Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
PolskieRadio 24
Klaudia Dadura 24.04.2019

Władysław Kosiniak-Kamysz: nie jesteśmy tylko partią rolników

– Dla mnie momentem przełomowym – pokazującym otwarcie ludowców na nowy elektorat – jest start z naszej rekomendacji Władysława Bartoszewskiego z listy warszawskiej - mówi w rozmowie z portalem PolskieRadio24.pl Władysław Kosiniak-Kamysz, prezes Polskiego Stronnictwa Ludowego. 

PolskieRadio24.pl: Pan jest konserwatystą. Jak chce się pan dogadać z lewicowymi partiami wchodzącymi w skład Koalicji Europejskiej? Przecież w Parlamencie Europejskim rozejdziecie się po różnych frakcjach.

Władysław Kosiniak-Kamysz: W PE łatwiej znaleźć wspólny mianownik niż w parlamencie krajowym. Kwestią łączącą Europejską Partię Ludową (EPP), Europejskich Socjalistów (PES) i Zielonych jest rozwój Unii Europejskiej. Tymczasem są frakcje - jak ugrupowanie Marine Le Pen – które chcą rozsadzenia UE.

Obecnie PSL ma czterech europosłów. Ilu mandatów jesteście pewni, jeśli chodzi o nadchodzące wybory do PE?

Nigdy nie jest się pewnym wyniku wyborów. Ci, co byli pewni swego, często nie przekraczali progu wyborczego. Wynegocjowaliśmy dobre miejsca. Polityka też jest matematyką, choć nie zawsze wszystkie zasady arytmetyki się sprawdzają.

Przed wyborami samorządowymi mało kto się spodziewał, że będzie tak duża polaryzacja. Sondaż Instytutu Badań Spraw Publicznych był jedynym, który to przewidział.

To prawda. Była też duża mobilizacja w większych miastach. Zapłaciliśmy za to wysoką cenę. Pierwsze wyniki sondażowe, które pojawiły się w niedzielny wieczór, dawały nam prawie 17 proc. Finalnie otrzymaliśmy nieco ponad 12 proc. A to dlatego, że po godzinie 18 ruszyli wyborcy z dużych miast. Frekwencja w Warszawie wyniosła 67 proc., a na terenach wiejskich była znacznie, znacznie niższa. Analiza frekwencji była jednym z czynników, które braliśmy pod uwagę, przystępując do Koalicji Europejskiej.

W wyborach parlamentarnych też pójdziecie wspólnym blokiem?

Będziemy o tym decydować po 26 maja. Im lepszy wynik koalicji, tym łatwiej mówić o jej kontynuacji. Ale to nie będzie jedyna przesłanka. Innym czynnikiem decydującym będą na pewno sprawy programowe. Nie odpuścimy na przykład emerytury bez podatku i nie wejdziemy w żadną koalicję, jeżeli nie będzie gwarancji realizacji tego postulatu. To dla nas kluczowe przedsięwzięcie. Platforma Obywatelska i Nowoczesna poparły ten pomysł. Wierzę, że na stałe.

W wyborach samorządowych stan posiadania mandatów skurczył się wam o połowę w porównaniu z 2014 rokiem. Nie obawia się Pan, że ten scenariusz powtórzy się w wyborach do PE, a PiS przekona do siebie wasz elektorat?

Według sondażu IBRiS 70 proc. naszego elektoratu nadal na nas głosuje. Tylko 12 proc. rozważa głosowanie na PiS, a 10 proc. na Wiosnę Roberta Biedronia. Poza tym otwieramy się na nowego wyborcę. Nie jesteśmy partią sektorową jak kiedyś. Teraz tylko co 10. mieszkaniec wsi żyje z rolnictwa. Odwołanie się do tradycji i historii jest fundamentem. Ale żeby fundament miał rację bytu, musi być też dalsza część budowli, którą teraz stawiamy.

