Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
polskieradio.pl
Agnieszka Kamińska 06.12.2018

B. attaché wojskowy w Warszawie: USA powinny wprowadzić sankcje na Nord Stream 2, po kryzysie azowskim wzrosły na to szanse

- Po kryzysie wokół Morza Azowskiego Zachód powinien jasno nakreślić Rosji czerwone linie. Jak najszybciej trzeba dozbroić Ukrainę w pociski przeciwokrętowe, zaawansowane drony, statki patrolowe, potrzebne są patrole okrętów USA i  NATO oraz ćwiczenia NATO i partnerów w regionie – mówi portalowi PolskieRadio24.pl Ray Wojcik, pułkownik armii USA, szef Ośrodka Europejskich Analiz Politycznych (CEPA) i były attaché wojskowy w ambasadzie USA w Warszawie. Wspomniał o tym, że budowa Nord Stream 2 stwarza także zagrożenie militarne. Ostrzegła, że Rosja niepowstrzymywana może posunąć się do zdobycia Odessy i korytarza lądowego do Krymu.

Płk Ray Wojcik ostrzegł w rozmowie z portalem PolskieRadio24.pl, że następnym krokiem Rosji może być blokada w rejonie Morza Azowskiego, co będzie ciosem w ukraińską gospodarkę.

Do tego Rosja może planować zajęcie ukraińskich portów od Donbasu do Odessy, tak by stworzyć korytarz lądowy prowadzący do Krymu, przejąć kontrolę nad Morzem Azowskim i zwiększyć bańki antydostępowe A2/AD i swoje wpływy w rejonie Morza Czarnego.

Pułkownik armii USA dyrektor CEPA Warsaw Ray Wojcik w rozmowie z portalem PolskieRadio24.pl mówił, jak ważne jest zwiększenie amerykańskiej i szerzej, natowskiej, obecności wojskowej na flance wschodniej. Tego rodzaju wzmocniona obecność poprawiłaby bezpieczeństwo i zdolności obronne całego regionu. Choć rozmowy o stałej obecności wojsk USA ciągle są na etapie początkowym, kwestią tą trzeba się zająć jak najszybciej i powinien być odpowiedni przygotowany plan działa.

Oprócz stałej obecności w Polsce, siły USA i NATO powinny poddać analizie obszar wschodniej flanki NATO, by wyszczególnić inne obszary, gdzie stała obecność może mieć znaczący wpływ w zakresie odstraszania, zapewnienia bezpieczeństwa i zdolności wojskowych w regionie.  

Pułkownik Ray Wojcik powiedział, że USA powinny zdecydować się na nałożenie sankcji na Nord Stream 2. Nord Stream 2, jak zaznaczył, to projekt stwarzający podziały w UE. Demonstruje on, że większe państwa UE mogą robić co zechcą, a inne, mniej potężne czy nie tak wpływowe, muszą ściśle stosować się do reguł Unii Europejskiej

Gazociąg stwarza również niebezpieczeństwo militarne dla regionu i całej Europy, bo można sobie łatwo wyobrazić rosyjskie plany ustanowienia flotylli Nord Streamu, która miałaby ”strzec” korytarza energetycznego. Rozwój takiej samej koncepcji widzimy od czasu zbudowania Tureckiego Potoku na Morzu Czarnym.

Dyrektor CEPA Warsaw jest zaniepokojony agresywnymi działaniami Rosji na Ukrainie. Podkreślil, że Zachód i NATO muszą pokazać Rosji czerwone linie, których nie będzie śmiała przekroczyć. Bez tego Moskwa będzie nadal testować, jak daleko może posunąć się w swoich agresywnych działaniach na Ukrainie i potencjalnie również w innych regionach flanki wschodniej NATO.

Nasz rozmówca zauważył, że nieadekwatne jest apelowanie o ”deeskalację po obu stronach” azowskiego konfliktu (jak uczyniło to m.in. niemieckie MSZ).

Tego rodzaju określenie nie czyni różnicy między agresorem i ofiarą, de facto ich zrównuje. A tego właśnie chce Rosja. Moskwa, która jest agresorem, pragnie prezentować się w propagandowym przekazie jako ofiara i obiekt niesprawiedliwych oskarżeń.

