Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
PolskieRadio24.pl
Petar Petrovic 16.07.2022

Lepiej zapobiegać niż leczyć. Polska chce osłabić rosyjskie wpływy na Bałkanach

Gdy oczy świata zwrócone są na walczącą o zachowanie suwerenności Ukrainę, nie można zapominać o innych regionach w Europie zagrożonych rosyjskimi prowokacjami. Na Bałkanach, niestety, wpływy rosyjskie nadal pozostają silne. To zaś oznacza nie tylko hamowanie, czy spowalnianie procesu integracji części znajdujących się tam państw z UE, ale również niebezpieczeństwo wzrastania w siłę nierozwiązanych dotąd konfliktów. Te zaś mogą być skutecznie wykorzystywane przez Kreml w jego walce z Zachodem - pisze dla portalu PolskieRadio24.pl Petar Petrović.

Szef polskiej dyplomacji w tym tygodniu odwiedził Serbię, Bośnię i Hercegowinę i Kosowo. Zbigniew Rau przybywał do tych krajów nie tylko jako przedstawiciel Polski, ale też jako obecny przewodniczący Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie.

Dlatego wizyty te nabierały podwójnego znaczenia – miały stanowić potwierdzenie, że OBWE uważa za ważne baczne przyglądanie się sytuacji w tych krajach i oferowaniu im wsparcia, ale również były dowodem na zainteresowanie Warszawy nawiązaniem bliższych z nimi kontaktów, co wpisuje się w idę zbliżenia Bałkanów do Europy Środkowo-Wschodniej.

To wcześniej udało się częściowo osiągnąć, gdy Chorwacja i Bułgaria stały się członkami inicjatywy Trójmorza. Należą one jednak do UE. Serbia, Bośnia i Hercegowina i Kosowo wciąż maszerują w tym kierunku, jednak jest to długa droga, także ze względu na nierozwiązane konflikty, które są dodatkowo podtrzymywane przez Moskwę.

Nierozwiązane konflikty

Dlatego też w kontekście piątkowej wizyty ministra Raua w Kosowie – podczas której zamknął on cykl spotkań w bałkańskich stolicach – rzecznik MSZ Łukasz Jasina tłumaczył, że obowiązkiem przewodniczącego OBWE jest odwiedzenie miejsc "w których potencjalnie Europie i jej systemowi bezpieczeństwa grożą jakieś niebezpieczeństwa". - Miejscem, w którym są konflikty, są Bałkany, jest to konflikt między Serbią i Kosowem – zaznaczył Jasina.

Z dzisiejszej perspektywy – wojny na Ukrainie – sprawy związane z wciąż ciągnącymi się sporami między Serbią a Kosowem, czy problemami wewnętrznymi Bośni i Hercegowiny wydają się marginalne.

Jednak silne wpływy Rosji w tym regionie nie mogą uśpić naszej czujności. Upadek dyktatury Slobodana Milosevicia bynajmniej nie sprawił, że nie znaleźli się w tym kraju inni politycy gotowi do zacieśniania współpracy z Moskwą. Inwazja Rosji na Ukrainę sprawiła, że tym bardziej możemy zobaczyć, jak duży Serbia musi płacić za to koszt – wizerunkowy i polityczny, nawet jeśli krótkoterminowo na tym zyskała ekonomicznie.

Politycy obrotowi

Władze w Belgradzie już wcześniej lawirowały między Brukselą, Moskwą, a Pekinem. Oczywiście, przekonując, że taka "neutralna" polityka jest najlepsza dla kraju.

I chociaż postawa prezydenta Alaksandra Vučicia – patrona takiej polityki - budziła rozczarowanie na Zachodzie, to nie zrezygnowano z procesu zbliżania tego kraju z Unią, również w obawie, że w przeciwnym wypadku Serbia jeszcze bardziej wejdzie w ramiona zarówno Kremla, jak i Chin, które w ostatnich latach bardzo intensywnie rozszerzają swoje wpływy w tym regionie Europy.

