Spontaniczne demonstracje na Białorusi trwają od kilku tygodni w kilkunastu miastach. Białorusini protestują przeciwko podatkowi dla darmozjadów. Dekret w tej sprawie został podpisany przez prezydenta Aleksandra Łukaszenkę w kwietniu 2015 roku, natomiast dopiero teraz białoruskie władze przystąpiły do wcielania go w życie.
– Każdy, kto przebywa na terytorium Białorusi powyżej 180 dni w roku, musi się dokładać do białoruskiego budżetu. Jeżeli nie pracuje, został na niego nałożony podatek w wysokości dwudziestu stawek bazować, a więc ok. 420 euro rocznie, które musi uiścić. Białoruskiej organy podatkowe zaczęły w styczniu tego roku wysyłać listy do Białorusinów, żeby ten podatek zapłaciły. Skala okazała się bardzo duża – wysłano ok. 470 tys. "listów szczęścia". A ludzi w wieku produkcyjnym jest ok. 5,5 mln. Ludzi to bardzo mocno sfrustrowało – powiedziała Anna Maria Dyner. – Czkawką odbija się również brak reform strukturalnych białoruskiej gospodarki oraz brak inwestycji zagranicznych – wskazywała.
Jak podkreślał Jakub Biernat, ten podatek pierwotnie miał nie tyle zmusić ludzi do pracy, ale jego celem było zwalczanie szarej strefę. Jednak okazało się, że "listy szczęścia zaczęli otrzymywać prawdziwi bezrobotni, którzy nie mają zupełnie z czego zapłacić" – mówił.
– Budżet białoruski nie miał z tego podatku zbyt wielkich zysków – ok. 20 mln euro. To raczej sposób na kolejną kontrolę społeczną – powiedział Jakub Biernat. – W połączeniu jednak z tym, że sytuacja na Białorusi jest zła, "listy szczęścia" spowodowały, że ludzie zaczęli wychodzić na ulice nie tylko w Mińsku, ale i w małych miejscowościach. Te protesty nie mają liderów i są spontaniczne – zaznaczał.
Program prowadził Piotr Pogorzelski.
Polskie Radio 24/dds
7 Dni: Wschód w Polskim Radiu 24 - wszystkie audycje
_________________
Data emisji: 19.03.2017
Godzina emisji: 10:15