Zachęcamy do lektury wywiadu.


Ukraiński port w Mariupolu. Fot. PAP/EPA/IRINA GORBASYOVA Ukraiński port w Mariupolu. Fot. PAP/EPA/IRINA GORBASYOVA

***

PolskieRadio24.pl: Jak postrzega pan sytuację wokół Morza Azowskiego? Jak pan by opisał to, co tam się dzieje? Jakie są cele Rosji w tym przypadku?

Rosja testuje nasze zdolności obronne na rubieży NATO, a także nasze reakcje.

Rosjanie przez cały robią to samo, sondują, chcą zobaczyć jaka będzie nasza odpowiedź, jak Ukraina, Zachód, USA, NATO i UE zamierzają zareagować.

W tym przypadku Rosja postawiła nas w snowej sytuacji – nie mamy możliwości szybkiej odpowiedzi. Tak jest w obszarze dyplomacji, gospodarki i wojska. Ta okoliczność jest dla Rosji bardzo korzystna.

Ukraina zdecydowała się na wprowadzenie stanu wojennego, ale jednocześnie Kijów nie ma wystarczającej siły militarnej, by stoczyć wielką bitwę z Rosją, gdy ta zaciska pętlę wokół Morza Azowskiego.

Oczywiste jest, że Rosja chce kontynuować prowokacje i osłabiać państwo ukraińskie, na ile to możliwe, a także sprowokować chaos w UE, NATO i USA. Siłą Zachodu, NATO, UE i USA jest jedność i spójność, choć oczywiście nie tylko. To również nasz zdolność do szybkiej i zdecydowanej odpowiedzi na agresję Rosj

Rosja obecnie uczyniła kolejny krok ku temu, by zablokować handel i zmniejszyć ukraiński potencjał ekonomiczny w rejonie Morza Azowskiego.

Rosja wciąż postępuje tak samo. Rzuca wyzwanie samolotom NATO w regionie Morza Czarnego i Morza Bałtyckiego. Zbliża się na niewielką odległość do okrętów i samolotów NATO. Wzmacnia obszar antydostępowy A2AD w rejonie Kaliningradu i Krymu. Korzysta z możliwości prowokacji wobec nas, by zobaczyć, co zrobimy, jak zareagujemy. To bardzo niebezpieczna sytuacja.

Jakie można wyobrazić sobie rozwiązania, jeśli chodzi o kryzys wokół Morza Azowskiego?

Na szerszym froncie strategicznym NATO i UE powinny wypracować spójne strategiczne podejście do regionu Morza Czarnego. Oznaczałoby to większe możliwości angażowania naszych sojuszników w regionie, Turcji, Bułgarii, Rumunii, oraz naszych partnerów, czyli Gruzji, Ukrainy.

Wiele osób pyta, dlaczego w rejonie Morza Azowskiego nie było okrętów NATO, bo pogorszanie się sytuacji obserwujemy od miesięcy, już nie wspominając budowy mostu przez Cieśninę Kerczeńską, która powinna zaalarmować nas dużo bardziej, od momentu, gdy o niej usłyszano.

Na Morzu Czarnym mamy pewne ograniczenia. Jednym z nim jest konwencja z Montreux. Podpisano ją w latach 30., pozwala ona Turcji w dużym stopniu kontrolować, co może wpłynąć na Morze Czarnego i z niego wypłynąć, ruchy jednostek wymagają powiadomienia rządu Turcji.

Z powodu konwencji z Montreux, okręt NATO bądź inny, nie podchodzący z regionu Morza Czarnego, może pozostać w tym akwenie maksymalnie do 21 dni, po czym musi go opuścić. To jest poważne ograniczenie, jeśli chodzi o patrole okrętów NATO w regionie, jak też ćwiczenia z udziałem NATO. Ograniczenia dotyczą również wagi statków. Jednak w ramach konwencji z Montreux wciąż można zrobić więcej niż dotychczas jeśli chodzi o obecność Sojuszu na Morzu Czarnym, jak też manewry wojskowe.

