Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
polskieradio.pl
Aneta Hołówek 26.03.2011

Odliczanie do Londynu zacząłem później

Za nami już prawie 1/5 drogi do Londynu. Wydaje się, że to zaledwie wczoraj odebrałem od redaktora Tomka telefon w którym oznajmił: "chodzi mi po głowie pewien projekt...". Swoją wyboistą drogę do igrzysk opisuje Marek Plawgo.
Odliczanie do Londynu zacząłem późniejfot.Marek Plawgo

Jak mi ten pierwszy etap minął? Otóż na samą myśl o takim bilansie - na rękach jeżą się włosy. Wszystko było pięknie do momentu kiedy, okazało się że po raz kolejny przyjdzie mi oddać się pod opiekę chirurga.

To było 28 grudnia 2010 roku. To właśnie w ten dzień rozpoczęło się moje londyńskie odliczanie, rozpoczął się wyścig z czasem. Wyścig po wyboistej i krętej drodze.

Dobre złego początki

"Achilles nie był naderwany, było trochę zrostów przez to nie pracował jak trzeba. Za 8 tygodni zaczniesz truchtać" - powiedział ordynator oddziału urazowo-ortopedycznego w stołecznym szpitalu na Solcu, dr. Andrzej Jóźwiak.

Doktor wiedział jakie to dla mnie ważne, w końcu sam był lekkoatletą. I tak, gdy inni już mocno trenowali, ja rozpoczynałem swoje przygotowania od leżenia.

Na początku na szpitalnym oddziale, później przez cztery tygodnie w domu. Można by pomyśleć, że to czas stracony. Nic bardziej mylnego. W chwilach, kiedy nie trenowałem ciała, trenowałem ducha. Niemożność trenowania, biegania, baa! - normalnego funkcjonowania - to dla sportowca czas, gdy czuje się jak wygłodniały pies na smyczy nie sięgającej miski z jedzeniem. To czas, kiedy motywacja, chęci, postanowienia potęgują. Mówi się, że "syty nie zrozumie głodnego". Ja jestem głodny jak nigdy wcześniej.

W życiu jak w filmie

Na początku marca, pierwsze poważne zgrupowanie po zakończeniu długiego okresu rehabilitacji. Moje myśli w każdej wolnej chwili wyrywają się do biegu. Przecież to już prawie okrągły rok, kiedy nie wykonywałem pełnego lekkoatletycznego treningu. Nie jakiegoś treningu zastępczego, tylko bezbolesnego, niczym nieskrępowanego biegu. I pewnego dnia, rozmyślając w drodze na stadion, przypomniała mi się scena wielkiego dzieła Jamesa Camerona, filmu "Avatar”.

Sparaliżowany komandos przybywając na obcą planetę Pandora otrzymuje szansę odzyskania zdrowego ciała. Scena, w której stawia w tym ciele pierwsze nieporadne kroki, aby po chwili oddać się przyjemności biegu nawet przywołana w myślach sprawia, że po plecach przechodzi dreszcz, a w głowie powstają przyjemne emocje. Ten obraz doskonale pokazuje to, co działo się we mnie w pierwszych dniach tego zgrupowania. Męczyłem się pomiędzy treningami, odliczałem godziny i minuty. Chciałem biegać!

Śladami piłkarskiej reprezentacji Hiszpanii

Potchefstroom, Republika Południowej Afryki. To właśnie to miejsce wybrała reprezentacja Vincenta Del Bosque na swoją bazę podczas ubiegłorocznych futbolowych Mistrzostw Świata. Wprawdzie ryk wuwuzel już ustał, śladów obecności Puyola i spółki na pierwszy rzut oka nie widać, to jednak biegając po rozległych terenach ośrodka sportowego North-West University czuć, że "coś" wisi w powietrzu.

Za każdym razem, przebiegając obok boiska piłkarskiego na którym szlifowali swoją formę Hiszpanie, stwierdzam: "Oni tu trenowali i zostali Mistrzami Świata". Wierzę, że i mi to miejsce pomoże. To na pewno dla mnie inspiracja i dodatkowa motywacja. Nawet zrobiłem sobie z nimi zdjęcie...

/

Więcej informacji o Marku Plawgo oraz 4 innych polskich sportowcach przygotowujących się do igrzysk olimpijskich w Londynie na stronie serwisu 600 dni do Londynu. Zapraszamy.

ah