Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
IAR / PAP
Agnieszka Jaremczak 24.04.2014

Kijów ma dość rosyjskich manewrów! Żąda od Moskwy wyjaśnień

Ukraina wyciągnęła wnioski z lekcji, jaką była aneksja Krymu przez Rosję. - Będziemy walczyć, jeśli wkroczą rosyjskie wojska. Ukraina stawi czoło Rosji. Będziemy bronić naszej ziemi - oświadczył szef MSZ Andrij Deszczyca.
Posłuchaj
  • Ukraina: MSZ żąda wyjaśnień od Rosji. Relacja Piotra Pogorzelskiego (IAR)
  • Rosyjskie MSZ: niech Ukraina uwolni separatystów. Relacja Macieja Jastrzębskiego (IAR)
Czytaj także

Zdaniem ukraińskiego MSZ, ćwiczenia wojskowe rosyjskich sił prowadzą do poważnej eskalacji napięcia w regionie. Andrij Deszczyca mówił, że rozpoczęte manewry sił zbrojnych Rosji odbywają się "jeszcze bliżej granicy z Ukrainą niż to pierwotnie planowano". Podkreślił, że nieznane są plany Rosji i nie wiadomo, czy zdecyduje się ona zaatakować Ukrainę. - Sądzę, że byłby to ogromny błąd, gdyby rosyjski rząd wysłał oddziały wojskowe na terytorium Ukrainy, by chronić Rosjan - dodał.

Nie wiadomo ilu dokładnie żołnierzy bierze udział w manewrach. Jeszcze kilka dni temu NATO informowało o 40 tysiącach wojskowych stacjonujących przy ukraińskiej granicy. Sojusz oceniał, że siły te są w gotowości bojowej. Ogłoszenie rozpoczęcia ćwiczeń to odpowiedź Moskwy na czwartkowe wydarzenia w Słowiańsku, w obwodzie donieckim. Ukraińskie wojsko próbowało odzyskać kontrolę nad opanowanym przez separatystów miastem.

W trakcie starć zginęło pięciu separatystów, jeden ukraiński żołnierz został ranny. Siły ukraińskie zajęły barykady, ustawione przez buntowników na drogach dojazdowych do miasta, jednak następnie wycofały się na wcześniejsze pozycje.

(źródło: UA 1+1/x-news)

- Jeśli reżim w Kijowie zaczął używać armii przeciwko ludności w kraju, to jest to, bez wątpienia, bardzo poważne przestępstwo przeciwko własnemu narodowi - tak na te wydarzenia zareagował prezydent Władimir Putin. Według niego, nawet "prawowity" szef państwa ukraińskiego Wiktor Janukowycz nie zdecydował się na użycie armii do rozpędzenia wieców w Kijowie, choć miał stosowny mandat. Putin uważa, że obecne władze w Kijowie nie mają takiego mandatu, a legalność ich działań jest częściowa.
- To jakaś junta, klika - powiedział. Zapowiedział też, że będą wyciągnięte konsekwencje wobec tych ludzi w Kijowie, którzy podejmują takie decyzje, w tym także w kontekście stosunków między Moskwą a Kijowem.

Ostre słowa pod adresem Kijowa padły także  z ust rosyjskiego ministra obrony. - Jeśli nie zostanie wstrzymana wojskowa maszyneria, doprowadzi to do większej liczby zabitych i rannych. Normalizacji sytuacji, nie sprzyjają też planowane ćwiczenia NATO w Polsce i krajach Bałtyckich - oświadczył Siergiej Szojgu.

Kijów nie pozostawia tych słów bez odpowiedzi. Zarówno szef ukraińskiej dyplomacji, jak i pełniący obowiązki prezydenta w jasny sposób dali do zrozumienia, że mają dość rosyjskich gróźb. Ołeksandr Turczynow oskarżył Moskwę o ingerowanie w politykę wewnętrzną i szantażowanie Ukrainy. Zażądał od niej  natychmiastowego wycofania wojsk znad wspólnej granicy.

P.o. prezydenta mówił, że separatyści działający na wschodzie Ukrainy działają jak terroryści: porywają zakładników, zajmują budynki administracyjne i zabijają obywateli Ukrainy. - Przekroczyli już wszelkie dopuszczalne granice - oświadczył. Według niego, Rosja popierając ich działania "otwarcie koordynuje i wspiera zabójców i terrorystów" - Kierownictwo Rosji, nie mając ku temu żadnych podstaw, pozwala sobie na bezczelne wtrącanie się w politykę wewnętrzną Ukrainy - czytamy w posłaniu Turczynowa.

Z kolei MSZ w wydanym oświadczeniu zażądało od Rosji, by w ciągu 48 godzin udzieliła wyjaśnień w sprawie swoich wojsk, które prowadzą manewry przy ukraińskiej granicy.

Zdaniem Andrija Deszczycy, jego kraj wyciągnął wnioski z lekcji, jaką była aneksja Krymu przez Rosję. - Będziemy walczyć, jeśli rosyjskie wojska wkroczą na Ukrainę. Naród Ukrainy i armia są na to gotowe. Ukraina stawi czoło Rosji. Będziemy bronić naszej ziemi, naszego terytorium - powiedział minister spraw zagranicznych.
Ukraina raz jeszcze wezwała państwa świata o nałożenie kolejnych sankcji na Rosję.

Na razie skutki rozpoczętych manewrów odczuła moskiewska giełda, na której spadła wartość akcji rosyjskich spółek. Gwałtownie obniżył się też kurs rubla do dolara i euro.

Same sankcje nie robią już wrażenia na Putinie. - Generalnie, zapewne, szkodzą, bo rewidowane są ratingi, mogą drożeć kredyty itd. Ale zdecydowanie straty nie mają krytycznego charakteru - powiedział.

O ile USA zapowiadają, że dalsza eskalacja konfliktu przez Rosję nie zostanie bez odpowiedzi, o tyle Bruksela nie spieszy się z podejmowaniem tematu. Co więcej, Słowacja i Czechy zdecydowanie skrytykowały pomysł, by po raz kolejny nakładać na Moskwę jakieś kary. - Rząd Czech jest nastawiony sceptycznie do wprowadzania "zakrojonych na szeroką skalę" sankcji, ponieważ zaszkodziłoby to wzrostowi gospodarczemu w Europie - powiedział premier Czech Bohuslav Sobotka.

To stanowisko spotkało się z ostrą reakcją polskiego prezydenta. Zdaniem Bronisława Komorowskiego, błędem jest to, że państwa te prowadzą dyskusję publicznie w sytuacji, gdy Unia Europejska powinna prezentować jednolite stanowisko.

O sytuacji na Ukrainie tu czytaj więcej>>>

IAR/PAP/asop

''