Koherentna strategia NATO w odniesieniu do Morza Czarnego powinna skoncentrować się na większym wsparciu ze strony Turcji. Jako kluczowy członek NATO, Turcja może wiele dobrego zdziałać w regionie Morza Czarnego. W rękach Turcji jest na przykład uaktualnienie konwencji z Montreux.

Turcja może być liderem czarnomorskiej marynarki wojennej razem z Rumunią, jeśli chodzi o przeciwstawienie się rosyjskim wpływom w regionie Morza Czarnego. NATO i USA miały do czynienia z szeregiem wyzwań, jeśli chodzi o relację z Turcją w ciągu ostatnich lat. USA mogłyby zastanowić się nad powrotem do rozmów o niedoszłych wcześniej do skutku planach sprzedaży uzbrojenia, m.in. systemów obrony powietrznej. Tego rodzaju porozumienie z USA mogłoby stworzyć warunki do tego, aby przekonać Turcję do uaktualnienia konwencji z Montreux.

Jeśli chodzi o kwestie dyplomatyczne, straciliśmy szansę jako Zachód i jako Sojusz, by wystąpić z bardzo wyrazistym spójnym oświadczeniem na temat rosyjskiej agresji. Pojawiło się wiele oświadczeń – amerykańskie mogłoby być nieco szybsze i o mocniejszym wydźwięku.  Jednak Niemcy w swoim komunikacie wezwali do deeskalacji po obu stronach, mimo tego, że jest aż nazbyt ostro widać w tym przypadku, że Rosja jest agresorem. Słowa o obustronnej deeskalacji włączają Ukrainę do tej samej kategorii, jak Rosję – agresora. 

To problem. Potrzebujemy szybkich, spójnych przekazów z Zachodu, NATO, UE, w których wszyscy stwierdzimy m.in. że rosyjska agresywna działalność w tym regionie zmierza do aneksji kolejnych terytoriów – w tym przypadku chodzi o Morze Azowskie. Krym nie jest rosyjskim terytorium i krymskie, ukraińskie wody terytorialne należą do Ukrainy. Zachód musi być w tej kwestii bardzo szybki, silny i prezentować jednolite stanowisko.

Jeśli chodzi o front militarny, musimy rozważyć dodatkowe uzbrojenie Ukrainy. Ukraina potrzebuje: (1) pocisków przeciwokrętowych, (2) więcej statków patrolowych, (3) systemów obrony powietrznej, (4) systemów ostrzegania wywiadowczego i na morzu, (5) nowoczesnych dronów, z systemami umożliwiającymi dokonanie ataku.

Dodałbym tutaj jeszcze kilka innych punktów, wśród nich są na przykład postulat przeprowadzania większej liczby morskich ćwiczeń USA, NATO i Ukrainy a także współpraca wywiadowcza między Ukrainą, USA i NATO. Nawet w ramach konwencji z Montreux można mieć nawet dziewięć jednostek patrolujących na Morzu Czarnym.

Powinniśmy zwiększyć monitoring z pomocą dronów, samolotów bezzałogowych nad Morzem Czarnym i wymieniać się informacjami z Ukrainą.

Jeśli chodzi zaś o gospodarkę, powinniśmy pomyśleć o kolejnych sankcjach wobec Rosji, możemy zamrozić aktywa niektórych rosyjskich banków, nałożyć sankcje na rosyjski transport morski, m.in. na Morzu Czarnym – to mogłaby być bezpośrednia odpowiedź.

I wreszcie, nadszedł czas, by USA poczyniły odważne kroki ku nałożeniu sankcji na przedsiębiorstwa wspierające Nord Stream 2.

Jak rozumiem, teraz wzrosły szanse na to, by takie sankcje weszły w życie?

Tak.

Mamy bardzo trudną sytuację w regionie Morza Czarnego, ale oczywiście nie wolno zapomnieć o tym, że wokół Morza Bałtyckiego jest bardzo niebezpiecznie. Myślę, że również w rejonie Morza Bałtyckiego nie uczyniliśmy wystarczająco wiele, by zapewnić bezpieczeństwo. Cały czas widzimy aktywność rosyjskich samolotów nad Bałtykiem, mamy Iskandery w Kalinigradzie, już nie wspomnę o bańce antydostępowej. Z powodu zagrożenia ze wschodu polski rząd stara się obecnie o zwiększenie obecności armii amerykańskiej w naszym kraju. Jak pan się na to zapatruje?

