Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
PAP
Agnieszka Kamińska 05.05.2014

"Tylko ukraiński Piłsudski i cud nad Dnieprem mogą uratować Ukrainę”

Krwawe wydarzenia w Odessie to tylko kropla w fali krwi, którą pewni politycy są gotowi zalać wschodnią i centralną Europę i Kaukaz. Zmiana granic to tsunami krwi. Tylko cud nad Dnieprem mógłby je teraz powstrzymać – tak uważa białoruski publicysta Andrej Dyńko.
Prorosyjscy bojownicy w Doniecku, prowadzą niezidentyfikowanego mężczyznę, najprawdopodobniej zakładnikaProrosyjscy bojownicy w Doniecku, prowadzą niezidentyfikowanego mężczyznę, najprawdopodobniej zakładnikaPAP/EPA/MAXIM SHIPENKOV

Tylko ukraiński Piłsudski mógłby uratować Ukrainę po ostatnich wydarzeniach w Odessie, gdzie milicja wypuściła separatystów zatrzymanych po zamieszkach, w których zginęło ponad 40 osób - ocenił w poniedziałek redaktor naczelny "Naszej Niwy" Andrej Dyńko.

- Sytuację może uratować chyba tylko ukraiński (Oliver) Cromwell (wódz podczas angielskiej wojny domowej w XVII w.), albo ukraiński Piłsudski, który zacznie działać zgodnie z prawami stanu wojennego. Nie jest prawdopodobne, by mógł nim zostać (były szef dyplomacji Ukrainy Petro) Poroszenko - pisze Dyńko na stronie internetowej niezależnego tygodnika "Nasza Niwa".

Publicysta podkreśla, że Rosja powtarza w Odessie doniecki scenariusz - wysyła uzbrojonych, wyszkolonych dywersantów, którzy stają się rdzeniem separatystycznych oddziałów. A jednocześnie rozpala nienawiść w telewizji i internecie. - W ten sposób Ukraina jest doprowadzana do wojny domowej lub do zniknięcia jako państwo - pisze.

- Prezydent USA Barack) Obama, (kanclerz Niemiec Angela) Merkel, a nawet (b. doradca prezydenta USA Zbigniew) Brzeziński naiwnie spodziewają się, że drapieżnik zadowoli się Krymem. Później - że interwencja ograniczy się do Donbasu. Wszystko, co robi Zachód, było ”too little and too late”; za mało i za późno - podkreśla Dyńko.

Dodaje, że Białoruś, która jest najbardziej zainteresowana w rozwoju wydarzeń na Ukrainie, ograniczyła się do paru nieśmiałych wypowiedzi, ale przy tym rozpowszechnia rosyjską propagandę w mediach.

- Większość Ukraińców na wschodzie i w Odessie zamarła. Podobnie jak milicjanci. Bo nie widzą szans na zwycięstwo, gdy prze taka armada. W pamięci rodzinnej zachowują jeszcze rok 1919 (kiedy rząd tymczasowy uchwalił połączenie Ukrainy z Rosją), ofiarną śmierć studentów pod Krutami (gdzie w starciu z bolszewikami zginęło w 1918 r. około 300 obrońców stacji kolejowej w Krutach), a potem Wielki Głód, rok 1937 i Babi Jar - pisze publicysta.

Jak argumentuje, narody Europy Wschodniej przyzwyczaiły się, że w takich sytuacjach należy się przyczaić i przeczekać, bo to jedyna szansa przetrwania.  - Tylko Polacy zdołali dokonać ”cudu na Wisłą” i od tego czasu inaczej patrzą na świat" - zauważa Dyńko.

Według niego "krwawe wydarzenia w Odessie 2 maja to tylko kropla w fali krwi, którą pewni działacze polityczni są gotowi - a nawet pragną - zalać wschodnią i centralną Europę i Kaukaz. Zmiana granic to tsunami krwi. Tylko cud nad Dnieprem mógłby je teraz powstrzymać".

PAP/agkm

Informacje o Białorusi: Raport Białoruś, serwis portalu PolskieRadio.pl