Solidarna Polska chce zaistnieć medialnie, wniosek nie ma żadnych szans - tak całą sprawę komentują politycy Platformy Obywatelskiej. - To tani chwyt. Mają znikome poparcie społeczne, ich wniosek jest ryzykowny, jego przyjęcie oznacza bowiem, że żaden z polityków SP nie znalazłby się w kolejnym Sejmie - ironizuje poseł PO Tomasz Lenz.
Solidarna Polska ma w Sejmie 17 przedstawicieli. Zgodnie z konstytucją, Sejm może skrócić swoją kadencję uchwałą podjętą większością co najmniej 2/3 głosów ustawowej liczby posłów - czyli minimum 307 głosami.
Żaden z klubów nie poparł do tej pory wniosku Solidarnej Polski. Przewodniczący klubu SP Arkadiusz Mularczyk ma nadzieję, że to się zmieni. Według niego, rząd Donalda Tuska wyczerpał zaufanie Polaków, doprowadzając do "korupcji politycznej na szczytach władzy".
Chodzi o zjazd wyborczy PO na Dolnym Śląsku, na którym Grzegorz Schetyna przegrał rywalizację o funkcję szefa regionu z Jackiem Protasiewiczem. Po wyborach "Newsweek" ujawnił nagrania, z których wynika, że politycy PO namawiali dwóch działaczy PO do głosowania na Protasiewicza, sugerując w zamian pomoc w znalezieniu pracy w państwowych spółkach.
Konflikt w Platformie Obywatelskiej - czytaj więcej >>>
Lider Solidarnej Polski Zbigniew Ziobro przekonywał, że samorozwiązanie Sejmu, to "szansa na odejście złego, nieudolnego rządu PO-PSL". Jak ocenił, posłowie w Sejmie muszą jasno powiedzieć, czy są za "władzą nieuczciwą, która służy sama sobie i godzi się na korupcję, czy przeciw".
- Wybór jest prosty jak konstrukcja cepa - albo jest się za rządem Tuska, albo jest się za zmianą tego rządu na lepszy, uczciwy- oświadczył Ziobro.
PAP/asop