Jeśli chodzi o obszar Morza Bałtyckiego, ta charakterystyka zagrożeń jest całkiem trafna. To dlatego CEPA wywiera silny nacisk na NATO, USA, Zachód, by myślały o podejściu do bezpieczeństwa na wschodniej flance w rzeczywiście spójny sposób.

W przyszłym roku główny projekt CEPA z zakresu bezpieczeństwa akcentuje wagę spójnego podejścia do flanki wschodniej i jego celem jest przedstawienie znaczących rekomendacji w kwestii osiągnięcia tego celu. Chodzi o koncentrację zarówno na Morzu Czarnym, jak i Bałtyku, i niepomijanie żadnych istotnych kwestii, poświęcanie im odpowiedniej uwagi.

Teraz wygląda na to, że będziemy mieli tutaj w regionie Bałtyku dodatkowe zagrożenie – to znaczy wspomniany Nord Stream 2.

Nord Stream 2 to nie tylko projekt, który burzy jedność UE. Sprawia wrażenie, że potężny kraj UE, może grać według innych reguł, a mały albo nie tak bogaty, musi stosować się do zasad UE i nie ma tak mocnego głosu jak większe kraje Unii. To dzieli Unię. Stwarza to również bezprecedensową sytuację, gdy gaz z Rosji w olbrzymiej większości transportowany jest przez jeden podwodny korytarz i tylko do Niemiec. Nord Stream 2 sprawia, że Niemcy znajdą się w uprzywilejowanej sytuacji gospodarczej, bo będą kierować transport gazu dalej, już lądem, z niemieckiego terytorium. Projekt ten torpeduje zupełnie cele europejskiej dywersyfikacji gazowej. Do tego  Ukraina stracić może większość dochodów z tranzytu gazu przez swoje terytorium.

I proszę nie popełnić błędu – utrata dochodów z tranzytu musi być powiązana z kwestią przyszłej rosyjskiej agresji na Ukrainie. Nord Stream 2 na Morzu Bałtyckim sprawi, że Rosja zobaczy zielone światło na bardziej agresywną aktywność wojskową na Ukrainie. Gdy rosyjski gaz przestanie płynąć przez Ukrainę, Rosja nie będzie musiała martwić się o reakcję Europy Zachodniej, bo tranzyt nie zostanie przerwany w przypadku potencjalnej większej agresji Rosji na Ukrainie. 

Podwodny korytarz gazowy, Nord Stream 1 i 2, z pewnością dostarczy Rosji pretekstu dla tworzenia „fslotylli Nord Streamu”, której „misją” ma być zapewnienie bezpieczeństwa gazociągom. Będzie on również usprawiedliwieniem dla zwiększenia obecności Rosji na Morzy Bałtyckim. Stworzy nowe zagrożenia dla państw w regionie Morza Bałtyckiego i poza nim.

A jakie jest stanowisko CEPA w sprawie planów zwiększenia obecności armii USA w Polsce? Polski rząd bardzo stara się obecnie uruchomić ten proces.

Rosjanie wciąż wzmacniają swoje zdolności militarne w obwodzie kaliningradzkim poprzez nowoczesną obronę powietrzną i nowoczesne pociski dalekiego zasięgu. Na okrętach mogą umieszczać pociski manewrujące typu Kalibr, które mogą sięgać daleko w głąb Europy. To tylko niektóre przykłady groźnej rosyjskiej aktywności.

CEPA przygotowała specjalny raport na temat stałej obecności wojsk USA. CEPA przyjęła, że gdy państwa wschodniej flanki wstąpiły do NATO, otrzymały dwa spośród trzech rodzajów dóbr, którymi dysponuje Sojusz. Dostały zatem (1) infrastrukturę polityczną, (2) infrastrukturę traktatową (Artykuł 5). Jednak wschodnia flanka nie dostała stałej infrastruktury militarnej.

Dlatego CEPA pod hasłem ”teraz jest czas” wzywa, by rozważyć stałą obecność wojsk USA/NATO na wschodniej flance, a najlepszym miejscem, by rozpocząć ich rozmieszczenie jest Polska.

