Ukraina, strefa Gazy, Syria, Irak. Tam konflikty już trwają. Tymczasem w Libii, która wcale daleko od Europy nie jest, sytuacja także rozwija się w niepokojący sposób. W ostatnich dwóch tygodniach w walkach sił rządowych z islamskimi bojownikami zginęło około 150-ciu osób, a blisko pół tysiąca zostało rannych. W samym Benghazi w weekend zginęło 38 osób.
Jak powiedział w audycji "Trzy strony świata" były ambasador RP w Egipcie Grzegorz Dziemidowicz, Libia jest krajem bez władzy, parlament ma się tam zebrać dopiero w sierpniu, ale nawet jeśli coś ustali, to może nie mieć żadnego znaczenia. - Libia jest rozdarta na walczące ze sobą frakcje różnej maści, wojska tam praktycznie nie ma - tłumaczył gość.
Zachód ostrzega swoich obywateli przed podróżami do Libii, bądź wzywa ich do opuszczenia kraju. Ewakuowani są dyplomaci. - Międzynarodowa społeczność nie jest w stanie pomóc dziś Libii, bo płonie cały Bliski Wschód. Libijczycy zostali zostawieni w dużym stopniu sami sobie - dodał Grzegorz Dziemidowicz.
Ostatnie starcia są najbardziej zacięte od 2011 roku, czyli od czasu obalenia dyktatorskich rządów Muamara Kadafiego.
Do słuchania audycji "Trzy strony świata" zapraszamy w poniedziałki i środy o godz. 16.45. Audycję przygotował Łukasz Walewski.
(fbi/mp)