- Wymagałem od niego hieratyczności, niesłychanego skupienia, żadnych gestykulacji. Po to, aby "Jam jest syn Tuhaj-beja!" zabrzmiało jak najmocniej. Gdy zobaczył film przeprosił mnie. Później, w czasie "Potopu" reżyserowałem go dwoma gestami. Od momentu, gdy mi zaufał, porozumiewaliśmy się w pół słowa – wspomina Jerzy Hoffman.
Czytaj i słuchaj także >>
Tomasz Kot: trzeba kochać ten zawód, by go wykonywać