Wierzymy, że taka decyzja po wzmocni siłę odstraszania, poprawi bezpieczeństwo naszych sojuszników w regionie. Co więcej, w ten sposób pogłębiamy integrację w obszarze wojskowym – sił USA i Polski oraz innych sojuszników. Nawiązywane są relacje między jednostkami wojskowymi, co zwiększa zdolności wojskowe Polski i wschodniej flanki.

Ważnym zadaniem na następne 10-15 lat powinno być wzmocnienie europejskiego filaru NATO. Stała obecność wojsk USA w Polsce to odpowiedź na tę potrzebę. W dłuższej perspektywie, jeśli USA będą musiały odpowiedzieć na zagrożenie w rejonie Pacyfiku, w związku z aktywnością Chin, to system stałej obecności na wschodniej flance NATO sprawi, że sojusznicy w regionie będą silniejsi i będą lepiej radzić sobie z zagrożeniami ze strony Rosji. I nie tylko Polsce podoba się pomysł stałej obecności wojsk USA w tym kraju. We wszystkich analizach i dyskusjach CEPA spotykała się tylko i wyłącznie z poparciem dla stałej obecności wojsk USA w Polsce ze strony innych sojuszników w regionie. Żadne z państw nie pyta ”Dlaczego w Polsce?”. Państwa bałtyckie przekazały na przykład, że stała obecność wojsk USA w Polsce to będzie jasny sygnał dla Rosji, że istnieją czerwone linie USA i NATO, a także iż siły USA są teraz bliżej narażonych na potencjalne niebezpieczeństwo państw bałtyckich. W związku z tym, że zachodni sojusznicy mają obawy w związku ze stałą obecnością USA, CEPA przyjmuje stanowisko, iż dyskusja na ten temat się rozpoczęła i trzeba teraz poświęcić czas na to, by omówić, jak stała obecność miałaby wyglądać, jakie są koszty, a jakie korzyści.  Z pewnością mamy w ujęciu państw zachodnich t pewne nieporozumienie, to znaczy, że stała obecność ma oznaczać duże bazy USA, z dużymi statycznymi jednostkami. Nam nie o to chodzi. Nie chodzi również o to, by zakończyć rotacyjny system lokowania wojsk na flance. Chcemy powiązać siły i infrastrukturę rotacyjne i stałe we właściwy sposób, tak by odpowiedzieć na rosyjską agresję.

Jakie mogą być przyszłe scenariusze rosyjskich działań? Jak może rozwinąć się sytuacja?

Jeśli nie odstraszymy Rosjan, będą postępowali tak jak do tej pory, będą kolejne kroki z ich strony. Jak ostatnio zauważył dyrektor rosyjskiego programu CEPA, Rosja traktuje Ukrainę jako królika doświadczalnego i testuje na niej swoje agresywne działania. Jeśli widzi sukces, może powtórzyć to samo na innych obszarach, łącznie z terytorium państw NATO.

Niektórzy twierdzą, że stała obecność sił USA w Polsce mogłaby sprowokować Rosjan. Ale jeśli spojrzymy na Kaliningrad, Krym, Donbas, Gruzję, Syrię, MH17, atak na Skripala, Nord Stream2, etc. widzimy, że Zachód nie odpowiedział na te działania Rosji w sposób trwały. Kilka lat temu znany czterogwiazdkowy generał z ironią powiedział tak: ”Słyszałem, że prowokują Rosję… Moje pytanie brzmi, kiedy my (Zachód) będziemy prowokowani?”.

Zgadzam się z tą uwagą, czas, by Zachód zrobił coś więcej i to w przemyślany sposób. Rosja reaguje na siłę – zatem zademonstrujmy tę siłę wobec Rosji.

NATO powinno wzmacniać swoje bezpieczeństwo w wielu wymiarach. Powinniśmy nie tylko skupić się na siłach lądowych, morskich i powietrznych, ale także na wojnie informacyjnej, cyberwojnie, walce z propagandą,  ale i w walce na arenie prawnej, gdzie Rosja stara się bezzasadnie dowodzić, że należy jej się moralne wsparcie w związku z dokonaną przez nią agresją).

