Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
IAR
Agnieszka Kamińska 11.01.2011

Wypadek rządowego śmigłowca: wyrok

Sąd Najwyższy wyda wyrok w sprawie ppłka Marka Miłosza, pilota śmigłowca, na pokładzie którego podczas katastrofy był premier Leszek Miller.
Pilot Marek Miłosz i b. premier Leszek Miller, fot. z 2004 rokuPilot Marek Miłosz i b. premier Leszek Miller, fot. z 2004 rokufot. PAP

Sąd miał zbadać apelację prokuratury od wyroku uniewinniającego podpułkownika Miłosza. Wojskowy Sąd Okręgowy w Warszawie uniewinnił go w marcu ubiegłego roku.
Prokuratura chce uchylenia wyroku uniewinniającego i zwrotu sprawy do Sądu Okręgowego w Warszawie. Twierdzi, że Miłosz jako dowódca załogi w dniu lotu nie zapoznał się z aktualną pogodą i możliwością wystąpienia oblodzenia.

Podpułkownik Miłosz i jego obrońca podkreślali na ostatniej rozprawie 4 stycznia, że w dniu katastrofy załoga nie miała informacji o nietypowej pogodzie - wzroście temperatury wraz z wysokością oraz o tym, że instalacja przeciwoblodzeniowa nie działała.

W tocżącym się sześć lat procesie prokuratura oskarżyła pilota Marka Miłosza o umyślne sprowadzenie niebezpieczeństwa katastrofy i nieumyślne spowodowanie wypadku. Miał on nie włączyć ręcznego trybu instalacji przeciwoblodzeniowej, choć na trasie przelotu występowała temperatura poniżej plus 5 stopni Celsjusza. W takich warunkach instrukcja zaleca przejście z trybu automatycznego na ręczny.

Śmigłowiec rządowy Mi-8 z 36. specjalnego pułku lotnictwa transportowego rozbił się w Lesie Chojnowskim pod Piasecznem 4 grudnia 2003 roku. W wypadku ówczesny premier Leszek Miller doznał złamania dwóch kręgów piersiowych. Obrażenia odniosło też kilkunastu innych pasażerów, w tym ówczesna sekretarz stanu w kancelarii premiera Aleksandra Jakubowska. Łącznie 12 osób przeszło długotrwale lecznie.
Zeznający tym w procesie technik pokładowy powiedział przed sądem, że podczas całego lotu nie było konieczności włączania trybu antyoblodzeniowego silników. Z kolei według oskarżonego ekspertyza powołanej wtedy komisji lotniczej oznaczała, że do wypadku mogło dojść z winy urządzeń oraz niedostatecznej wiedzy naukowców na temat tego, jak i kiedy powstaje oblodzenie silników.

Sąd ustalił, że załoga sprawdzała temperaturę, a jej odczyty nie rodziły konieczności włączania instalacji przeciwoblodzeniowej. Uznał też, że ppłk Miłosz miał prawo nie wiedzieć o niekorzystnych warunkach. Informowała o tym cywilna prognoza meteo, ale oskarżony nie miał do niej dostępu, bo korzystał z wojskowej, która nie ostrzegała przed możliwością oblodzenia. Sąd zauważył też, że w wyniku manewru Miłosza udało się przekierować maszynę z terenu zabudowanego na las.

agkm