Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
IAR
Artur Jaryczewski 09.04.2011

Politycy wspominają: "dzień inny niż wszystkie"

W sobotnim programie "Śniadanie w Trójce" goście prowadzącej audycję Beaty Michniewicz wspominali wydarzenia z 10 kwietnia 2010.
Politycy wspominają: dzień inny niż wszystkiefot. Wikipedia

Była to sobota, gdy politycy zazwyczaj zbierają się w porannej audycji przy Myśliwieckiej. Beata Michniewicz przypomniała, że program miał być poświęcony zupełnie innym wydarzeniom. W trakcie audycji dotarły informacje, że coś dzieje się z prezydenckim samolotem. Rozmówcy dziennikarki - ci sami, którzy rok temu byli w Trójce - wspominali, jak zapamiętali tamte tragiczne doniesienia o katastrofie.

Poseł SLD Ryszard Kalisz powiedział, że pamięta twarz prowadzącej, jak mówiła, że coś się stało, ale w pierwszych minutach nie było wiadomo co. Potem - jak wspominał poseł Lewicy - wyszedł z budynku radia i wyjątkowo długo wracał do auta, które zawsze zostawia blisko Trójki. - Zapamiętałem właśnie te przejście ulicą Myśliwiecką, każdy samochód się przy mnie zatrzymywał, ludzie otwierali szyby i pytali się mnie: panie pośle czy to prawda.

- Tuż po pierwszych doniesieniach zacząłem dzwonić do swojego szefa ministra Aleksandra Szczygło – powiedział Witold Waszczykowski, który w chwili katastrofy był wiceszefem BBN. - Telefon się odezwał był nagrany jego głos proszę zostawić wiadomość nie mogę odebrać. Wtedy się uspokoiłem pomyślałem, że jest zajęty i próbuje coś ustalić.

Dzień inny niż wszystkie

Z kolei Paweł Kowal wspominał, że w dniu katastrofy przyszedł do studia trochę zmęczony i niewyspany. Po godzinnej audycji - gdy już wszyscy wiedzieli, że doszło do tragedii - wyszedł z budynku i nie chciał rozmawiać z dziennikarzami, którzy jak zwykle czekali w holu Trójki, żeby zadać pytania.

Beata Michniewicz przypomniała Kowalowi, że zachowała z tamtej audycji depeszę z jego dopiskiem. Napisał , że musi wyjść ze studia, bo w katastrofie zginął jego przyjaciel Janek Ołdakowski i musi się zająć jego rodziną.

Prowadząca audycję wspominała też, że rok temu - po doniesieniach ze Smoleńska - jak nigdy studio było cały czas otwarte, ktoś ciągle wchodził i wychodził w trakcie programu, a goście włączyli telefony komórkowe, żeby dzwonić i dowiadywać się szczegółów dotyczących tej tragedii.

IAR, aj

/