Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
IAR / PAP
Dominik Panek 04.03.2012

"Widzieliśmy zmiażdżonych ludzi"

Jednymi z pierwszych osób na miejscu katastrofy kolejowej pod Szczekocinami byli - prócz strażaków - mieszkańcy okolicznych wsi.
Widzieliśmy zmiażdżonych ludziPAP/Andrzej Grygiel

Jak relacjonowali, wybijali szyby i pomagali opuszczać rozbite wagony poszkodowanym, na miejsce przynosili też ciepłe rzeczy.

- Staraliśmy się pomagać wychodzić z pociągu ludziom, którzy byli w stanie to zrobić. Sam dowiedziałem się o wypadku od siostry. Przybiegłem tu, bo mieszkam niedaleko. Widzieliśmy wiele osób, które nie mogły wydostać się z pociągu, staraliśmy się wybijać szyby w oknach, by im to ułatwić - mówił pan Adam, który sam przy tym został niegroźnie ranny.

Pan Adam - wraz z innymi mieszkańcami - wyciągnął z pociągu dziewczynę i dwóch pokiereszowanych mężczyzn. Jego znajomi przynieśli na miejsce katastrofy m.in. koce i ciepłe rzeczy.

Jeden z podróżnych, który nie odniósł poważniejszych obrażeń, powiedział PAP, że jadący pociągiem w pewnej chwili usłyszeli potężny huk i pospadali z siedzeń. - Potem widzieliśmy zmiażdżonych ludzi, poprzyciskanych siedzeniami, widzieliśmy fragmenty ciał w pociągu i poza nim - relacjonował pasażer.

Strażak, który był na miejscu jako jedna z pierwszych osób, mówił dziennikarzom o "piorunującym wrażeniu". - Skala zniszczeń jest olbrzymia - podkreślał. Razem z kolegami widział ludzi stojących w przedziałach, pomagał wyciągnąć trzech poszkodowanych pasażerów - niektórzy poszkodowani nie dawali znaku życia. - Szok - powtarzał strażak.

dp