Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
IAR
Agnieszka Kamińska 07.10.2012

"Spadło na nas ponad tysiąc rakiet"

Żaden inny oddział żołnierzy nie przeszedł w Afganistanie tyle, co oni – żołnierze 10. Dywizji Górskiej. Posłuchaj rozmowy z jednym z nich.
Amerykański żołnierz w poszukiwaniu talibówAmerykański żołnierz w poszukiwaniu talibówWikipedia/CC/Cpl. James L. Yarboro

Jeden z byłych dowódców amerykańskiej 10. Dywizji Górskiej, Sean Parnell napisał o swoich doświadczeniach książkę. Głośna w Stanach Zjednoczonych książka "Pluton wyrzutków” ukazała się właśnie w Polsce nakładem krakowskiego Wydawnictwa Literackiego.

Sean Parnell wraz ze swoją drużyną stacjonował w okręgu Barmal na wschodzie Afganistanu. Codziennie odpierał ataki talibów i zmagał się ze śmiercią. Reporterowi Polskiego Radia Wojciechowi Cegielskiemu opowiadał m.in. o tym, jak tuż po jego przylocie do afgańskiej bazy, wystrzelony przez talibów pocisk trafił w bawiące się obok bazy dzieci. Amerykański żołnierz pobiegł w kierunku szpitala polowego, trzymając na rękach jedną z rannych dziewczynek. Ale Afganka zmarła na jego rękach.

Parnell odszedł z wojska wkrótce po powrocie z Afganistanu. Za męstwo został wyróżniony dwoma prestiżowymi odznaczeniami.

Wikipedia/CC/the
Wikipedia/CC/the United States Marine Corps

Przeczytaj zapis rozmowy.

Sean Parnell: Żadne szkolenie nie jest w stanie przygotować Cię na takie momenty. Zmagałem się z tym zresztą przez długi czas. Pamiętam jak w nocy po tym zdarzeniu gapiłem się na swój mundur, leżący na podłodze pokoju i ubrudzony krwią tej dziewczynki. Próbowałem sobie wtedy uporządkować w mózgu to wszystko, co się stało. To było moje pierwsze zetknięcie się ze śmiercią. Uświadomiłem sobie wtedy, że moi żołnierze, którzy mieli przylecieć w następnych dniach, potrzebują silnego dowódcy, lidera.

Wojciech Cegielski: W następnych dniach wielokrotnie stykałeś się ze śmiercią i z zagrożeniem. Nie mieszkałeś w komfortowej, dużej bazie wojskowej, ale na posterunku w górach. Byłeś wraz z kolegami w stanie zagrożenia i pod ostrzałem 24 godziny na dobę. Żaden inny żołnierz w Afganistanie nie doświadczył tyle, ile Wy.

Sean Parnell: Tak. W ciągu 485 dni naszego pobytu spadło na nas ponad tysiąc rakiet. Były dni, kiedy nie było sensu wychodzić ze schronów. Łatwiej było spać w schronach, bo baliśmy się, że w czasie, gdy będziemy spać w pokojach, spadną nam na głowy rakiety i będzie po nas. Dłuższe życie w takich warunkach zmienia Cię. Ciągła obecność śmierci we wszystkim co robisz, czyni Cię innym człowiekiem.

Wojciech Cegielski: A co staje się z Twoim umysłem, kiedy wracasz do Ameryki po 16 miesiącach?

Sean Parnell: Potrzeba wiele czasu, by się z powrotem przystosować do życia. Myślę, że ja wciąż się z tym zmagam, ten okres przystosowania się nie skończył. Wracasz do Ameryki, stoisz w kolejce po kawę w Starbucks, a facet przed Tobą awanturuje się, że ma za dużo mleka w kawie. Myślisz sobie wtedy – przez ostatnie półtora roku moim zmartwieniem było, czy przeżyję, a ten koleś ma problem z mlekiem do kawy. To właśnie jest taki mikrokosmos, jeśli chodzi o przystosowanie się weteranów. Wracam do amerykańskiej codzienności, gdzie wszyscy są tak bardzo zestresowani z powodu tak głupich spraw. Wielu weteranów czuje się wówczas, jakby było na wygnaniu w swoim kraju. Wrócili do domu, ale nie są w domu. Bo ludzie nigdy nie zrozumieją w pełni, przez co przeszli ci żołnierze.

Wojciech Cegielski: Napisałeś tę książkę, by pokazać, co robiłeś w Afganistanie ty i twoi koledzy, ale także, aby pokazać Amerykanom, jak wygląda ta wojna.

Sean Parnell: Właśnie tak. Chciałem, aby Amerykanie wiedzieli, przez co przeszliśmy, ale także chciałem pokazać dwie różne cywilizacje – zachodnią i afgańską. Zawsze mówiłem ludziom, że jeśli chcą zobaczyć, jak to było, gdy Chrystus chodził po ziemi, niech wskakują w samolot do Afganistanu. Potem niech wezmą kałasznikowa i wskoczą na terenowego pick-upa i to wszystko. Bo tam nie ma prądu, bieżącej wody, nie ma utwardzonych dróg, nie ma gospodarki, nie ma supermarketów, kart kredytowych, nie ma nic. Ludzie tam nie mają pojęcia, jak prymitywna jest ich kultura. Chciałem, aby Amerykanie wiedzieli, z czym się tam stykamy.

Wojciech Cegielski: Dzisiaj toczy się wiele dyskusji na temat Afganistanu, w tym także w związku z największym obecnie problemem NATO – afgańskimi żołnierzami atakującymi żołnierzy NATO. Jaki według Ciebie jest powód takich ataków, nazywanych w terminologii wojskowej "green on blue"?

Sean Parnell: Półtora roku temu publicznie ogłosiliśmy, że w 2014 roku wycofujemy się z Afganistanu. Problem w tym, że jeśli publicznie ogłasza się strategię, mówi się o wycofaniu i o tym, że nasz główny wysiłek będzie teraz polegał na szkoleniu miejscowych sił, to przeciwnik dostosowuje się do tej naszej strategii. A zatem w ciągu ostatniego półtora roku przeciwnik starał się przenikać w struktury afgańskiego wojska i policji i niszczyć nasze wysiłki.

Problem jest poważniejszy niż to, co mówi się w mediach. Tylko w sierpniu doszło do co najmniej 47 incydentów "green on blue". Tyle, że w oficjalnych statystykach podajemy tylko incydenty, w których ktoś ginie. Nie podajemy przypadków ataków Afgańczyków na siebie wzajemnie, czy takich, kiedy są wyłącznie ranni. A tego wszystkiego jest w rzeczywistości znacznie więcej. Myślę, że jest to właśnie rezultat publicznego ogłaszania naszych strategii.

Rozmawiał Wojciech Cegielski (IAR)