Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
IAR / PAP
Dariusz Adamski 21.11.2022

Jakub Kumoch: dobrze się stało, że ukraińscy śledczy zostali dopuszczeni do miejsca eksplozji

Dobrze się stało, że ukraińscy śledczy zostali dopuszczeni do miejsca eksplozji w Przewodowie; to kwestia elementarnej zasady sprawiedliwości - podkreślił w poniedziałek szef prezydenckiego Biura Polityki Międzynarodowej Jakub Kumoch. Ocenił też, że prawdopodobieństwo powtórzenia się takiej tragedii jest znikome.

W eksplozji w Przewodowie, do której doszło we wtorek 15 listopada, zginęło dwóch Polaków. Polskie władze informowały, że na wieś spadła rakieta najprawdopodobniej ukraińskiej obrony powietrznej i wszystko wskazuje na to, że to wynik nieszczęśliwego wypadku. Tego dnia Rosja przeprowadziła zmasowany atak rakietowy na Ukrainę. 

Szef prezydenckiego BPM w poniedziałek w radiu RMF FM pytany był, co zmieniło dopuszczenie do miejsca eksplozji w Przewodowie ukraińskich śledczych. Jak zaznaczył, strona, dla której dana teoria jest niekorzystna, powinna mieć możliwość przekonać się naocznie o sprawie i ewentualnie przedstawić kontrargumenty. - Jest to elementarna zasada sprawiedliwości. Dobrze się stało, że śledczy zostali dopuszczeni - ocenił Kumoch.

Relacje polsko-ukraińskie

Prezydencki minister pytany był także o wpływ na polsko-ukraińskie relacje stanowiska prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego w sprawie eksplozji w Polsce. Zełenski w środę podkreślał, że nie ma wątpliwości, że nie była to ukraińska rakieta. W czwartek prezydent Ukrainy zaznaczył, że nie wie na 100 procent co się stało.

Jak zaznaczył Kumoch, prezydent Ukrainy ma prawo do obrony. - Oczywiście, że inaczej byśmy chcieli, żeby to było komunikowane, ale też rozumiem człowieka, który prowadzi wojnę i który na samym początku zareagował tak, jak zareagował. Natomiast łagodzi to stanowisko - powiedział.

Według Kumocha, dużą zmianą w języku dyplomatycznym była czwartkowa wypowiedź Zełenskiego. - Śledztwo trwa i my też nigdy nie powiedzieliśmy, że coś na 100 procent wiemy. Mówimy tylko tyle, która teoria jest bardziej prawdopodobna - dodał szef BPM.

Jak zapobiec wypadkom?

Kumoch był też pytany, co można zrobić, aby tragedia z Przewodowa się nie powtórzyła. - Prawdopodobieństwo, że powtórzy się taka sytuacja i że dotknie akurat daną osobę, jest znikome - podkreślił.

Odnosząc się do pomysłu wprowadzenia ostrzeżeń przed nalotami w regionach przygranicznych, zaznaczył, że w obwodach ukraińskich takie alarmy rozbrzmiewają codziennie po kilka razy. - Mieszkańcy przygranicznego pasa byliby kilkakrotnie w ciągu dnia straszeni czymś, co nie nastąpi. Po jakimś czasie byłby to tylko i wyłącznie kolejny dzwonek, który im przeszkadza - powiedział.

Kontrowersje wokół wiceszefa MSZ Ukrainy

Kumoch został także zapytany o mianowanie wiceszefem MSZ Ukrainy byłego ambasadora tego państwa w Berlinie Andrija Melnyka. Dyplomata zasłynął bardzo krytycznymi uwagami pod adresem rządu RFN po rosyjskiej inwazji na Ukrainę oraz pozytywnymi wypowiedziami o Stepanie Banderze, przywódcy jednej z frakcji Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN) której zbrojne ramię, Ukraińska Powstańcza Armia, jest odpowiedzialna za prowadzone w latach 1943-1944 czystki etniczne na ludności polskiej na Wołyniu i w Galicji Wschodniej. W wywiadzie z lipca 2022 r. na uwagę, że w latach 1943-44 Ukraińcy "dokonywali masakr na Polakach" Melnyk odpowiedział: "Tak, i podobne masakry dokonywane były przez Polaków na Ukraińcach, dziesiątki tysięcy. Trwała wojna". Melnyk został odwołany z funkcji ambasadora przez prezydenta Zełenskiego w lipcu.

Szef BPM przyznał, że "nie bardzo chce mu się to komentować". "Są dyplomaci, którzy są znani z tego, że są takimi gwiazdami internetu" - stwierdził. Jak podkreślił, wypowiedź Melnyka dotycząca banderowców była skandaliczna, a ukraińskie MSZ się od niej odcięło. "Nie chcę eskalować tego problemu. Mam nadzieję, że usłyszymy parę słów przynajmniej tego, że to było niefortunne" - dodał Kumoch.


PAP/dad