Czwartkowy "Times", opisując obecność ambasadora Syrii na liście gości, a brak na niej nazwisk Tonego Blaira i Gordona Browna (byłych premierów z Partii Pracy), nazwał taką sytuację "rażącym zaniedbaniem".
Sytuację tę oprotestowywali członkowie Partii Pracy, sugerując preferowanie przez dwór królewski Partii Konserwatywnej, której członkowie będącymi szefami rządów - Margaret Thatcher i John Major - znaleźli się wśród zaproszonych.
Szef brytyjskiej dyplomacji William Hague powiedział publicznie, ogłaszając wycofanie zaproszenia dla syryjskiego dyplomaty, że obecność syryjskiego ambasadora na ślubie Williama i Kate Middleton byłaby "nie do przyjęcia" w obliczu represji wobec demonstrantów.
Listę zaproszonych przygotowuje pałac świętego Jakuba wspólnie z Foreign Office. Z pierwszej listy zaproszonych wykreślono nazwiska przedstawicieli Libii i Malawi, choć spodziewany jest ambasador Zimbabwe, którego prezydent Robert Mugabe jest izolowany na scenie międzynarodowej.
Czwartkowy "Guardian" ujawnił, że ambasador Khijami osobiście zaaranżował przyznanie subwencji w wysokości ponad 100 tys. funtów na sfinansowanie ośrodka studiów syryjskich na szkockim uniwersytecie St. Andrews, gdzie poznała się książęca para.
sg