Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
PAP
Dariusz Adamski 02.10.2020

Wiceszef MSZ o słowach Katariny Barley: w debacie publicznej to nieakceptowalny język

Biorąc pod uwagę historię Niemiec, a zwłaszcza XX wieku, II wojny światowej, myślę, że każdy polityk niemiecki powinien być tym bardziej ostrożny - mówił wiceszef MSZ Marcin Przydacz o wypowiedzi wiceszefowej PE Katariny Barley. Ten język jest nieakceptowalny w debacie publicznej - dodał.

- Państwa, takie jak Polska i Węgry, trzeba finansowo zagłodzić. Dotacje unijne stanowią bowiem skuteczną dźwignię - miała powiedzieć niemiecka wiceprzewodnicząca Parlamentu Europejskiego Katarina Barley w wywiadzie dla portalu radia Deutschlandfunk. W czwartek wieczorem redakcja portalu poinformowała, że w pierwszej wersji wyolbrzymiła oświadczenie Barley, która miała w rzeczywistości mówić tylko o Węgrzech, a nie o Polsce. Rozgłośnia Deutschlandfunk opublikowała też krótkie przeprosiny.

W piątek Przydacz był o to pytany w Polskim Radiu 24. Wiceszef spraw zagranicznych zwrócił uwagę, że wypowiedź padła z ust przedstawicielki niemieckiej sceny politycznej. - Biorąc pod uwagę historię Niemiec, a zwłaszcza historię XIX wieku, XX wieku, II wojny światowej, myślę, że każdy polityk niemiecki powinien być tym bardziej ostrożny. Ten język jest w ogóle nieakceptowalny w debacie publicznej, aby jakiekolwiek państwo głodzić. A na pewno nie jest od tego Unia Europejska - powiedział.

Jak zaznaczył wiceszef MSZ, "Unia Europejska miała się kojarzyć z pozytywną agendą, z rozwojem, ze współpracą, z równością, a tu okazuje się, że są politycy, którzy uważają, że ta organizacja jest powołana do tego, żeby wymuszać siłą, głodem, jakieś decyzje polityczne na państwach członkowskich". - W moim przekonaniu to jest absolutnie skandaliczna wypowiedź, bez względu na to, czy ona dotyczyła jednego państwa, dwóch. Tym bardziej, jeśli dotyczyła Polski, po tych wszystkich straszliwych rzeczach, które się działy w Polsce z udziałem Niemców - powiedział.

"Ta sprawa na pewno nie zostanie przez nas zapomniana"

Przydacz przypomniał o stanowisku wyrażonym w czwartek przez szefa KPRM Michała Dworczyka i rzecznika rządu Piotra Müllera, którzy oświadczyli, że "oczekują oficjalnych przeprosin i wycofania się z tych haniebnych słów". Dodał, że również wiceszef SZ Szymon Szynkowski vel Sęk rozmawiał o tym z przedstawicielami ambasady Niemiec w Warszawie. - Ta sprawa na pewno nie zostanie przez nas zapomniana. Nie buduje to zaufania do instytucji europejskich i do niektórych polityków europejskich - podkreślił.

Na uwagę, że "politykom z zewnątrz łatwiej jest mówić o tym, co się dzieje w Polsce, czy jakie plany ma się wobec Polski, kiedy asumpt do tego rodzaju wypowiedzi, dają i stwarzają polscy politycy", tacy jak europoseł PO Róża Thun, która mówiła o dyktaturze w Polsce, czy prezydent Gdańska Aleksandra Dulkiewicz, która porównywała Polskę z III Rzeszą, czy z "komuną", Przydacz ocenił, że "wynurzenia prezydent Dulkiewicz w niemieckim radiu, gdzie mówiła, że jest gorzej niż w PRL-u, że jest Trzecia Rzesza, to jest absolutny brak szacunku dla ofiar III Rzeszy, dla tego, co się działo w latach 1939-45, dla tych milionów ludzi wymordowanych przez Niemców, ale też przez Sowietów w tym czasie". - Może się odbić bardzo niekorzystnie także i na świecie, dlatego, że to jest brak szacunku dla ofiar totalitaryzmu niemieckiego III Rzeszy - zaznaczył wiceszef MSZ.


PAP/dad