Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
polskieradio.pl
Sylwia Mróz 23.02.2011

Polka w Nowej Zelandii: wielu z nas widziało koszmarne sceny

- Jest wiele bardzo tragicznych relacji świadków - opowiada portalowi polskieradio.pl o trzęsieniu ziemi w Nowej Zelandii Anna Gruczyńska.
Polka w Nowej Zelandii: wielu z nas widziało koszmarne sceny(fot. PAP/EPA/PAM JOHNSON)

Ekipy ratunkowe pracujące na Nowej Zelandii odnalazły już 98 ciał ofiar wtorkowego trzęsienia ziemi. 226 osób wciąż uznawanych jest za zaginione. Premier kraju John Key powiedział, że liczba ofiar może się jeszcze zwiększyć. O sytuacji w Nowej Zelandii rozmawialiśmy z Anną Gruczyńską ze Stowarzyszenia Polaków w Christchurch.

Czy wiadomo już czy wśród ofiar trzęsienia ziemi w Nowej Zelandii są Polacy?


Anna Gruczyńska: - Z tego, co wiem nikt z Polonii, z którą mamy kontakt, nie ucierpiał. Cały dzisiejszy dzień próbowałam skontaktować się z różnymi znajomymi i wydaje mi się, że wszyscy są bezpieczni. Natomiast wiele osób uważanych jest za zaginione i trwają poszukiwania w gruzach. Nie można wykluczyć możliwości, że znajdą się wśród nich turyści polskiego pochodzenia, o których my byśmy oczywiście nie wiedzieli. Póki co zatem trudno coś jednoznacznego powiedzieć na ten temat.

Czy dotarły do Was jakiekolwiek sygnały na temat zaginionych turystów z Polski?

- Dotychczas nie było takich sygnałów. Lista ofiar nie została jeszcze opublikowana, więc nawet nie ma możliwości sprawdzenia, czy znajdują się na niej jakiekolwiek polskie nazwiska.

Jak wygląda obecnie sytuacja w Christchurch?

- Trudno mi o tym mówić, bo natychmiast po trzęsieniu ziemi opuściłam centrum miasta i przebywam w domu. Władze miasta wydały zalecenie, aby ludzie nie jeździli do centrum miasta, o ile nie jest to konieczne, bo utrudnia to akcję ratowniczą. Ci, którzy pozostają w swoich domach mają na pewno utrudnione warunki życia, ponieważ jeszcze 50% miasta nie ma prądu, 80% nie ma wody i są problemy z kanalizacją. Wiele osób straciło domy i przebywają w specjalnie do tego przystosowanych ośrodkach.

W samym centrum wszystkie wysiłki skoncentrowane są na akcji ratowniczej. Jeszcze jest nadzieja, że wśród gruzów znajdą osoby, które przeżyły trzęsienie ziemi i póki jest nadzieja, na tym będą koncentrowały wszystkie swoje wysiłki. Po zakończeniu akcji ratowniczej skupimy się na odbudowie infrastruktury i rekonstrukcji miasta, by jak najszybciej wrócić do normalnego funkcjonowania.

Co słyszała Pani na temat trzęsienia od świadków?

- Dużo jest bardzo tragicznych relacji od ludzi, którzy byli na ulicach i widzieli jak ginęli ci, którzy zostali przywaleni spadającymi cegłówkami. Słyszałam też relacje osób, które znajdowały ofiary w błocie, ponieważ w czasie wstrząsu podnoszący się poziom wody wybił się na powierzchnię. Były również przypadki, gdy ludzie ginęli w autobusach, na które powaliły się budynki, czy w samochodach. Wielu z nas widziało koszmarne sceny.

Gdzie się Pani znajdowała w momencie wstrząsu?

- Byłam wówczas w pracy, siedziałam przy biurku. Pracuję w samym centrum miasta, pięć minut od katedry, która uległa zburzeniu. Byłam zatem blisko centrum wydarzeń. Pracuję na szóstym piętrze, więc mocno odczułam to trzęsienie. W momencie, gdy zorientowaliśmy się, że nie jest to kolejny wstrząs wtórny, do których jesteśmy przyzwyczajeni, ponieważ od wrześniowego trzęsienia ziemi było ich kilka tysięcy, a coś znacznie poważniejszego. Zaraz potem jak najszybciej próbowaliśmy wydostać się z budynku. Wszyscy rzucili się w stronę schodów, ktoś zaciął się w windzie i próbowaliśmy go z niej wydostać. Na szczęście później ratownikom udało się uratować tą osobę.

Pamiętam, że strasznie trzęsło i wszyscy upadliśmy na ziemię. Jak tylko było to możliwe, wstaliśmy i opuściliśmy budynek. Oddaliliśmy się od zabudowań, by uniknąć niebezpieczeństwa.

Z Anną Gruczyńską rozmawiała Sylwia Mróz, polskieradio.pl