Uchwałę o przeznaczeniu pieniędzy z budżetu miasta na zakup jednego ze stoczniowych dźwigów, radni Gdańska podjęli na sesji pod koniec marca. Zakup, a następnie odpowiednie wyeksponowanie odnowionego dźwigu, miały być rodzajem hołdu, jaki samorząd odda gdańszczanom poległym w katastrofie smoleńskiej.
Hołd związanym ze Stocznią
Jedną z osób, które upamiętniałby dźwig, miał być Arkadiusz Rybicki za życia walczący o to, by gdańskie dźwigi trafiły do rejestru zabytków. Pomnik miał upamiętniać także inne osoby związane ze stocznią - Annę Walentynowicz i Macieja Płażyńskiego.
Dźwig miał zostać odkupiony od firmy, której urządzenie sprzedała gdańska stocznia. Miasto było zdecydowane zapłacić za urządzenie milion złotych. Okazało się jednak, że dźwig trafi na złom, bo jego zakup byłby sprzeczny z prawem.
- Właściciel dźwigu nie dostarczył zaświadczenia o niezaleganiu w podatkach, w związku z tym nie mogliśmy zrealizować tej transakcji - mówi skarbnik miasta Teresa Blacharska. Jak dodaje, gdyby Gdańsk jednak kupił dźwig, złamałby ustawę o zamówieniach publicznych.
Pieniądze trafią do dzielnic
Dźwig został już sprzedany kolejnej firmie. Wkrótce zostanie pocięty i zezłomowany.
Przewodniczący gdańskiej rady miasta Bogdan Oleszek przyznaje, że to dla miasta duża strata. - Tylko mogę ubolewać, że proceduralne sprawy powodują, że będzie pocięty, a nie będzie stanowił elementu naszego krajobrazu - mówi.
Pieniądze, które miały być przeznaczone na zakup dźwigu zasilą teraz budżety gdańskich rad dzielnic.
IAR, wit