Od końca zimnej wojny Rosja i USA nie groziły sobie tak otwarcie użyciem siły. Wszystko w kontekście konfliktu w Syrii. Czy to jedynie wojna na słowa, czy jednak balansowanie na granicy wojny?
Prezydent Francji ogłosił, że Paryż dysponuje dowodami, że za użyciem broni chemicznej w ostatni weekend stały wojska syryjskiego reżimu. Te konsekwentnie odrzucają oskarżenia. Kilka dni temu świat obiegły szokujące zdjęcia zagazowanych mieszkańców miasta Duma w okolicach Damaszku. Wiadomo, że życie w mękach straciło kilkadziesiąt osób, w tym wiele dzieci.
Najostrzej zareagowały Stany Zjednoczone. Prezydent Trump, który początkowo zapowiedział odwet, łagodzi stanowisko. W swoim stylu na Twitterze napisał, że "do ataku może dojść bardzo szybko lub bardzo późno". Krok w tył, przynajmniej w sferze werbalnej, robi też Rosja. "Uważamy, i zawsze tak myśleliśmy, że kluczowe jest to, by uniknąć jakichkolwiek kroków, które prowadziłyby do eskalacji napięcia w Syrii. Miałoby to destrukcyjny efekt na cały proces pokojowy w kraju" – mówił rzecznik Kremla. Tymczasem na scenę wkracza jeszcze jeden niebagatelny gracz: nowy amerykański sekretarz stanu – Mike Pompeo, który już zapowiedział twardą politykę wobec Rosji.
– Słyszeliśmy wypowiedź prezydenta Francji, który powiedział "mamy dowód". Warto jednak zobaczyć ten dowód. Nie chcę zasiewać wątpliwości, ale pamiętajmy, że w 2002 roku sekretarz stanu Colin Powell pokazywał fiolki z bronią masowego rażenia. Załóżmy, że politycy wyciągnęli z tej lekcji naukę. Pamiętajmy jednak, że Asad już dwukrotnie użył takiej broni. Pytanie brzmi: czy użycie gazów bojowych było w jego interesie? – zastanawia się Artur Wróblewski z Uczelni Łazarskiego.
Zapraszamy do wysłuchania dołączonej audycji.
***
Tytuł audycji: 3 strony świata
Prowadzi: Marcin Pośpiech
Gość: Artur Wróblewski (znawca stosunków międzynarodowych, amerykanista, Uczelnia Łazarskiego)
Data emisji: 12.04.2018
Godzina emisji: 16.44
ml/mk