Pomimo tego, że władze w Belgradzie poparły w marcu rezolucję ONZ, która potępiała inwazję na Ukrainę, to jednak sprzeciwiły się przyłączeniu do sankcji nałożonych na Kreml przez UE. W okresie wojny doszło do zacieśnienia relacji z Moskwą – przede wszystkim związanych z energetyką, co budziło szczególne oburzenie, gdy cała Europa debatowała o tym, jak uniezależniać się od tych źródeł z Rosji.

Proces uzależniania się Serbii

Coś jednak za coś. Serbia uzależniając się coraz bardziej od Rosji, jest przez nią wykorzystywana politycznie, a jej przykład – że można z Moskwą robić "dobre interesy" – służy do rozbijania europejskiej jedności. W dobie kryzysu ekonomicznego, pandemii, inflacji – działania te mogą przynosić pożądany dla Kremla skutek. A głosy, że sankcje nie przynoszą efektów, więc dajmy sobie z nimi sposób – chociaż kunktatorskie, cyniczne i nihilistyczne zarazem – są coraz głośniejsze.

Inną kwestią jest też współpraca militarna między obu krajami, wspólne ćwiczenia, a także wciąż negatywna postawa Serbii w stosunku do NATO, co wynika w dużym stopniu z bombardowań tego kraju przez siły Sojuszu w 1999 roku, w reakcji na prześladowania Albańczyków w Kosowie w czasach reżimu Slobodana Miloševicia.

Belgrad się zbroi

Belgrad też w ostatnim czasie przeprowadzał intensywne zbrojenia, w większości korzystając z rosyjskich dostaw. Budzi to niepokój w regionie, który wciąż pamięta czasy wojen zarówno na terenie byłej Jugosławii, jak i konfliktu w Kosowie.

Dlatego po zakończeniu rozmów z władzami w Belgradzie, we wtorek, szef polskiej dyplomacji Zbigniew Rau oceniał, że relacje polsko-serbskie są "są dobre, poprawne", ale zwrócił uwagę, że "dzisiejsza sytuacja w Europie wynikająca z rosyjskiej agresji na Ukrainę ujawniła różnice zdań między nami i z tym się nie kryjemy, jest to zupełnie naturalne, każda ze stron zostaje przy swojej perspektywie postrzegania tego konfliktu".

- W sprawach dotyczących bezwzględnego obowiązywania prawa międzynarodowego, poszanowania suwerenności, integralności terytorialnej zgadzamy się całkowicie, w sprawach sankcji mamy inne zdanie - podkreślił szef polskiej dyplomacji.

Kosowo – słowem kluczem

Moskwa wykorzystuje konflikt między Serbią i Kosowem, którego Belgrad wciąż nie uznaje za suwerenny kraj. Kreml popiera Serbię w tej sprawie na arenie międzynarodowej, a poparcie to uzależnione jest od tego, czy Serbia będzie podejmować odpowiednie decyzje polityczne i gospodarcze.

Kosowo, w którym Zbigniew Rau zakończył swój wyjazd na Bałkany, mocno orientuje się tymczasem zarówno na Brukselę, jak i na Waszyngton, licząc na wsparcie w przypadku, gdyby zrealizował się czarny scenariusz i doszło do pogorszenia się relacji z Serbią. Opcja militarna nie jest przez nikogo wykluczana.

Do wzrostu napięć może dojść zaś w każdym momencie, gdyż wciąż źródłem sporu jest kwestia mniejszości serbskiej w Kosowie, która najchętniej połączyła by się z ojczyzną.

Niebezpieczne "zabawy" z mapami

Podział Kosowa po linii etnicznej jest wciąż jednym ze scenariuszy rozpatrywanych w Belgradzie, ale odrzucanych w Brukseli i Berlinie. Niemcy są przy tym głównymi hamulcowymi przyspieszenia przyjmowania krajów Bałkanów Zachodnich do Unii, a Polska ma w tej kwestii inne zdanie – co powtarzał podczas spotkań szef naszej dyplomacji, akcentując pozytywną w tej sprawie opinię Warszawy.

