Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
IAR / PAP
Agnieszka Jaremczak 27.03.2015

Katastrofa w Smoleńsku. Są zarzuty dla rosyjskich kontrolerów lotu

Komitet Śledczy Federacji Rosyjskiej broni kontrolerów lotów ze Smoleńska. Według rzecznika tej instytucji Władimira Markina, tak zwany zespół kierowania lotami nie złamał procedur w trakcie lądowania polskiego Tu-154M.
Posłuchaj
  • Komitet Śledczy Federacji Rosyjskiej broni kontrolerów lotów ze Smoleńska. Relacja Macieja Jastrzębskiego (IAR)
  • Błędy polskiej załogi Tu 154 M a także błąd rosyjskich kontrolerów lotu odpowiadają za katastrofie w Smoleńsku w 2010 roku. Relacja Kseni Maćczak (IAR)
Czytaj także

Innego zdania są polscy prokuratorzy, którzy postawili dwóm kontrolerom lotów zarzut "nieumyślnego sprowadzenia katastrofy" i już wystąpili z wnioskiem o ich przesłuchanie.

Według rzecznika rosyjskiego Komitetu Śledczego, rezultaty dotychczasowego śledztwa nie ujawniły żadnych naruszeń w działaniach zespołu kierowania lotami. - Oni działali zgodnie z instrukcjami i międzynarodowym prawem - cytuje Władimira Markina agencja Ria Novosti.

Zobacz specjalny serwis poświęcony katastrofie smoleńskiej >>>

Rzecznik oświadczył, że Polska dostała wszystkie zapisy przesłuchań przeprowadzonych w tej sprawie. - Na wniosek strony polskiej przeprowadzone zostały przesłuchania osób, które mogły dysponować jakąkolwiek wiedzą na temat katastrofy i stenogramy tych rozmów na bieżąco były przekazywane polskiej prokuraturze - stwierdza Markin.

Rosja nie wyda Polsce oskarżonych kontrolerów

RIA-Nowosti przytoczyła wypowiedzi rosyjskich prawników, którzy wyrazili pogląd, że Rosja nie wyda Polsce oskarżonych kontrolerów. - Jeśli dobrze zrozumiałem, zarzuty postawiono zaocznie. Polskie władze mogą zażądać ekstradycji, jednak wydawania rosyjskich obywateli zabrania nasza konstytucja - powiedział adwokat Dmitrij Agronowski. Według niego, również, że strona polska może zechcieć ścigać kontrolerów za pośrednictwem Interpolu. - W każdym przypadku oskarżeni mogą napotkać problemy przy podróżach do Europy - dodał.

Prokuratura stawia zarzuty Rosjanom

To reakcja na piątkową konferencję Prokuratury Wojskowej. Według niej, ostatnie wnioski biegłych dały podstawy do postawienia dwóm rosyjskim kontrolerom z wieży smoleńskiego lotniska zarzutów popełnienia przestępstwa.
- Pierwszemu z nich zarzuca się sprowadzenie bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu powietrznym, wobec drugiego wydano postanowienie o przedstawieniu zarzutu nieumyślnego sprowadzenia katastrofy w ruchu powietrznym - poinformował szef warszawskiej Wojskowej Prokuratury Okręgowej płk Ireneusz Szeląg.
Prokuratura "w oparciu o zapisy europejskiej konwencji o pomocy w sprawach karnych uruchomiła procedurę zmierzającą do możliwości ogłoszenia obywatelom rosyjskim postanowień o przedstawieniu zarzutów i przesłuchania ich w charakterze podejrzanych". Szeląg wyjaśnił, że do czasu tych czynności prokuratura nie będzie informować o szczegółowej treści zarzutów. Prokuratura nie podała też danych identyfikujących obu kontrolerów.

(źródło: TVN24/x-news)

Do ośmiu lat więzienia
Postanowienia o przedstawieniu zarzutów zapadły 24 marca. Zgodnie z art. 174 Kodeksu karnego "kto sprowadza bezpośrednie niebezpieczeństwo katastrofy w ruchu lądowym, wodnym lub powietrznym, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8". Także, jeżeli następstwem nieumyślnego sprowadzenia katastrofy jest śmierć człowieka lub ciężki uszczerbek na zdrowiu wielu osób, sprawca zgodnie z art. 173 Kk podlega karze od 6 miesięcy do 8 lat więzienia.

(źródło: TVN24/x-news)
Jednocześnie prokuratura podała, że nie został objęty zarzutem fakt nieodesłania odpowiednio wcześniej Tu-154 na lotnisko zapasowe. - Do przedstawienia zarzutu z art. 173 lub 174 Kk niezbędne jest znamię bezpośredniości wpływu na katastrofę bądź bezpośredniości sprowadzenia niebezpieczeństwa takiej katastrofy. W sytuacji takiej prokuratorzy uznali, że takiej bezpośredniości nie ma, w związku z tym nie mogli sformułować stosownego zarzutu - oświadczył zastępca szefa warszawskiej prokuratury okręgowej płk Ryszard Filipowicz.

