Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
polskieradio.pl
Anna Wittenberg 12.01.2012

Przybył udziela wywiadów, choć powinien mieć rozdartą krtań?

W jaki sposób strzelił do siebie prokurator? Dlaczego może swobodnie mówić? - pyta na blogu Ludwik Dorn. Jego zdaniem od tego zależy cała ocena czynu pułkownika.

Jeśli prokurator Przybył włożył sobie do ust lufę i tuż przed wystrzałem zadrżała mu ręka, powinien mieć zdemolowaną krtań, kości twarzoczaszki i zęby, a także stacić słuch - pisze na swoim blogu Ludwik Dorn, powołując się na "konsultanta" - byłego funkcjonariusza jednostki antyterrorystycznej.

Jeśli zaś chciał dokonać spektakularnego samookaleczenia i przestrzelić policzek, powinien mieć spuchniętą twarz i trudności w porozumiewaniu się - twarz pokaleczyłaby nie tylko kula, ale także gazy prochowe. Do tego w policzek wbiłyby się drobinki prochu.

Jak pisze Dorn, w pierwszym przypadku płk. Przybył "nie mógłby nie tylko mówić, ale nawet słyszeć rozmówcy". W drugim - bełkotałby ledwo zrozumiale.

Jakim cudem mógł więc udzielać wywiadów mediom? Poseł spekuluje, że być może płk. Przybył strzelał od zewnątrz, tak aby tylko drasnąć policzek. Zdaniem jego "konsultanta" tylko w taki sposób mógłby później normalnie mówić, a zabieg opatrzenia rany faktycznie trwałby tylko godzinę.

Poseł Ludwik Dorn chce wiedzieć, z jakiego przyłożenia postrzelił się w policzek prokurator pułkownik Przybył. Jego zdaniem, jeśli bowiem generał Krzysztof Parulski wziął pod uwagę ostatnią opcję, a mimo to ujął się za płk. Przybyłem, to "wprowadził w błąd nie tylko opinię publiczną, ale i Prezydenta Rzeczpospolitej". Dorn uważa, że w takim przypadku powinien on ponieść konsekwencje.

ludwikdorn.salon24.pl, wit