Pierwsze minuty rewanżu Lecha z Karabachem nie zwiastowały nadchodzącej katastrofy. Ekipa z Poznania już w pierwszej akcji meczu wyszła na prowadzenie za sprawą gola Velde. Potem jednak zaczęły się schody.
Grający defensywnie i bez pomysłu "Kolejorz" otrzymywał od rywali kolejne ciosy, często "pomagając" Azerom w zdobywaniu bramek. Ostatecznie "licznik" Karabachu zatrzymał się na pięciu golach, ale mogło być ich znacznie więcej, ponieważ w ostatnim kwadransie zawodnicy Lecha przestali stawiać opór rywalom i tylko dużej dozie szczęścia zawdzięczają, że nie przegrali wyżej.
Przed spotkaniem Lecha, o godz. 17:30 rozpoczęła się rywalizacja łotewskiego RFS-u z fińskim HJK. Mecz przedłużyły dogrywka i seria rzutów karnych, dlatego zakończył się dłuższą chwilę po spotkaniu "Kolejorza".
Równolegle do meczu mistrza Polski toczyły się dwa kolejne spotkania: zakończone dogrywką starcie litewskiego Żalgirisu z kosowskim FC Ballkani i rozstrzygnięty w regulaminowym czasie mecz Shkupi - Lincoln Red Imps. Lech odpadł jednak chwilę przed mistrzem Gibraltaru, dlatego to "Kolejorz" dzierży niechlubną palmę pierwszeństwa wśród pokonanych w europejskich pucharach.
Międzynarodowa rywalizacja lechitów nie kończy się jednak porażką w Baku. W drugiej rundzie kwalifikacyjnej Ligi Konferencji w przyszłym tygodniu zmierzą się z Dinamem Batumi lub Slovanem Bratysława. Pierwsze spotkanie w stolicy Słowacji zakończyło się remisem 0:0.
Czytaj także:
bg