprowizowanych granatów i małych bomb.
Jak przyznaje gen. David Deptula, dziekan think-tanku Mitchell Institute for Aerospace Studies, tak duża rola bezzałogowych platform w obecnej wojnie była pewnym zaskoczeniem dla części ekspertów, którzy spodziewali się, że drony zostaną w dużej mierze zneutralizowane przez systemy zagłuszające i obronę powietrzną.
Drony: lepsze kierowanie ogniem
- Myślę, że wiele osób jest zaskoczonych, zwłaszcza tym, że drony po obu stronach nie są zestrzeliwane tak często, jak się tego spodziewano i że mają znaczący wpływ na walkę - mówi ekspert. Jak dodaje, zwłaszcza po stronie ukraińskiej szczególnie przydatne okazały się Bayraktary TB2, dając ukraińskim wojskom potrzebny przegląd sytuacyjny i umożliwiają lepsze kierowanie ogniem artyleryjskim, a także dają siłę ognia.
- Bezzałogowe statki powietrzne są kluczowym narzędziem, bo pozwalają na zbieranie ważnych danych i na rozpoznanie, jednocześnie pozwalając na precyzyjne uderzenia - i to wszystko w jednej platformie, co daje duże korzyści - mówi Deptula. Jak przyznaje, jednym ograniczeniem tureckich Bayraktarów jest stosunkowo niewielki potencjał, jeśli chodzi o przenoszoną amunicję.
Jak dodaje, znacznie większe zdolności oferowałyby drony amerykańskie, MQ-1 Grey Eagle i MQ-9 Reaper. Według doniesień Reuters, pierwsze z tych maszyn mogą wkrótce trafić na Ukrainę.
- One mają cztery razy większy ładunek i 12 razy większy zasięg, mogą lecieć przez całą Ukrainę i pozostać w powietrzu przez cały dzień, a nie przez kilka godzin - mówi generał. - Mam nadzieję, że wkrótce te maszyny trafią na Ukrainę, bo ten plan był rozważany przez Pentagon od wielu tygodni - dodaje.
Według Deptuly, przewidziane cztery sztuki MQ-1 powinny być dopiero początkiem, pozwalającym na zaznajomienie się ukraińskich sił z tymi dronami.
- Stany Zjednoczone w ostatnich kilku latach wycofały ze służby ponad 200 MQ-1 i teraz one siedzą w magazynach i zbierają kurz. Nie ma powodu, by nie przekazać ich Ukrainie - twierdzi ekspert.
Polskie drony-kamikaze Warmate
Jak dotąd USA przekazały Ukrainie szereg innych, mniejszych bezzałogowców, drony zwiadowcze Puma, a także amunicję krążącą (tzw. drony-kamikaze) Switchblade oraz kompletnie nowe, Phoenix Ghost. Ukraińcy dysponują też własnymi dronami zwiadowczymi Łełeka oraz pozyskanymi jeszcze przed wojną polskimi dronami-kamikaze Warmate. Do tego Pentagon przekazał też bezzałogowe łodzie służące do obrony wybrzeża. Po stronie rosyjskiej rolę Switchblade'ów spełnia amunicja krążąca KUB-BLA produkowana przez Grupę Kałasznikowa.
- Rosjanie używają swoich systemów do tych samych celów, ale jak dotąd, podobnie jak na innych polach, niezbyt dobrze wykorzystują, zarówno na poziomie operacyjnym, jak i taktycznym - ocenia Deptula.
Jak dodaje, to samo można powiedzieć o całości kampanii Rosjan w powietrzu. Zdaniem generała, największym zaskoczeniem obecnej wojny jest fakt, że Rosjanie nie uzyskali panowania nad ukraińskim niebem. Ocenia, że jest to zarówno efekt słabego sprawowania się rosyjskich sił powietrznych, jak i nadspodziewanie dobrej postawy ukraińskich lotników i obrony powietrznej.
- Z perspektywy czasu, to nie powinna być niespodzianka, bo jeśli spojrzymy na rosyjską historię, ich wojsko było zawsze głównie armią lądową i nigdy nie używało lotnictwa jako strategicznego elementu w osiąganiu swoich celów - analizuje generał. Dodaje, że widać to m.in. w braku koordynacji działań wojsk lądowych i powietrznych. Według eksperta, choć Rosja intensywnie używała sił powietrznych bombardując syryjskie miasta, działały w diametralnie innych warunkach i niekontestowanej przestrzeni powietrznej.
"To dobra wiadomość"
- Ta słabość rosyjskich sił jest fundamentalna i leży w ich doktrynie i historii. A to oznacza, że nie da się tego szybko naprawić. To dobra wiadomość i powinniśmy to wykorzystać - mówi Deptula. Jak uważa, z tej wojny wnioski powinny także wyciągnąć Stany Zjednoczone i ich sojusznicy, pamiętając by nie zaniedbywać sił powietrznych, jego zdaniem obecnie najbardziej zaniedbywanych jeśli chodzi o liczbę sprzętu.
- Stany Zjednoczone mają obecnie najstarsze, najmniejsze i najmniej gotowe siły powietrzne w swojej historii. Jesteśmy o ponad połowę mniejsi, niż kiedy wygraliśmy ostatni duży regionalny konflikt, operację Pustynna Burza w 1991. Musimy więc poważnie podejść do finansowania naszych sił, jeśli mamy spełniać zamierzone cele - konkluduje ekspert.
Czytaj także:
Zobacz także: Piotr Wawrzyk w "24 pytania"
es