Zarzuty za niedopełnienie obowiązków
Prokuratura twierdzi, że błędy były też po stronie polskiej. W sierpniu 2011 roku zarzuty niedopełnienia obowiązków służbowych usłyszeli dwaj oficerowie, którzy w 2010 roku zajmowali dowódcze stanowiska w ówczesnym 36. specpułku. Zarzuty dotyczyły organizacji lotu Tu-154 w zakresie wyznaczenia i przygotowania załogi samolotu.
Opierając się na najnowszych danych biegłych prokuratura wydała postanowienia o zmianie zarzutów. Obecnie obu podejrzanym zarzuca się przestępstwa niedopełnienia obowiązków "w zakresie m.in. dokonania analizy możliwości wykonania zadania lotniczego oraz oceny warunków atmosferycznych i niewłaściwego wyznaczenia składu załogi". - Czynności ogłoszenia podejrzanym postanowień o zmianie zarzutów przeprowadzono we wtorek i środę. Żaden z podejrzanych nie przyznał się do przestępstwa i obaj skorzystali z prawa do odmowy składania wyjaśnień - poinformował płk Szeląg.

Dlaczego doszło do katastrofy
Według prokuratury, "jako pierwszą bezpośrednią przyczynę katastrofy biegli wskazali niewłaściwe działanie załogi, polegające na zniżaniu samolotu przez dowódcę statku powietrznego poniżej własnych warunków minimalnych do lądowania i niewydanie komendy odejścia na drugie zajście".
- Dowódca samolotu nie miał prawa, wobec braku widzialności ziemi, zejść poniżej 120 metrów. Zakazu tego nie zmieniała zgoda wieży smoleńskiej na zejście do 100 metrów - podkreślił płk Szeląg.
Ponadto, jak powiedział, jako przyczynę katastrofy biegli wskazali "naruszenie reguł określonych w instrukcji użytkowania Tu-154 w locie" oraz "instrukcji współdziałania i technologii pracy członków załogi samolotu". Inną z przyczyn wskazanych przez biegłych były także nieprawidłowości w związku z wyznaczeniem do lotu "osób bez ważnych uprawnień, lub wręcz bez uprawnień, do wykonywania lotów na tym typie samolotu".
- Jak wynika z opinii, spośród załogi jedynie technik pokładowy posiadał ważne uprawnienia do wykonywania tego lotu w tym dniu - zaznaczył płk Szeląg.
Biegli: nie było wybuchu na pokładzie Tu-154 M
Biegli wykluczyli natomiast, by uszkodzenia Tu-154 powstały z przyczyn innych niż zderzenie z przeszkodami terenowymi. Płk Filipowicz podkreślił, że z badań rejestratora ATM wynika, iż wszystkie systemy samolotu były sprawne do chwili uderzenia w pierwszą przeszkodę terenową. Dodał, że po uderzeniu lewym skrzydłem w brzozę, samolot stracił zdolność do utrzymywania lotu poziomego, co spowodowało upadek maszyny.
Według biegłych uderzając w ziemię, samolot był kompletny, pomijając uszkodzenia spowodowane uderzeniem w brzozę. Biegli nie stwierdzili także śladów oddziaływania ognia na zasadniczych elementach konstrukcyjnych samolotu, nie było też wybrzuszeń powłoki samolotu charakterystycznych dla wybuchu.
- Podczas całego lotu samolot Tu-154, w tym awionika, zespół napędowy oraz wszystkie systemy i instalacje pracowały właściwie. Stan techniczny samolotu nie miał związku z zaistniałą katastrofą lotniczą. Stan zdrowia załogi oraz jej stan fizyczny nie miał wpływu na powstanie katastrofy - powiedział płk Filipowicz.
W kokpicie mógł być dowódca sił powietrznych
Kompleksowa opinia biegłych zawiera także analizę ponownych kopii nagrań z kokpitu Tu-154. Polscy biegli ponownie skopiowali zapisy "czarnej skrzynki" w lutym ubiegłego roku w Moskwie. Liczyli, że przy użyciu nowej metodologii i sprzętu uda się dokonać skuteczniejszego odsłuchu zapisu czarnej skrzynki.
- Zdaniem biegłych przeprowadzone prace fonoskopów wskazały, że istnieją przesłanki na możliwość przebywania w kabinie samolotu dowódcy sił powietrznych w ostatnim fragmencie zbliżania się samolotu do lotniska - powiedział płk Szeląg.
Jak dodał, w ocenie biegłych "istnieją okoliczności, które wskazują na to, że możliwie jest uznanie obecności osoby dowódcy sił powietrznych w kokpicie bądź też w jego bezpośrednim sąsiedztwie". - Wszystkie dotychczasowe stenogramy i analizy głosów wskazują na to, że nie była zachowana tzw. sterylność kokpitu, sterylność kabiny - dodał.
Prokurator podkreślił, że osoba, która przebywała w kokpicie, nie złamała ówczesnych przepisów. - W odróżnieniu od przepisów w lotnictwie cywilnym, obowiązujące wtedy przepisy w siłach powietrznych nie zawierały bezwzględnej sterylności kokpitu. Przepis wskazywał, że wstęp do kabiny pilotów mają tylko członkowie statku powietrznego i szef pokładu. Ale w uzasadnionych przypadkach zezwolenie na wejście do kabiny pilotów innych osób wydać może dowódca statku powietrznego - mówił płk Szeląg.
- Zatem, jeśli przebywały jakieś osoby w kabinie pilotów bądź też drzwi od kokpitu były otwarte i osoby przebywały blisko, a przecież wiemy ze stenogramów i fonoskopów, że bez wątpienia część wypowiedzi należy do innych osób niż członkowie załogi - to odbyło się to w zasadzie zgodnie z przepisami. W tym zakresie decyzje podejmował dowódca statku powietrznego - dodał.
Zastrzegł, że obecność jakiejkolwiek innej osoby w kokpicie bądź w jego pobliżu "nie może przekładać się na to, że osobę tę można próbować obarczać jakąś odpowiedzialnością za to, co dotyczyło bezpośrednio procesu kierowania samolotem".
Śledztwo nie zakończy się w 2015 roku
Jednocześnie poinformowano, że śledztwo zostaje przedłużone do 10 października. - Wszystkie okoliczności wskazują na to, że do końca tego roku śledztwa nie uda się zakończyć. Wynika to przede wszystkim z tego, że posiadamy wiedzę o rytmie pracy zespołu biegłych z Zakładu Medycyny Sądowej we Wrocławiu, którzy przygotowują opinię dotyczącą każdej ofiary katastrofy z osobna, uwzględniającą polską dokumentację lekarską oraz wytworzoną w Rosji - powiedział płk Szeląg. Dodał, że ten rytm pracy wskazuje, że nie zdołają oni przygotować tej opinii do końca tego roku.
Prokuratura nadal oczekuje odpowiedzi na wnioski o pomoc prawną wysłane do USA oraz Rosji. - Oczekujemy na wykonanie przez stronę rosyjską wniosku polegającego na zwrocie wraku, rejestratorów samolotu i urządzeń - poinformował ppłk Janusz Wójcik z Naczelnej Prokuratury Wojskowej.
Wrak musi wrócić do Polski!
- Konsekwentnie powtarzamy: wrak bez wątpienia musi wrócić do Polski. To jest własność polskiego rządu, wszystko co znajdowało się na jego pokładzie było własnością bądź rządu polskiego, bądź polskich obywateli - podkreślił płk Szeląg. Powtórzył jednak, że "prokuratura nie może być zakładnikiem braku wraku", zaś biegli określili, iż "dostęp do wraku był taki, jakiego sobie życzyli" i brak wraku "nie stoi na przeszkodzie, żeby śledztwo zakończyć".

