Logo Polskiego Radia
POSŁUCHAJ
PolskieRadio24.pl
Agnieszka Kamińska 30.09.2020

Armeński politolog: potrzeba presji świata na Turcję, Baku, ta wojna niszczy szanse na pokój między naszymi narodami

- Lider Azerbejdżanu nastawia swój naród przeciwko Armenii – mówi portalowi PolskieRadio24.pl znany armeński politolog Stepan Grigorjan. Podkreśla, że obecnie bardzo ważna jest reakcja społeczności międzynarodowej na obecny konflikt, przede wszystkim, jak mówi, presja na Azerbejdżan i Turcję, by działania militarne nie były kontynuowane. Jak zaznacza, Armenia deklaruje przez cały czas, że jest gotowa do rozmów, tymczasem Turcja włącza się w konflikt, choćby popierając dążenia Baku do militarnego rozwiązania kwestii Arcachu - Górskiego Karabachu. - Ormianie traktują to, co się dzieje, jako walkę o przetrwanie ich narodu - mówi.

nord stream 2 opis
Czy Nawalny zatrzyma projekt Nord Stream 2? B. ambasador USA w Polsce: agresja Putina musi zmienić świadomość Zachodu

Od kilku dni trwają walki w regionie Górskiego Karabachu. Prezydent Azerbejdżanu Ilham Alijew zapowiada, że Baku będzie prowadzić działania zbrojne w Górskim Karabachu, póki będą tam obecne armeńskie siły zbrojne. Trwają walki. Jak podają media, o determinacji do walki zapewnił OBWE przedstawiciel Azerbejdżanu przy tej organizacji - miał powiedzieć, że tylko wycofanie wojsk Armenii spowoduje, że obecne pokolenie Ormian uniknie wielkich ofiar śmiertelnych. Alijew dziękował także prezydentowi Turcji Tayyipowi Recepowi Erdoganowi za wsparcie w konflikcie. Baku zaprzecza jednocześnie, by tureckie wojska były zaangażowane w walki.

Jednak Armenia stwierdza oficjalnie, że w regionie działań zbrojnych wojskowi Turcji używali m.in. samolotów bezzałogowych. Armeńskie MSZ oficjalnie wzywa do "natychmiastowego wycofania tureckich sił zbrojnych, w tym sił powietrznych, ze strefy konfliktu". Szef MSZ Turcji w odpowiedzi na to stwierdza, że Baku nie zwracało się o wsparcie militarne do Turcji.

Jak wygląda ten konflikt z punktu widzenia Armenii? Jakie są rozwiązania, co robić, by zapobiec rozlewowi krwi? O tym mówi portalowi PolskieRadio24.pl znany armeński analityk polityczny, Stepan Grigorjan.

***

PolskieRadio24pl: Jak pan ocenia obecną sytuację w Armenii, w Azerbejdżanie, walki Górskiego Karabachu? Są ofiary, wiele osób, żołnierzy, także cywilów zginęło.

Stepan Grigorjan, ekspert Analytical Centre on Globalization and Regional Cooperation (ACGRC): Jeśli chodzi o polityczną ocenę sytuacji, bardzo ważne jest rozumienie tego, że to nie jest tylko i wyłącznie kwestia agresji Azerbejdżanu przeciwko Arcachowi - Górskiemu Karabachowi (Arcach to armeńskie określenie tego regionu, red.). Baku od dawna starało się wypędzić Ormian z Arcachu - Górskiego Karabachu – taką retorykę słyszeliśmy już wcześniej. Jednak teraz w mojej ocenie dochodzą do tego dwa czynniki – i bardzo ważne, by społeczność międzynarodowa to rozumiała.

Pierwszy faktor dotyczy Turcji. Baku zawsze wzywał Ankarę na pomoc, by pomogła mu sprawie Górskiego Karabachu. Baku chce, by Ankara zaangażowała się w regionie.

