Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
IAR
Michał Chodurski 27.01.2011

Święczkowski: marszałek Borusewicz wywierał naciski ale "nieudolnie"

Były szef ABW Bogdan Święczkowski zeznał przed komisją śledczą, że marszałek Senatu Bogdan Borusewicz (PO) dwukrotnie próbował wywierać na niego naciski polityczne.
Były sze ABW Bogdan Święczkowski przed komisją sejmowąByły sze ABW Bogdan Święczkowski przed komisją sejmowąfot.PAP
Posłuchaj
  • Były szef ABW Bogdan Święczkowski cz.1
  • Były szef ABW Bogdan Święczkowski cz.2
  • Marszałek Senatu Bogdan Borusewicz
Czytaj także

Prawo i Sprawiedliwość złoży wniosek o przesłuchanie marszałka przez komisję - zapowiedział poseł PiS Arkadiusz Mularczyk.

Święczkowski zeznawał przed komisją śledczą, która bada domniemane naciski polityczne na służby specjalne i prokuraturę w czasie rządów PiS.

"Naciski były ale nieudolne"

Bogdan Święczkowski zeznał, że w lipcu 2007 roku został wezwany telefonicznie do marszałka, po tym jak ABW skierowała do najważniejszych osób w państwie informację o nieprawidłowościach w dwóch wielkich spółkach paliwowych.

Jak zeznał świadek, marszałek Borusewicz zażądał od niego zmiany treści tej informacji uzasadniając, że pochodzi z Pomorza i "ma inne informacje".

Były szef ABW powiedział, że poinformował o tym incydencie premiera Jarosława Kaczyńskiego, ale zawiadomienia o przestępstwie nie złożył, bo nacisk marszałka choć bezprawny był, jak to określił, "usiłowaniem nieudolnym" .

Drugi nacisk ze strony marszałka miał nastąpić w sierpniu 2007 roku i dotyczyć decyzji personalej: żeby nie odwoływał "pewnej osoby ze stanowiska w jednostce terenowej ABW". "Proszę pana, bo ten funkcjonariusz jest zasłużony, znany przez wielu polityków i tak dalej" - miał przekonywać szefa ABW marszałek Senatu. I tym razem świadek nie uległ naciskom. Dodał, że nikt go wcześniej nie naciskał w kwestiach personalnych - poza jednym biskupem, który chciał, by kogoś w ABW zatrudnił.

Bogdan Święczkowski podkreślił, że wcześniej uważał Bogdana Borusewicza za bohatera, ale po tych dwóch zdarzeniach całkowicie zmienił zdanie.

"Spotkania były ale bez nacisków"

Bogdan Borusewicz twierdzi, że jest zdziwiony zarzutami, jakie pod jego adresem kieruje były szef ABW. Pytany przez dziennikarzy, czy wywierał naciski na Święczkowskiego, marszałek Borusewicz stanowczo zaprzeczył. Przyznał, że miał okazję kilka razy rozmawiać z byłym szefem ABW, ale spotkania te wywarły na nim "jak najgorsze wrażenie".

Marszałek Senatu powiedział, że nie zamierza prosić szefa sejmowej komisji naciskowej Andrzeja Czumy o powoływanie go w charakterze świadka. Dodał jednak, że jeśli komisja zdecyduje się go wezwać, to nie będzie się uchylał i stawi się przed nią.

Rzekome "haki" i "rozhisteryzowany" Tusk?

W dalszej części zeznań przed sejmową komisja śledczą Święczkowski mówił, że zdarzyła mu się też sytuacja już nie naciskowa, ale, jak to określił, kuriozalna. We wrześniu lub w październiku 2007 roku został wezwany do Kancelarii Prezydenta, gdzie jeden ze współpracowników Lecha Kaczyńskiego poinformował go, że szef PO Donald Tusk "jest rozhisteryzowany" z powodu uzyskania informacji, że ABW ma specjalny zespół do "szukania haków" na niego i jego rodzinę.

Tę informację obecny premier miał uzyskać z "własnego otoczenia" - od Grzegorza Schetyny lub Krzysztofa Bondaryka. Według zeznań Święczkowskiego, który relacjonował swoją rozmowę z prezydenckim urzędnikiem - Donald Tusk miał zażądać, by szefowie służb przysięgli, że takich zespołów nie ma.

Według tej relacji, prezydent miał stwierdzić, by szefowie służb takie przysięgi złożyli, by "nie zaogniać sytuacji i uśmierzyć obawy Donalda Tuska". Święczkowski uznał przysięganie za "dziecinne i absurdalne", ale jak zeznał przed komisją, był gotów oświadczyć, że w ABW takiego zespołu inwigilacyjnego nigdy nie było.

Świadek powiedział też, że po tym, jak został odwołany ze stanowiska szefa ABW, wiele miesięcy szukano materiałów obciążających jego osobę i w tym celu powołano w Agencji zespół audytorski, czyli "grupę hakową". Nie znaleziono żadnych materiałów, skierowano dziesiątki zawiadomień o przestępstwie, które zdaniem Święczkowskiego zakończyło się jednym kuriozalnym wnioskiem o uchylenie immunitetu.

"Nie kazałem podsłuchiwać dziennikarzy"

Bogdan Święczkowski zeznał też, że pismo w sprawie operacji "Cele", dotyczącej zagrożenia bezpieczeństwa Janusza Kaczmarka i Zbigniewa Ziobry podpisał nie on, ale Janusz Kaczmarek. Nie zgadza się to z wczorajszymi zeznaniami byłego szefa CBŚ Jarosława Marca, który nadzorował tą operację. Święczkowski podkreślił, że mimo namów Marca i Kaczmarka nie zgodził się na założenie podsłuchów dziennikarzom. Uznał, że w dostarczonych przez nich materiałach nie ma niczego, co by pozwalało wszcząć procedurę operacyjną, czy tym bardziej założyć kontrolę operacyjną dziennikarzom. "Uznałem, że ktoś mnie chce na wielką minę wpuścić" - powiedział świadek.

Świadek zapewnił, że jako szef ABW w latach 2006-2007 nie wywierał żadnych nielegalnych wpływów na służby, prokuratorów ani policję. Podkreślił też, że gdyby były nielegalne naciski ze strony ówczesnego premiera lub ministrów na służby lub odwrotnie to jako szef Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego musiałby o tym wiedziec i temu przeciwdziałać.

IAR I.Szczęsna/mch