Były szef Kancelarii Premiera naruszył przepisy?

Wojskowa Prokuratura Okręgowa zdecydowała o przekazaniu do Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga materiały w sprawie uznania przez biegłych formalnego naruszenia instrukcji HEAD przez ówczesnego szefa Kancelarii Prezesa Rady Ministrów Tomasza Arabskiego. - Odnośnie wskazanego przez biegłych formalnego naruszenia instrukcji HEAD przez ówczesnego szefa KPRM, polegającego na niewystawieniu formalnego zamówienia na organizację lotu, stosowny wyciąg opinii zostanie wyłączony i przekazany według właściwości do Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga - zapowiedział Szeląg.
- Rozumiem, że prokuratura wojskowa musiała to zrobić, bo ta sprawa dotyczy osób cywilnych a nie wojskowych, więc to jest naturalna procedura. Z tym, że przypominam, że ta sprawa toczyła się już w prokuraturze i została umorzona. W tej chwili prokuratura domyka swoje sprawozdanie, więc po kolei porządkuje tę sprawę - skomentowała tę decyzję rzeczniczka rządu Małgorzata Kidawa-Błońska.
Za niedopełnienie obowiązków przez funkcjonariusza publicznego art. 231 przewiduje do 3 lat więzienia. Prokuratura zaznaczyła, że dla przypisania komuś przestępstwa z art. 231 konieczne jest, by sprawca swym zamiarem obejmował wszystkie znamiona czynu, w tym także działanie na szkodę interesu publicznego, bądź prywatnego.

Antoni Macierewicz: ustalenia prokuratury w sprawie katastrofy smoleńskiej nie mają nic wspólnego z faktami>>>
IAR/PAP/asop