Drugim powodem niegłosowania na nas były słabe wyniki sondażowe, niemal zawsze znacząco gorsze od ostatecznego wyniku wyborczego. Mogliśmy tłumaczyć, że jesteśmy niedoszacowani, ale to się nie przebijało. Często słyszałem: „No, zagłosowałbym na was, ale jesteście ciągle na granicy, a ja nie chcę zmarnować swojego głosu”.

Powiedział pan, że wieś się zmienia, więc PSL musi otworzyć się na nowego wyborcę. Ale te zmiany dokonują się już od lat 90. Poprzednie władze partii je przespały?

Postawienie szefów PSL na czele resortu gospodarki było próbą otwarcia się na elektorat przedsiębiorców czy rzemieślników. Częściowo się to udawało. Nie było natomiast momentu przełomowego. Zaszufladkowano nas jako partię rolników i w pewnym momencie to nam zaszkodziło. Tymczasem PSL powinno być partią powszechną. Dla mnie momentem przełomowym – pokazującym otwarcie na nowy elektorat – jest start z naszej rekomendacji Władysława Bartoszewskiego z listy warszawskiej.

Chcecie sformułować nową chadecję?

Tak, i wierzę, że się to uda. Obecnie nie ma na naszym podwórku politycznym klasycznej chrześcijańsko-demokratycznej partii. Tę lukę może wypełnić PSL.

Sam Bartoszewski to jednak za mało, by otworzyć się na nowy elektorat.

W tych wyborach do PE to bardzo dużo. Poza tym jesteśmy jedną z niewielu partii, w której nastąpiła tak duża zmiana pokoleniowa. Kierownictwo PSL to są 30-40-latkowie. Na czele innych partii stoją raczej doświadczeni politycy. To jest kolejna szansa.

Dziennik „Fakt” napisał, że po eurowyborach dojdzie do przewrotu w PSL, a potem do samodzielnego startu ludowców w wyborach do Sejmu i koalicji z PiS.

Takie scenariusze pisać mogą tylko na Nowogrodzkiej. Mam ogromne wsparcie zarówno od młodego pokolenia ludowców, jak i od Waldemara Pawlaka czy Marka Sawickiego. Możemy się spierać, ale po podjęciu decyzji wszystkie ręce na pokład i ciężka praca. I to procentuje. Próby eliminacji PSL z życia publicznego – liczne próby zamachu na nasz klub parlamentarny, kłamliwe ataki – nie powiodły się. Mam poczucie, że udało nam się przeprowadzić stronnictwo przez najtrudniejszy okres po 1989 roku. Partia, na którą wydano wyrok, w ostatnich wyborach dostała 2 mln głosów i jest liczącą się siłą polityczną. Bez nas Koalicja Europejska nie miałaby szans na wygraną z PiS.

W tej kadencji Sejmu jest pan na drugim miejscu pod względem głosowania tak jak partia rządząca. Wyprzedza pana tylko Kornel Morawiecki. Nawet Paweł Kukiz z panem przegrywa. Wygląda na to, że do PiS nie jest panu tak daleko. 

Po pierwsze, Paweł Kukiz rzadziej niż ja bierze udział w głosowaniach. Po drugie, jeśli są dobre projekty, to niezależnie od pomysłodawcy, nie będę głosował przeciwko nim. Tak było w przypadku programu 500+. Od początku mówiłem, że jest on kontynuacją polityki rodzinnej rządu PO-PSL. Mogę jedynie ubolewać, że nie przyniósł oczekiwanych efektów demograficznych. W zasadzie żadnej władzy nie udało się takich skutków trwale osiągnąć. Polityka rodzinna, żeby przynosić efekty, powinna też opierać się na nowych impulsach.

Czego mają dotyczyć te nowe impulsy?

Według mnie polityka rodzinna powinna wspierać dwie rzeczy: dzietność i aktywność. Teraz jest czas na projekty promujące aktywność zawodową. Można byłoby zastanowić się nad wprowadzeniem bonusu za łączenie życia rodzinnego i zawodowego. Chodzi o to, by zachęcić do powrotu do pracy na pół etatu po narodzinach dziecka. O to będziemy zabiegać. 

Z Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem rozmawiała Klaudia Dadura, PolskieRadio24.pl