Wojna trwa już kilka dni. Faktor turecki jest tutaj znaczący. Azerbejdżan używa na przykład dronów tureckiej produkcji. Są doniesienia o bojownikach z pn. Syrii wysłanych do Azerbejdżanu.

Dyplomaci Armenii podają takie informacje, Azerbejdżan zaprzecza.

Jednak Turcja angażuje się w ten konflikt. To niebezpieczne, pamiętamy np. ostatnie działania Turcji w przypadku złóż gazu wokół Cypru czy na Bliskim Wschodzie, tego rodzaju agresywna polityka w wykonaniu Ankary jest niebezpieczna.

Jest i drugi czynnik. Ilham Alijew rozumie, że ostrej, autorytarnej formie rządów sprawowanych przez niego nie zostało już wiele czasu – i dlatego też Baku rozpoczęło wojnę.

Po rewolucji w Armenii zaczęła się i rewolucja na Białorusi. Demokratyczne władze w Armenii to zagrożenie dla Alijewa. W mojej ocenie w walce z demokratycznym systemem w Armenii zjednoczyły się rządy w Baku i w Ankarze.

Było już tak, że miały miejsce konflikty, zaostrzenia konfliktów między Baku i Ankarą. Jak teraz będzie się rozwijała sytuacja? Czy jest szansa na wyciszenie, na powrót do normalności? Sytuacja obecnie wygląda groźnie... 

Sytuacja jest niezwykle poważna. W sytuację na południowym Kaukazie angażuje się Turcja. Przedstawiciele władz Turcji mówią o gotowości pomocy dla Azerbejdżanu. To odbieramy jako zagrożenie dla narodu ormiańskiego, bo wszyscy tutaj pamiętamy o ludobójstwie Ormian, które miało miejsce około stu lat temu.

Tym razem już nie jest wojna o Republikę Arcach/Górski Karabach, ale walka w szerszym wymiarze, Ormianie traktują to co się dzieje, jako walkę o przetrwanie ich narodu.

Sytuacja jest bardzo niebezpieczna. Walki zaczęły się na całej linii rozgraniczenia, miało miejsce użycie czołgów i ciężkiej artylerii, był ostrzał miejsc zamieszkałych przez ludność cywilną. Oprócz ofiar wśród żołnierzy są także ofiary wśród ludności cywilnej. Azerbejdżan aktywnie używa dronów, a także systemów Grad, TOS.

Rosyjskiego pochodzenia.

Najpierw miały miejsce walki przeciwko Republice Arcachu/Górskiemu Karabachowi. Potem jednak strzały padły na wioskę ormiańską  - na Wardenis. Walki przeniosły się zatem i na terytorium Armenii. Podpalono zwykły autobus, jakie jeżdżą pewnie i w Warszawie, ale na szczęście był pusty.

Trzeba wezwać społeczność międzynarodową, by była aktywna i zareagowała na to, co się dzieje. Jednak tu nie pomogą zwykłe słowa, by żyć w pokoju, w przyjaźni.

Trzeba potępić działania Azerbejdżanu i jego dążenia, by sprawę Górskiego Karabachu rozwiązać drogą militarną.

Sytuacja jest inna niż w 2016 roku – społeczność międzynarodowa musi adekwatnie zareagować. Armenia jest gotowa do rozmów. Ale społeczność międzynarodowa musi zaapelować do Turcji, by wyrzekła się w tej kwestii agresywnych działań.

Ankara takiemu bezpośredniemu udziałowi w konflikcie zaprzecza.

Ale Turcja angażuje się w ten konflikt, już gdy zapewnia o swoim wsparciu dla Azerbejdżanu. Takie działania powinny być zagrożone sankcjami. Trzeba też wezwać Azerbejdżan, by nie ostrzeliwał cywilnych obiektów. To przeciw wszystkim międzynarodowym konwencjom.