Rosja stara się również wbijać kliny w Europie, angażując się w lokalne, regionalne, narodowe kampanie i w wybory, chce podzielić Zachód i nastawić go przeciw USA. Celem nie zawsze jest skłonienie którejś z sił do poparcia Rosji, wystarczy czasem pogłębienie wewnętrznego podziału.

Jeśli chodzi o obecną sytuację w regionie Morza Azowskiego, martwi mnie kilka spraw. Myślę, że Rosjanie będą szczęśliwi, jeśli prezydent Ukrainy Petro Poroszenko przedłuży stan wojenny. Wtedy niektórzy Ukraińcy będą mogli oskarżać go o wykorzystywanie stanu wojennego i będą starali się osłabić jego pozycję.

Gdy zaś mówimy o Morzu Azowskim, Rosjanie będą starali się wmówić wszystkim, że są ofiarą, a akwen ten i wody wokół Krymu należą tylko do nich. Oczywiście to nieprawda.

Rosja będzie starała się destabilizować sytuację w regionie Morza Azowskiego, może prowadzić blokadę. To osłabiłoby wpływy Ukrainy z jej portów w Mariupolu i Berdiańsku.

W pewnym momencie Rosja może zająć te porty, twierdząc, że to część jej strategistycznego korytarza logistycznego z Donbasu do Krymu.

Zachód musi zatem szybko odpowiedzieć na te zagrożenia. Zachód musi powstrzymać Rosję przed takimi działaniami. Czerwone linie są tutaj bardzo ważne, muszą być wskazane, a NATO musi być gotowe, by ich bronić.

Prezydent USA Donald Trump odwołał swoje spotkanie z Władimirem Putinem na szczycie G20. Czy to  był dobry pomysł?

Oczywiście, że tak. Putin nie powinien brać udział w tak ważnym spotkaniu po dokonanej przez Rosję agresji, tak jakby wszystko było w porządku. Chodzi tu o stosunek USA, ale i Zachodu do Rosji.

Faktem jest, że nic nie jest w porządku od czterech lat, Rosja nie może być nagradzana.

Jeśli Kreml chce spotkania z prezydentem USA, powinien niezwłocznie uwolnić 24 ukraińskich marynarzy, oddać ukraińskie okręty, przeprosić za zabranie statków, staranowanie jednej z jednostek i ich ostrzał. Rosja powinna podejść do tej sprawy pozytywnie, to może doprowadzić do przyszłego spotkania z prezydentem Stanów Zjednoczonych.

***

W podsumowaniu tej rozmowy chciałbym wyróżnić następuje kwestie

1.      Nie czas, by wzywać ”obie strony” do deeskalacji. Widać jasno, kto jest agresorem, a kto ofiarą. Ukraina ma prawo do żeglugi po wodach międzynarodowych. Tylko jedna- strona potrzebuje wezwania do deeskalacji - Rosja. Wprowadzanie pozoru równości między stronami to przyjęcie reguł gry Putina.

2.      Eskalacja rosyjskiej agresji nie dotyczy jakiegoś odległego kraju, o którym niczego nie wiemy. Morze Azowskie to test dla Zachodu – nie tylko dla Ukrainy.

3.      Obrona Ukrainy na tym etapie jest równoznaczna z obroną systemu międzynarodowego, opartego na rządach prawach. Jest on tego wart.

4.      CEPA wskazała w raporcie ws. obrony przesmyku suwalskiego trzy kluczowe obszary, w których musimy wzmocnić swoje kompetencje, po pierwsze to szybkość uznania, że doszło do rosyjskiej agresji, następnie szybkość decyzji i szybkość odpowiedzi na agresję.

5.      Zachód powinien podjąć szybkie działania, w tym dotyczące rozmieszczenia stały sił USA i NATO w Polsce i potencjalnie w innych miejscach wschodniej flanki NATO. 

***

Płk Ray Wojcik jest dyrektorem warszawskiego biura CEPA (The Center for European Policy Analysis), Ośrodka Europejskich Analiz Politycznych. Jest emerytowanym pułkownikiem armii USA, był attaché wojskowym w Polsce.

***

Rozmawiała Agnieszka Marcela Kamińska, PolskieRadio24.pl