Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
polskieradio.pl
Agnieszka Kamińska 11.01.2011

Wiaczorka: w areszcie KGB groziło mi śmiercią

Franak WiaczorkaFranak Wiaczorka kadr z materiału Al Dżaziry
Posłuchaj
  • Franak Wiaczorka: KGB na przesłuchaniu straszyło mnie śmiercią
  • Franak Wiaczorka: na areszt skazano kolegę, który wcale nie była na manifestacji. W celi był zaledwie kilka stopni powyżej zera
  • Franak Wiaczorka: zamierzam złożyć skargę na śledczego KGB Botwienkowa
  • Franak Wiaczorka: kredyty, które dostaje Łukaszenka idą m.in. na utrzymanie KGB i przedsiębiorstw kontrolowanych przez rodzinę Łukaszenki
Czytaj także

- Śledczy Botwienkow mówił, że następnym razem trafię do więzienia na długo. Stwierdził, że zdarzają się różne choroby, nawet śmierć, i radził na siebie uważać - tak wyglądała rozmowa KGB z 22-letnim działaczem opozycji białoruskiej.

Aby posłuchać relacji Franaka Wiaczorki, kliknij w ikonki mikrofonów w ramce po prawej stronie.

Franak Wiaczorka wyszedł z więzienia w Mińsku w poniedziałek po południu. Spędził tam 12 dni, w tym Sylwestra i prawosławne święta. Przez ten czas nie było z nim kontaktu.

Został skazany na 12 dni aresztu za udział w manifestacji solidarności z około 700 osobami uwięzionymi po manifestacji przeciw sfałszowanym wyborom. W czasie gdy przebywał w więzieniu, był wezwany na rozmowę z KGB, które prowadzi dochodzenie w sprawie demonstracji po wyborach prezydenckich.

- Przesłuchali mnie w piątek. Próbowali mnie zastraszyć - mówi w rozmowie z portalem polskieradio.pl Franak Wiaczorka. - Śledczy KGB Botwienkow mówił tak: jeśli pan jeszcze raz pan gdzieś wystąpi, to trafi do prawdziwego aresztu na długo. - Mogą być różne choroby, nawet śmierć. Niech Pan będzie na to gotowy. Niech pan na siebie uważa - takie słowa usłyszał 22-latek na przesłuchaniu od śledczego.

Wiaczorka wie, że próbowano złamać wielu młodych ludzi i niektórzy zapewne zgodzili się nagrać przed kamerą nieprawdziwe zeznania, obciążające opozycję. Niektóre osoby bito - tak jak Andrzeja Poczobuta, dziennikarza "Gazety Wyborczej", przesłuchiwanego w Grodnie. Wiaczorka mówi jednak, że przeszedł już podobne rozmowy w wojsku, gdzie również próbowano go zastraszyć i jest już na takie represje odporny.

- Teraz zamierzam złożyć skargę do prokuratury. Funkcjonariusz groził mi podczas czynności służbowych. Po pierwsze, że przekwalifikuje mnie ze świadka na oskarżonego, po drugie groził chorobami i śmiercią - mówi Franak.

Działacz mówi, że jego zatrzymanie odbyło się w bardzo dziwnych okolicznościach, a służba bezpieczeństwa śledziła go przed aresztowaniem: prawdopodobnie namierzono i może podsłuchiwano jego telefon komórkowy. – Nikomu nie mówiłem, gdzie jestem, a w pewnym momencie na ulicy podeszło do mnie kilku mężczyzn ubranych po cywilnemu i wsadzili mnie do samochodu bez numerów. Później powiedziano mi, że była to służba bezpieczeństwa prezydenta – mówi Franak. Aresztowano także dwóch jego kolegów: Antosia Kojpysza i Andreja Kreczkę. Zawieziono całą trójkę na milicję, ta z początku nie wiedziała, co z nimi zrobić. W końcu Franaka i kolegów oskarżono o udział w wiecu solidarności z więźniami 21 grudnia.

Jak mówi Wiaczorka, w więzieniu do którego trafili było zaledwie kilka stopni powyżej zera, nie było ogrzewania. – Było tak zimno, że musieliśmy siedzieć bardzo blisko jeden drugiego - wspomina. Na procesie decydujące okazały się wcześniej spisane zeznania „świadka”, nie pomógł adwokat ani inne zeznania. Na koniec wszystkich trzech kolegów skazano na areszt: Franaka i Kreczkę na 12 dni, a Antosia Kojpysza, którego w ogóle na demonstracji nie było, na 10 dni.

Franak podkreśla, że opozycji bardzo zależy, by Zachód ukarał białoruski reżim sankcjami. Jego zdaniem ważne są sankcje wizowe dla funkcjonariuszy reżimu, ale również sankcje gospodarcze. Jak wyjaśnia, Aleksander Łukaszenka nie wykorzystuje środków z Zachodu na potrzeby społeczeństwa, za to nie żałuje pieniędzy na utrzymanie aparatu represji i biznesy swojej rodziny.

Pobyt w areszcie to trudne doświadczenie. - Przez 12 dni zmieniłem 6 różnych cel. W każdej jest duża scena, to drewniana ława, na której wszyscy muszą spać. W celach śmierdzi papierosami, od ubikacji, która jest wewnątrz. Świeci jedna lampka 30 W. Było bardzo trudno. Chociaż mnie po wojsku nie było tak trudno jak osobom, które przeżywały to pierwszy raz - opowiada. Mówi, że aresztowano nawet osoby ciężko ranne - W celi siedział chłopiec z olbrzymią raną na głowie. Skórę zaszyto w ambulatorium, ale z rany sterczały zakrawione nici - opowiada.

Relacji Franaka Wiaczorki z Mińska wysłuchała Agnieszka Kamińska, polskieradio.pl

Przeczytaj więcej na blogu Franaka Wiaczorki