Wielu przypomina, że konflikt między Armenią i Azerbejdżanem jest w interesie Rosji. To oznacza, że jest i duże ryzyko wmieszania się w tę sytuację władz na Kremlu. Kreml jest zresztą i tak w dużej mierze odpowiedzialna za ten stan rzeczy, za to, co dzieje się na Kaukazie, przysporzył tutaj wiele zła.

Rosja chce wykorzystać sytuację i Armenii, i Azerbejdżanu, manipulując nimi w swoim interesie. Jednak w mojej ocenie Rosja nie chce, by w tym regionie miała miejsce bardzo duża wojna. Jest prawdopodobne, że jeśli by ona wybuchła, zaczną się niepokoje na Północnym Kaukazie.

Rosja nie jest państwem demokratycznym, Ormianie krytykują Kreml, ja często go krytykuję i tak będę czynił nadal. Ale Rosja nie chce dużej wojny, jej potrzebne są mniejsze potyczki, pomniejsze walki.

Ponadto, to co się dzieje, niesie ze sobą napięcia także w Gruzji, gdzie mieszka wielu Ormian i Azerów. Rosji jest potrzebna mała wojna – manipulują Armenią, Azerbejdżanem, polityka Kremla jest bardzo destrukcyjna, ale moim zdaniem Kremlowi potężny wybuch konfliktu nie jest na rękę. Nie bronię Rosji, krytykuję Kreml stale i zapewne nadal będę musiał to robić.

Co można zauważyć, Kreml jest obowiązany pomóc Armenii w wymiarze wojskowym, ale nic takiego się nie dzieje.

Chodzi tu mi o wydarzenia w ormiańskim Wardenisie, gdzie miały miejsce azerskie działania.

To, co się dzieje, jest niebezpieczne. Miejmy nadzieję, że można te walki zatrzymać. Trudno wyobrazić sobie, co czują zwykli obywatele: i Armenii, i Azerbejdżanu. Z pewnością bardzo boją się o swoją przyszłość. Oby przyniosła im pokój.

W Armenii nie czujemy strachu. Ludzie odbierają to, co się dzieje, jako walkę o przetrwanie narodu, o przeżycie. Ludzie zapisują się do armii – sami, zanim zostaną wezwani.

Dla Azerbejdżanu, a w szczególności Ilhama Alijewa – sytuacja wygląda inaczej. Azerowie to normalny, zwykły naród, ale Alijew nastawia go przeciwko Ormianom, wiodąc go na skraj przepaści.

Ormanie nie boją się niczego, bo to, co się dzieje, to dla nas sprawa życia i śmierci, nie Arcachu/ Górskiego Karabachu. Rozpoczynając szerzej zakrojone działania, Alijew przekroczył granicę. Ofiar jest już wiele, ich liczba rośnie po obu stronach. Mówi się nawet o setkach ofiar, już nie dziesiątkach. Jestem przeciwnikiem wojny, ale Baku powinno otrzymać odpowiedź na swoją prowokację.

W Armenii jest stan wojenny, ogłoszono mobilizację, ale ludzie zgłaszają się do armii wcześniej, niż zostali wezwani. Jadą na front.

Bardzo ubolewam nad tym, co zrobił Alijew, bo to rozdzieli nasze narody jeszcze bardziej na wiele lat w przyszłości. Odrzuci je od siebie na wiele lat. To, co się dzieje, niszczy szanse na pokój, na negocjacje.

Długoterminowe rozwiązanie konfliktu między Baku a Erywaniem jest zatem obecnie nieprawdopodobne.

Nieprawdopodobne. Jest za to prawdopodobieństwo, że parlament Armenii może uznać niepodległość Górskiego Karabachu. Nie jestem zwolennikiem takich działań, ale teraz ich prawdopodobieństwo rośnie.

***

Ze Stepanem Grigorjanem, ekspertem Analytical Centre on Globalization and Regional Cooperation (ACGRC), rozmawiała Agnieszka Marcela Kamińska, PolskieRadio24.pl

PAP PAP