Brak realnych perspektyw wejścia do UE powoduje bowiem, że społeczeństwa te łatwiej akceptują dokonywanie przez ich władze "alternatywnych" sojuszy – z Rosją, Chinami, czy aktywną również w tym rejonie Turcją.

Rozdarta BiH

Widać to też na przykładzie Bośni i Hercegowiny, którą zamieszkują trzy skłócone ze sobą narodowości – Boszniacy (muzułmanie bośniaccy), Chorwaci i Serbowie, w której dwie pierwsze wschodzą w skład Federacji Bośni i Hercegowiny, a ostatni Republiki Serbskiej. I chociaż wśród lokalnych Chorwatów wielu chciałoby przyłączenia się do Chorwacji, to idea połączenia z Serbią jest dominująca wśród bośniackich Serbów.

Ich lider – Milorad Dodik – mówi o tym wprost – chce rozpisać referendum i czym prędzej opuścić BiH, którą uważa za sztuczny twór. Nie ukrywa on przy tym swoich dobrych relacji z Władimirem Putinem i liczy na jego poparcie polityczne i gospodarcze.

Rosja w szatach "obrońcy prawosławia"

Dla Rosji zaś to idealny partner – gdyż może ona znów przybierać szaty obrońcy demokracji, prawosławia, uciśnionych i mówić o "hipokryzji" Zachodu, który poparł wolnościowe żądania Kosowarów – Albańczyków z Kosowa, ale już przeciwstawia się marzeniom Serbów z Bośni i Hercegowiny.

Polska zdaje sobie sprawę z powagi sytuacji, dlatego w środę w Sarajewie Zbigniew Rau podkreślał, że "jest w naszym jak najlepszym interesie, aby unikać jakiejkolwiek eskalacji i napięć oraz by utrzymać BiH zorientowaną na bezpieczną i stabilną przyszłość".

Zapewnił przy tym, że nasz kraj wspiera pełną integrację tego kraju z UE oraz współpracę z NATO. Dziś jednak postawa ta nie jest dominująca w Unii, która nie potrafi w przekonujący sposób pokazać tamtejszym społeczeństwom, że perspektywa proeuropejska jest osiągalna i przyniesie znaczącą poprawę jakości życia.

Bośnia i Hercegowina nad przepaścią?

Tymczasem sytuacja ekonomiczna polityczna BiH jest zła. Widać przy tym, że Zachód nie znajduję na nią rozwiązania. Jednoznacznie pokazało to przyznanie przyznaniu Ukrainie i Mołdawii statusu kandydata do UE, a odmówienie tego BiH.

Wśród wymogów Unii względem tego kraju są: reformy sądownictwa oraz ustaw dotyczących zamówień publicznych, konfliktu interesów i procesu wyborczego. To mimo wszystko spada jednak na drugi plan, gdy państwo jest rozdzierane wewnętrznie. Widzą to też lokalni Chorwaci, wśród który również nadal żyje idea przyłączenia się do Chorwacji.

To zaś powoduje, że rośnie grono tych, którzy zmienialiby – choćby teoretycznie granice na Bałkanach. Nie można przy tym zapominać, że nadal mocne jest również marzenie wśród Albańczyków z Albanii, Kosowa i Macedonii Północnej, gdzie są dużą mniejszością, o połączeniu się w jedną Wielką Albanię. Marzenie, które najprawdopodobniej doprowadziłoby do rozlewu krwi na dużą skalę.

Stąd wizyta szef polskiego MSZ jest znamienna, gdyż wskazuje na liczne konflikty na tym obszarze Bałkanów, które mogą doprowadzić do osłabienia jego bezpieczeństwa. Tym bardziej, że Rosja jest mistrzem w prowokacjach i rozgrywaniu przeciwko sobie innych narodów, co wykorzystuje dla realizacji swoich interesów.

Petar Petrović